CRN
Był pan kiedyś właścicielem forda pinto, którym jeździł Jan Paweł II. Czy jest
pan kolekcjonerem papamobile?

Marek
Hołyński
To był przypadek. Byłem wtedy pracownikiem Massachusetts
Institute of Technology w ramach wymiany stypendialnej. Żyłem bardzo
oszczędnie ze względu na niskie dochody. Jednym z moich polskich znajomych
był profesor z Harvardu, lider bostońskiej Polonii. Poprosił mnie kiedyś,
żebym pomógł mu odstawić na szrot samochód jego żony. Po drodze uznałem, że
auto wprawdzie słabo jeździ, ale jeszcze jeździ. Kupiłem je za tyle, ile wynosiła
opłata dla właściciela szrotu.

 

CRN
A co z papieżem?

Marek
Hołyński
Akurat egzemplarzem pinto mój znajomy woził po Bostonie
Karola Wojtyłę, wówczas jeszcze krakowskiego biskupa. Gdybym wtedy wiedział to,
co wiem teraz, pociąłbym to auto na relikwie, zamiast oddawać na złom.

 

CRN Podobno
ten model charakteryzował się tym, że wybuchał nawet przy niewielkich
stłuczkach?

Marek
Hołyński
Tak, to nie był mój najlepszy interes w życiu.

 

CRN Spędził
pan wiele lat w Dolinie Krzemowej, a więc w miejscu,
w którym – jak pan to kiedyś określił – nie ma wolnego czasu.
Czy było warto?

Marek
Hołyński
To jest trochę tak jak ze wspomnieniami z Legii
Cudzoziemskiej. Wraca się do tego po latach i mówi, że było ciężko, ale
ciekawie. Do Doliny trafiają tylko ci, którzy bardzo chcą i ciężko na to
pracują. Warto podkreślić, że wyścig do kariery zaczyna się w bardzo
młodym wieku.

 

CRN Ile
wynosi średni okres wypalenia zawodowego w Dolinie Krzemowej?

Marek
Hołyński
Osiem lat, ale do tego najczęściej trzeba doliczyć kilka
lat ostrej rywalizacji w szkole średniej i na studiach. Pamiętam, że
jako wykładowca MIT przychodziłem rano do laboratorium i wyrzucałem
z niej studentów, którzy spędzali tam całą noc na nauce i badaniach.
Dawałem im przydzielone przez dziekana bilety na basen czy do jakiegoś klubu
tanecznego. Chodziło o to, żeby choć trochę oderwali się od roboty. Oni
grzecznie opuszczali salę, a ja szedłem na śniadanie. Po posiłku wracałem,
aby spotkać tych samych studentów, którzy po cichutku zdążyli wrócić do zajęć.
Takiego pędu do kariery nie sposób zatrzymać ani zabronić.

 

CRN A czy pan
doświadczył wypalenia?

Marek
Hołyński
Ja zacząłem karierę w Dolinie dość późno, bo
w wieku ponad 30 lat. Byłem więc bardziej dojrzały psychicznie niż
otaczające mnie młokosy. Poza tym nigdy nie byłem odizolowany od świata. Miałem
rodzinę, przyjaciół, jakieś zainteresowania. Nie byłem więc nadmiernie
przechylony w stronę kariery. Odszedłem z Doliny, kiedy wraz
z partnerami znaleźliśmy inwestora dla naszej spółki. Po jej sprzedaży mogłem
zaczynać od nowa, to znaczy podjąć prace nad kolejną rewolucyjną technologią.
Nie chciałem jednak startować z kolejną kilkuletnią harówką bez pewności
sukcesu.

 

CRN
Nie wszyscy wytrzymywali mordercze tempo…

Marek
Hołyński
Miałem kolegę, fenomenalnego programistę, który pracował
niezwykle szybko i wydajnie. Wymyślił najlepszy wówczas algorytm
trójliniowego teksturowania, stosowany w większości popularnych gier.
Pewnego dnia zebraliśmy się przy obiedzie, aby omówić detale kończonego
projektu. Kolega nie zabierał głosu, wyglądało, że koncentruje się na
przypisanych mu usprawnieniach. Nagle uniósł talerz zupy i wylał ją sobie
na głowę. Odwiedzałem go w szpitalu kilkakrotnie. Żadnego kontaktu.
Siedział na łóżku, obserwując w skupieniu ścianę…

 

CRN
Smutne. Za to jeśli ktoś wytrzymał, mógł liczyć na życie rentiera.

