Samsung zobaczył przyszłość. Przyszłość była pełna ludzi
z dziwnymi goglami zakrywającymi oczy, zanurzonych bez reszty
w wirtualnych światach: grających w gry, zwiedzających miejsca,
w które nigdy nie pojadą, albo oglądających swoje własne wirtualne
wspomnienia z wakacji. Samsung uwierzył w tę wizję i postanowił,
że zrobi wszystko, aby na większości gogli przyszłości widniało właśnie jego
logo.

Dla wielu osób wyglądało
to niezrozumiale, wręcz absurdalnie: partnerstwo z Oculusem, potężne
inwestycje w treści VR, globalne akcje marketingowe… I wszystko to po
co? Żeby sprzedać kilka par gogli kosztujących ponad pół tysiąca złotych,
działających z jednym tylko modelem smartfonu, za który trzeba zapłacić
kolejne trzy tysiące? Szaleństwo! Samsung jednak był konsekwentny
i cierpliwy. Na rynku pojawiały się kolejne iteracje Gear VR, coraz
bardziej dopracowane i zarazem coraz tańsze, rosła też gama
współpracujących z nimi smartfonów. Koreańczycy wciąż jednak nie atakowali
masowego rynku – zamiast szukać za wszelką cenę sposobów na obniżenie
kosztów, stawiali przede wszystkim na jakość doświadczania wirtualnej
rzeczywistości.

Tymczasem reszta świata
bawiła się kartonowymi goglami i tylko niektórzy gracze zaczęli zauważać
coraz wyraźniej rysującą się „wirtualną” przyszłość oraz gorączkowo myśleć, jak
można by zapewnić sobie w niej miejsce. Samsung miał kolosalną przewagę,
którą potwierdził, dodając kolejny kluczowy element: kamerę Gear 360. Jej
popularyzacja sprawi, że nawet niezainteresowani grami użytkownicy znajdą
zastosowanie dla gogli VR i zapragną je mieć, żeby móc pokazywać znajomym
zdjęcia z wakacji w sposób, który zupełnie zmienia wrażenia
z oglądania. Do zbudowania przyszłości ze swojej wizji pozostał Samsungowi
już tylko ostatni krok – obniżenie cen tak, żeby zestawy VR stały się
dostępne dla większej grupy użytkowników. I wtedy na scenę wkroczył
Google.

Od dłuższego czasu zastanawiające było, czemu swoich gogli
VR nie pokazuje najpoważniejszy rywal Samsunga – chiński Huawei. Odpowiedź
okazała się prosta. Huawei, wraz ze wszystkimi liczącymi się na rynku firmami
produkującymi smartfony z Androidem, był partnerem projektu Google
Daydream – platformy VR pod każdym względem dorównującej tej rozwijanej
przez Samsunga, ale z przeogromnym potencjałem polegającym na jej
otwartości oraz wsparciu firmy, która praktycznie jest „właścicielem” Androida.
Biorąc pod uwagę liczbę zaangażowanych w projekt producentów, można
bezpiecznie założyć, że w sprzedaży znajdzie się wiele zgodnych
z nowym standardem VR telefonów i gogli, z których część będzie
lepsza, a część zapewne tańsza niż rozwiązanie Samsunga.

Ostatnia przewaga samsungowego Gear VR – treści
dostępne na platformie Oculus – może szybko stopnieć, kiedy programiści
i twórcy zabiorą się za projekty dla Daydream’a. A zabiorą się, bo
stoi za nim cały rynek androidowy. Bo Daydream ma szansę, ogromną szansę, stać
się faktycznym standardem.

Jednak Samsung nie został
na lodzie. Koreańska firma także jest partnerem projektu Daydream i też ma
produkować zgodne z nim urządzenia. Ale budowana przez lata przewaga nagle
gwałtownie straciła na znaczeniu. Przyznaję, że Samsung porwał mnie swoją wizją
i zaimponował konsekwencją oraz uporem. I teraz jakoś mi żal…

 

Autor jest redaktorem
naczelnym miesięcznika CHIP.