Do 2028 r. rynek infrastruktury związanej z edge computingiem osiągnie wartość ponad 700 mld dol. – według raportu "State of The Edge 2020". W ocenie IDC już za 2 lata 40 proc. systemów korzystających z chmury będzie miało również komponent przetwarzania brzegowego. To sygnalizuje największe wyzwanie, jakie stoi przed twórcami rozwiązań edge computingu – systemy brzegowe muszą być łatwe do wkomponowania w już istniejącą infrastrukturę i możliwe do wykorzystania w miejscach, które oryginalnie były projektowane z innym założeniem. Potwierdzają to opinie użytkowników – 36 proc. osób decydujących o IT w firmach w USA i Wielkiej Brytanii uważa, że najtrudniejsze w adaptacji rozwiązań brzegowych jest właśnie dopasowanie ich do istniejącej architektury systemowej, a także sam proces instalacji (38 proc.).

Edge computing stosuje się wszędzie tam, gdzie wymagany jest natychmiastowy czas reakcji i nie ma miejsca na opóźnienia w przesyle danych. Chodzi przede wszystkim o te sytuacje, w których szybkość transferu decyduje o bezpieczeństwie, np. w pojazdach autonomicznych, w służbie zdrowia, czy w zakładach przemysłowych (Przemysł 4.0). Sprawdza się też w aplikacjach, które przesyłają ogromne ilości danych, czyli wymagają ekstremalnej przepustowości.

Czynnikiem, który decyduje o potrzebie przetwarzania brzegowego, bywa także prawo – chodzi m.in. o silnie regulowane branże (zwłaszcza bankowość i sektor ubezpieczeniowy), w których dane często nie mogą być przechowywane poza granicami określonego państwa – czyli np. w chmurze. Przewiduje się, że w Europie zapotrzebowanie na edge computing będzie rosło także ze względu na wymogi RODO.

"Przełomowym rozwiązaniem wpisującym się w wymagania edge computing są miniaturowe centra danych – bardzo małe, kompaktowe szafy, które mieszczą w sobie kluczowe podzespoły i są możliwe do zamontowania nawet na ścianie" – uważa Małgorzata Kasperska, Vice President, Secure Power MEE Cluster w Schneider Electric.