– Zarzuty szpiegowania amerykańskich użytkowników to w najlepszym przypadku paranoja – twierdzi Jewgienij Kaspierski, twórca Kaspersky Lab. Zapewnia, że osobiście pilnuje tego, by w jego programach nie znalazły się ukryte narzędzia. Ubolewa, że padł ofiarą "polowania na czarownice". Podkreśla, że produkty i bazy danych Kaspersky'ego są oficjalnie dostępne. Obecnie, jak twierdzi, trwa wewnętrzna kontrola. Szef rosyjskiej korporacji wyraził również gotowość zaproszenia zewnętrznych ekspertów, aby sami przekonali się, że jest czysty. – Jestem pewien, że nie znajdą nic zaskakującego – utrzymuje Jewgienij Kaspierski.

Ostatnio ujawniono informacje, do których jakoby dotarł izraelski wywiad. Jego hakerzy mieli znaleźć na serwerach Kaspersky'ego oprogramowanie szpiegowskie, wykradzione amerykańskiej agencji bezpieczeństwa (NSA). Według relacji zostało ściągnięte do Rosji z pomocą antywirusa zainstalowanego na komputerze jednego z pracowników agencji. W związku z tym spekuluje się, że oprogramowanie Kaspersky'ego jest wyposażone w funkcje, które pozwala na zdalny dostęp do danych użytkowników. Jak dotąd nie przedstawiono jednak dowodów na szpiegowską działalność lub współpracę w tym zakresie ze strony Kaspersky Lab, co podnosi zresztą sam twórca firmy.

Amerykańskie władze zabroniły jednak w minionym miesiącu używania Kaspersky Lab w administracji. Zainstalowane przez nią antywirusy Kasperskiego mają być usunięte. Jest to poważny cios wizerunkowy w rosyjski koncern, który może zniechęcić klientów do zakupu oprogramowania tej firmy i zachwiać jej biznesem. Nie brak przypuszczeń, że cała sprawa jest dęta i stoi za nią konkurencja Kaspersky'ego.