Na konferencji w nowojorskiej Trump Tower pojawiła się sama "góra" największych korporacji, szefowie: Apple'a – Tim Cook, Microsoftu – Satya Nadella, Intela – Brian Krzanich, Oracle'a – Safra Catz, Alphabeta (Google) – Larry Page, Amazona – Jeff Bezos, IBM – Ginni Rometty, Cisco – Chuck Robbins, dyrektor operacyjna Facebooka – Sheryl Sandberg, CEO Tesla Motors – Elon Musk.

Oprócz samego Trumpa w konferencji, którą zorganizowano w kilka dni, uczestniczył kandydat na wiceprezydenta – Mike Pence oraz trójka dzieci Trumpa, która ma przejąć nadzór nad biznesem przyszłego prezydenta.

Donald Trump nie raz szedł na ostre starcie z największymi koncernami z Doliny Krzemowej, ale teraz zmienił ton. Zapewniał o swoim wsparciu.

"Zrobimy wszystko, aby sprawy posuwały się naprzód, możecie dzwonić do mnie, do moich ludzi. Nie ma formalnej drogi komunikacji" – zachęcał liderów przedsiębiorstw obecnych na spotkaniu, wartych w sumie 3 bln dol.

"Ułatwimy wam handel ponad granicami. Jest wiele restrykcji i ograniczeń, które znacie. Jeśli macie pomysły co z tym zrobić, to wspaniale. Prawdopodobnie macie mniej kłopotów niż inne firmy, ale je rozwiążemy" – obiecywał prezydent – elekt. Zapowiedział reformę podatków, w tym obniżenie daniny korporacyjnej z 35 proc. do 15 proc., co ma zachęcić firmy do transferów pieniędzy do USA i inwestycji.

Oprócz wstępu spotkanie było zamknięte dla prasy. Nie miało określonej agendy. Przedstawiciel Trumpa poinformował, że dyskutowano na temat tworzenia miejsc pracy i wzrostu gospodarczego. 

Jeff Bezos stwierdził, że spotkanie było bardzo produktywne. W oświadczeniu poinformował, że podzielił pogląd, iż administracja powinna uczynić innowacje jednym z filarów działania, co pozwoli na stworzenie wielu miejsc pracy.

Trump włączył do swojej prezydenckiej rady doradczej ds. biznesu szefów Tesli i Ubera.

Firmy z Doliny Krzemowej są skonfliktowane z Donaldem Trumpem od czasu kampanii wyborczej. Branżę niepokoi perspektywa realizacji takich obietnic jak ograniczenie migracji (co mogłoby utrudnić zatrudnianie wysoko wykwalifikowanych specjalistów w Dolinie Krzemowej), rządowy nadzór nad danymi czy groźba zakłócenia stosunków handlowych z Chinami. 

Jako kandydat Trump twierdził np., że wiele firm technologicznych jest przewartościowanych na giełdzie.

"Są kiepskie jako koncept i słabe jako firmy, a sprzedają za duże pieniądze" – irytował się obecny prezydent – elekt.

Trump atakował branżę podczas kampanii. Wzywał np. swoich zwolenników do bojkotu Apple'a, domagał się od tego koncernu i innych gigantów IT, by produkowały swój sprzęt w USA a nie w Azji, groził postępowaniem antymonopolowym Amazonowi.

Nic dziwnego, że w firmach z Silicon Valley Donald Trump nie jest ulubionym politykiem. Wskazują na to dane z kampanii wyborczej. Pracownicy 10 największych korporacji IT wpłacili na komitet Trumpa niecałe 180 tys. dol., a donatorów był niecały 1 tys. Z kolei na Hillary Clinton wpłynęło od załóg tych firm 4,4 mln dol. od ponad 20 tys. osób.

Są już pierwsze efekty nacisków, czy też, jak to kto woli, zachęt Trumpa. Szefowa IBM, Ginni Rometty, zadeklarowała, że w ciągu najbliższych 4 lat koncern utworzy 25 tys. miejsc pracy w USA i zainwestuje 1 mld dol. w pracowników. A niedawno mówiło się, że koncern będzie zwalniać.