Marek
Hołyński
Tak, po wejściu firmy na giełdę można było się nieźle
wzbogacić. Jeden mój znajomy kupił ranczo w Montanie i hodował owce.
Drugi zaprosił mnie kiedyś na wyspę koło Tahiti, gdzie założył szkołę nurkowania
w towarzystwie rekinów. Szczęściarze…

 

CRN
Nad czym pracuje teraz Instytut Maszyn Matematycznych? Czy możemy nazwać go
polską Doliną Krzemową?

Marek Hołyński To byłoby duże nadużycie. Nie ma drugiego takiego fenomenu, choć
próbowano w kilku miejscach świata.

 

CRN Dlaczego
nigdzie nie udało się powtórzyć sukcesu Silicon Valley?

Marek
Hołyński
Ludzie nie zdają sobie sprawy, jaki potencjał jest
potrzebny, żeby opracować rynkowy przebój. Przede wszystkim trzeba zatrudnić
kilkuset inżynierów światowej klasy, bo jak weźmiemy tych drugiej kategorii, to
otrzymamy przeciętny produkt. Poza tym wielkie znaczenie odgrywa szczególna
atmosfera panująca w Dolinie. Człowiek dostaje tam niesamowitego kopa do
tworzenia nowych rzeczy. Kiedyś próbowaliśmy przenieść zgrany zespół do
Albuquerque. Po kilku tygodniach projekt stanął, bo trudno być kreatywnym
w zwykłym otoczeniu wśród zwykłych ludzi. Najlepsi inżynierowie to
primadonny i muszą mieć odpowiednie środowisko pracy.

 

CRN A
zatem liczą się ludzie i atmosfera. A co z pieniędzmi?

Marek
Hołyński
W Palo Alto jest cała ulica, gdzie jeden za drugim
ciągną się biura inwestorów. Nie zajmują się niczym innym tylko szukaniem
ciekawych projektów, w które można włożyć miliony dolarów. Większość
z nich to projekty wysokiego ryzyka, a więc tylko jeden na kilka
przynosi pieniądze. Reszta wiąże się ze stratami. Proszę sobie wyobrazić, że
państwowy instytut taki jak nasz traci na większości projektów, ale per saldo
przynosi dochód. Murowana kontrola NIK-u i prokuratora. Abstrahując od
tego, że nie mamy wystarczających funduszy na znaczące inwestycje.

 

CRN W takim razie
nad czym pracujecie?

Marek
Hołyński
Jako jedyna instytucja badawczo-rozwojowa IT pozostająca
w strefie budżetowej zajmujemy się zadaniami, jakimi obarczony jest rząd i administracja
publiczna w dziedzinie informatyki. W ten zakres wchodzi między
innymi podpis elektroniczny, kwestie związane z bezpieczeństwem, np.
biometrią, czy takimi niecodziennymi projektami jak symulatory dla robotów do
rozbrajania bomb.

 

CRN
W jakich dziedzinach IT Polska może dorównać światowym potęgom?

Marek
Hołyński
Tylko w niszach, które jeszcze można zagospodarować.
W tym jesteśmy całkiem sprawni.

 

CRN
Niedawno było głośno o ACTA. Teraz środowiska twórców alarmują, że rząd
zdaje się skłaniać ku bardzo liberalnym rozwiązaniom. Czy obserwuje pan proces
prac nad nowymi przepisami i jak pan ocenia proponowane zmiany?

Marek Hołyński Z jednej strony rozumiem
twórców, ale trzeba pamiętać, że Internet z założenia miał być enklawą
wolności. Powstał, aby wyrwać komputery i informację z rąk rządów
oraz korporacji. Udało się to znakomicie i właśnie wtedy pojawili się
politycy, prawnicy, lobbyści, różni cwaniacy, którzy zaczynają stawiać płoty
i mówić, co można, a czego nie można. To prowokuje do reakcji: jak chcecie
sobie tworzyć własne regulacje, to stwórzcie sobie najpierw własny Internet.
Niestety, obserwuję, że wiele stron z darmowymi programami czy utworami
jest zamykanych po cichu. A więc ACTA oficjalnie odrzucono, ale poza
lampami reflektorów powoli zakładają nam knebel.

 

CRN
Kto?

Marek
Hołyński
Wielkie korporacje, przemysł rozrywkowy i ich lobbyści
wywierający nacisk na amerykański Departament Stanu.

 

CRN
A co z prawami twórców do ich własności intelektualnej?

Marek
Hołyński
Na swobodnym przepływie danych tracą głównie różne
organizacje pośredniczące, a nie artyści, którzy teraz mogą bezpośrednio
docierać do odbiorców bez łaski wielkich koncernów. W ten sposób wracamy
do korzeni, kiedy to tylko talent decydował o sukcesie, a nie wąska
grupa decydentów, która każe sobie słono płacić za rozpowszechnianie utworów.