Przed debiutem akcje Groupona wyceniono na 20 dol. za sztukę (wcześniej zapowiadano 16-18 dol.), co oznaczało kapitalizację (wartość firmy) na poziomie 12,8 mld dol. Do obrotu giełdowego trafiło tylko 5 proc. akcji spółki (35 mln szt.), co z pewnością nie pozostało bez znaczenia na stosunek podaży i popytu, a w efekcie także na cenę walorów. Inwestorzy kupowali udziały w Grouponie jak świeże bułeczki. Papiery na początku sesji podrożały o 46 proc., a potem o 55 proc. Na koniec notowań operator serwisów zakupów grupowych w ponad 40 krajach był wart ponad 16 mld dol. (według cen giełdowych) – astronomiczna kwota, biorąc pod uwagę, że firma nie zarobiła jeszcze ani centa od początku działalności (2008 r.). To druga pod względem kapitalizacji firma IT wchodząca na amerykańską giełdę (droższy był tylko Google – ponad 23 mld dol.). 

Inwestorzy nie przejęli się wątpliwościami analityków, którzy wskazywali na wciąż wysokie koszty działalności Groupona, niejasne plany rozwoju spółki i rosnącą w siłę konkurencję. Ostrzegano także, że przy niewielkiej płynności, kiedy na rynku jest tylko 5 proc. walorów, trend wzrostowy może nagle się skończyć. Najwyraźniej przeważyło przekonanie, że firma niedługo wyjdzie na plus (część amerykańska w minionym kwartale wreszcie odnotowała zyski), a rynek grupowych zakupów ma przed sobą doskonałe perspektywy. Obecnie Groupon jest największym graczem w tym segmencie – według własnej informacji ma 30 mln klientów i 143 mln użytkowników. Część analityków obawia się, że szał zakupów grupowych na amerykańskiej giełdzie może doprowadzić do powstania kolejnej bańki giełdowej, czyli ceny oderwą się od fundamentalnej wartości spółek, co wcześniej czy później kończy się gwałtownym spadkiem. Stracą przede wszystkim drobni inwestorzy. Do debiutu giełdowego szykują się teraz Zynga i Facebook. Udany początek giełdowej kariery Groupona daje nadzieję, że również na papiery popularnych serwisów społecznościowych nie zabraknie chętnych.