A że dość dawno nie
pisałem o piłce nożnej, to po meczu Irlandia-Polska zacznę od tej kwestii.
Niewątpliwie mianowanie Adama Nawałki trenerem drużyny narodowej coś
w naszej reprezentacji zmieniło, i to na lepsze, czego miernikiem
jest ogromny awans Polski w klasyfikacji FIFA o prawie 40 miejsc.
Nowy selekcjoner, od kilkunastu lat może najinteligentniejszy ze wszystkich
swoich poprzedników, zaczął od tego, co dla każdego było oczywiste – od
zmiany mentalności graczy. Zdjął im z uszu słuchawki iPodów i zmusił
do rozmowy, do bycia ze sobą, wręcz do polubienia się nawzajem mimo
istniejących animozji. Zaczął też budować zespół w oparciu o elementy
miękkie, a nie tylko zasługi, staż reprezentacyjny czy nazwę klubu,
w którym aktualnie gra reprezentant. Tak tłumaczę zmianę na pozycji
kapitana drużyny i sposób postępowania z Kubą Błaszczykowskim,
skutkujący jego absencją nawet w szerokiej kadrze na mecze wiosenne.

Nie wdając się
w ogólnie znane szczegóły, oceniam to wszystko pozytywnie. Widoczna jest
zmiana w motywacji zespołu, w cechach wolicjonalnych poszczególnych
zawodników i wiary w siebie. To ważne zmiany, bo trener
reprezentacji, mając zawodników kilka dni na zgrupowaniach przedmeczowych, może
robić z nimi tylko dwie rzeczy: budować team i jego morale oraz
nakreślać taktykę, a rzeczą zawodników jest realizować ją na boisku.
Widać, że wstępny etap budowy drużyny narodowej Adam Nawałka ma za sobą. To nie
czasy innych trenerów, kiedy przez reprezentację przewijało się w ciągu
roku po 40 zawodników. Braki i niedoskonałości jeszcze ciągle dają znać
o sobie, ale podwaliny zostały położone.

Gorzej ze strategią
– i w tym miejscu chciałbym nawiązać do poprzedniego felietonu.
Bo strategia nierealizowana jest tylko ideą, marzeniem, snem. Z kolei aby
była realizowana, musi być dopasowana do umiejętności zawodników, ich
doświadczenia i poziomu. Zatem musi opierać się na realnych możliwościach.
Kopiowanie taktyki innych zespołów dla reprezentacji Polski nie ma sensu, bo na
przykład Messi czy Ronaldo są jedyni w swoim rodzaju. Wreszcie strategia
musi mieć charakter świeżości, nowości, aby zaskakiwać przeciwnika
i rozbijać jego przygotowania przedmeczowe.

Niestety, w tych elementach naszym Orłom daleko do
średniej europejskiej. W ostatnim meczu to Irlandia miała na boisku lepszą
taktykę i była skuteczniejsza, osaczając naszych supernapastników
Lewandowskiego i Milika, na których grze stara się oprzeć strategię naszej
drużyny Adam Nawałka.

A jaka tego przyczyna? Moja odpowiedź jest prosta: brak
środka pola, czyli zawodnika „robiącego” grę, takiego Dejny lub Kasperczaka
z czasów Górskiego. Zatem albo Nawałka znajdzie zastępców Jodłowca,
Krychowiaka, Rybusa, albo będzie musiał zmienić taktykę, bo inaczej przy
ofensywnych założeniach drużyna będzie musiała ciągle grać w obronie, jak
ostatnio z Irlandią, a to nie jest w zgodzie z jej DNA,
preferującym siłę ataku. Brak kreatora gry burzy ofensywną strategię, bo zmusza
Lewandowskiego do cofania się i pełnienia roli, która jest mu obca, roli
rozgrywającego.

Jak widać, wszystkie teoretyczne elementy budowania
strategii przedstawione w poprzednim felietonie można zastosować
w rzeczywistym przypadku reprezentacji Polski. A jak to jest
u was, moi drodzy czytelnicy? Zachęcam do odwagi zmierzenia się z tym
wyzwaniem.