Przecież można odnieść
wrażenie, że ambicją Koreańczyków jest być wszędzie czy wręcz… WSZĘDZIE. Do
tego stopnia, że żart „strach otworzyć lodówkę” bynajmniej nie jest w ich
przypadku żartem, tylko rzeczywistością. Samsung wyjaśnia, że jego decyzja
jest uwarunkowana „specyfiką europejskiego rynku”, co można przetłumaczyć
z języka korporacyjnego na polski jako: „Europejczycy nie kupują dość
komputerów, żeby nam się to opłacało”. Co ciekawe, Samsung nie jest sam. Jakiś
czas temu z rynku pecetów wycofało się Sony, sprzedając swój oddział
zajmujący się komputerami Vaio. Całkiem niedawno również Toshiba ogłosiła, że
poważnie redukuje swój dział pecetów konsumenckich i zamierza
skoncentrować się na rynku urządzeń biznesowych.

Nic więc dziwnego, że
znaleźli się tacy, którzy ostatni ruch Koreańczyków uznali za ostateczny dowód
na nadejście sławetnej ery post-PC, w której komputery zostaną zepchnięte
do niszy korporacyjnych maszyn do Excela i programów księgowych. Cóż, ja
nie czuję się przekonany z co najmniej trzech powodów. Po pierwsze
sprzedaż pecetów nie tylko przestała spadać, ale nawet nieco rośnie. Ofensywa
chromebooków oraz nieprawdopodobnie tanich notebooków z Windows
8 zaczyna przynosić rezultaty. Co więcej, na horyzoncie już widać Windows
10 – system, który ma szansę przekonać konsumentów i przede wszystkim
biznes do porzucenia nieśmiertelnego XP.

Po drugie rynek tabletów, postrzeganych jako następcy
komputerów i główni sprawcy odejścia tych drugich w niebyt,
gwałtownie wyhamował. Z jednej strony tablety przestały być gorącą, modną
nowinką – urządzeniem, które trzeba kupić, chociaż w sumie nie do
końca wiadomo po co. Jest ich już na tyle dużo w użyciu, że niemal każdy
miał możliwość sprawdzić w praktyce, do czego tablet tak naprawdę się nadaje
oraz – co jeszcze ważniejsze – czego z nim zrobić się nie da.
Teraz decyzje o zakupie użytkownik będzie podejmował z myślą
o swoich potrzebach, a nie oszukujmy się – nie każdy potrzebuje
tabletu.

Z drugiej strony wytwórcy tabletów wpadli w taką
samą pułapkę, w jakiej utknęli producenci pecetów: te urządzenia, które
już zostały sprzedane, na tyle dobrze radzą sobie ze wszystkimi zadaniami,
jakie stawiają przed nimi użytkownicy, że ci nie widzą żadnego powodu, żeby
wymieniać je na nowsze. Co prawda, operatorzy telekomunikacyjni coraz częściej
oferują w ramach abonamentów subsydiowane tablety, ale to samo robią też
z komputerami. Jeśli więc chodzi o głównego „killera” pecetów, to
lepiej raczej nie będzie.

Po trzecie wreszcie klęska
Sony, wątpliwości Toshiby czy odwrót Samsunga znacznie więcej mówią
o pomyśle na biznes tych firm niż o samym rynku. Gdyby przykładać tę
samą miarę do tego, co dzieje się wśród producentów smartfonów, należałoby
uznać, że era „post-smartphone”, jeśli już nie nadeszła, to zbliża się wielkimi
krokami. W końcu na rynku sprytnych telefonów prawdziwe pieniądze
zarabiają wyłącznie Samsung i Apple, a cała reszta wytwórców bije się
o resztki, najczęściej ponosząc straty. Wniosek jest prosty: to, że
ktoś nie potrafi poradzić sobie na jakimś rynku, nie znaczy jeszcze, że ten
rynek jest skazany na niszowość i zagładę. Są tacy, którzy potrafią,
czasem rosnąc wbrew trendom. Słyszycie tę kanonadę w tle? To w Lenovo
strzelają korki od szampanów!

 

Autor jest
redaktorem naczelnym miesięcznika CHIP.