Powód jest bardzo błahy: zdecydowana większość przedsiębiorców nie potrzebuje kompetencji informatycznych, gdyż ich biznes jest zupełnie gdzie indziej. Można to dość plastycznie zilustrować przykładem firmy, która zamiast nabyć samochód, kupuje silnik, koła i karoserię osobno, wynajmuje halę produkcyjną, zatrudnia fachowców i składa auto na własne potrzeby. Nikt tak nie robi, prawda? Dzięki chmurze menedżerowie na tej samej zasadzie przestają się zajmować IT, bo to najczęściej nie jest trzonem ich biznesu.

Tę zmianę potwierdzają także statystyki. Wyraźne trendy widać w globalnych danych dotyczących rynku serwerów fizycznych oraz chmury typu IaaS, bo to głównie ona jest komplementarna wobec tradycyjnej infrastruktury. Owszem, tendencja spadkowa na rynku tradycyjnych serwerów, którą obserwowaliśmy w latach 2012–2013, ostatnio wyhamowała. W roku 2014 wzrost jego wartości wyniósł 0,8 proc. (Gartner, marzec 2015). Jakkolwiek tego nie zinterpretujemy, nie robi to wrażenia przy wzroście wartości usług typu IaaS o 41,3 proc. (Gartner, maj 2015).

Proszę się nie dziwić. Rynek serwerów jest nasycony, a teraz najzwyczajniej w świecie należałoby ten sprzęt właściwie wykorzystać. W branży mówi się wprost, że obecnie wykorzystywanych jest zaledwie ok. 15 proc. ich mocy obliczeniowej. Szalone, prawda? Biznes jednak nie jest szalony i coraz częściej mówi „sprawdzam”, sięgając po chmurę obliczeniową.

 

Łatwe pieniądze

Zwróćmy jednak uwagę na jedną rzecz: wartość rynku serwerów fizycznych i chmury IaaS. Pierwszy wycenia się obecnie na ok. 53 mld dol. (Gartner, marzec 2015), a drugi na ok. 17 mld dol. (Gartner, maj 2015). Co z tego wynika? Otóż sprzedaż serwerów fizycznych wciąż zapewnia solidną porcję gotówki do wzięcia. Co więcej, wciąż jest to rynek „łatwy w komunikacji”, ponieważ serwer jako kategoria produktu jest obecny na rynku od wielu lat, zaś chmura jest pojęciem stosunkowo nowym i wymaga edukacji klientów. Od kilkudziesięciu lat firmy są „uczone”, że aby wdrożyć np. system CRM, należy kupić serwer. Nic zatem dziwnego, że przyzwyczajenia te wciąż zbierają żniwo.

 

Można więc zaryzykować twierdzenie, że sprzedaż fizycznych serwerów to wciąż easy money, czyli łatwy przychód, z którego najwięksi producenci wcale nie chcą rezygnować. I to mimo faktu, że w obliczu chmury kupowanie sprzętu w większości firm wydaje się bezzasadne. To właśnie dlatego często słyszymy historie o tym, że chmura jest niebezpieczna, że nie wiadomo, gdzie przechowywane są dane, że najlepiej wciąż kupić serwer i codziennie mieć możliwość sprawdzenia, czy migają na nim odpowiednie diody. Działa przy tym prosty mechanizm psychologiczny, który daje poczucie bezpieczeństwa w sytuacji, gdy nasze zasoby mają postać fizyczną.

 

„Prywatny” puder

Najwięksi dostawcy wymyślili jeszcze jedną historię, aby obronić stary porządek – chmurę prywatną, która pozwala sprzedawać tradycyjne serwery, ale wykorzystuje przy tym zainteresowanie klientów towarzyszące chmurze. Najczęściej mamy w tym przypadku do czynienia z prostą wirtualizacją zasobów, która ma niewiele wspólnego z korzyściami płynącymi z chmur publicznych.

Patrząc na rynek z takiej perspektywy zrozumiemy, dlaczego najwięksi producenci z jednej strony wciąż umacniają mit o znacznie większym bezpieczeństwie posiadanej przez klienta infrastruktury, a z drugiej inwestują w chmurę (idealnym przykładem jest IBM, który przejął SoftLayer – dostawcę usług cloud computing). Nie chcą bowiem jeszcze rezygnować z niedojedzonego tortu, ale rozumieją też, że trzeba rozglądać się za innymi – zdecydowanie smaczniejszymi – kąskami.

Trwa zatem okres przejściowy – stary porządek, polegający na kupowaniu fizycznych serwerów, traci impet, ale dostawcy nie chcą jeszcze porzucić dotychczasowych źródeł przychodów. Jednak historia firm IBM i SoftLayer pokazuje dobitnie, że nawet dostawcy sprzętu doskonale rozumieją, że od chmury nie ma odwrotu. Samochód wyparł powóz, druk wyparł skrybów, a chmura usunie z firm kurzące się serwery. I to już bardzo niedługo.