Opłata reprograficzna istnieje w Polsce od ponad dwóch dekad i jest doliczana do cen urządzeń i nośników służących do kopiowania. Stowarzyszenie Autorów ZAIKS zabiega o aktualizację opłat i chce, aby obejmowały one  również smartfony i tablety. Propozycję popiera Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego z Piotrem Glińskim na czele. Z kolei  Federacja Konsumentów ostrzega, że nowa opłata wydrenuje kieszenie Polaków nawet na 1 mld złotych rocznie. Innego zdania jest wicepremier Piotr Gliński.  

– Absolutnie nie spodziewam się, że ceny tych urządzeń wzrosną, bowiem w Polsce są one kilkanaście procent wyższe niż w Niemczech. Zatem istnieje możliwość, żeby producenci trzymali je na odpowiednim poziomie – tłumaczył Piotr Gliński w rozmowie z Robertem Mazurkiem w stacji RMF FM.

Rodzimi dystrybutorzy nie kryją  zaskoczenia słowami wicepremiera i przekonują, że ceny smartfonów, podobnie jak innych urządzeń elektronicznych są w całej Europie bardzo do siebie zbliżone.

– Najwyraźniej ktoś wprowadził w błąd pana wicepremiera. To nieprawda, że ceny smartfonów są w Polsce wyższe niż w Niemczech bądź innych krajach Europy. Telefony w całej Unii Europejskiej mają bardzo podobne ceny. Niewielkie różnice  mogą wynikać z różnych stawek podatku VAT, z różnic kursów walut czy też z istnienia lub braku opłat reprograficznych. Generalnie w Polsce telefony są tańsze niż w krajach ościennych. Zwłaszcza modele najbardziej popularne – mówi Andrzej Przybyło, prezes AB. 

Zdaniem ekspertów teoria, że w Polsce są jakieś niebotyczne marże brzmi trochę jak teoria spiskowa. Producenci i importerzy, którzy zazwyczaj ze sobą bardzo mocno konkurują musieliby się umówić, że w jednym, niezbyt zamożnym kraju UE, będą realizować jakieś astronomiczne zyski na konsumentach.  

– Gdyby doszło to zmowy producentów na polskim rynku, natychmiast zareagowałby UOKIK. I wreszcie,  w dobie internetu występowanie dużych różnic cenowych jest nierealne z ekonomicznego punktu widzenia. Natychmiast pojawiliby się inni dostawcy i rynek zostałby zalany tańszym towarem – tłumaczy Andrzej Przybyło, prezes AB. 

Przedstawiciele branży IT nie mają złudzeń, że koszty opłaty reprograficznej zostaną przeniesione na konsumentów, tak jak stało się to z nośnikami czy innymi urządzeniami objętymi tym parapodatkiem. Przykładowo na dyski twarde nakładana jest opłata w wysokości 1 proc., zaś marża oscyluje wokół 1 proc. Gdyby importer wziął na swoje barki daninę dla ZAIKS-u, sprzedawałby nośniki przy zerowej marży.  

– Nie powinniśmy wprowadzać klientów w błąd, wmawiając im, że mityczny producent lub importer przejmie na siebie zobowiązania. – dodaje Andrzej Przybyło. 

Osobną kwestię stanowi wysokość opłaty reprograficznej. Jak do tej pory nie przekraczała 3 proc., tymczasem ze strony ZAIKS-u docierają sygnały, że w przypadku smartfonów może ona wynosić nawet 6 proc. Niemniej Piotr Gliński w rozmowie z RMF FM przyznał, że najbardziej prawdopodobna jest opcja z 3 proc. opłatą, zaś 6 proc. nie wchodzi w grę. Co ciekawe, przedstawiciele branży IT zwracają uwagę na fakt, że organizacje uprawnione do pobierania opłat nie radzą sobie z egzekwowaniem należności. W rezultacie niektóre firmy nie wnoszą w ogóle opłat, inne zaś płacą cokolwiek, aby uniknąć sporów. Ponadto polska regulacja jest niezgodna z prawem UE, bo obciąża również urządzenia trafiające do użytku profesjonalnego. 

– Opłata reprograficzna w obecnym kształcie w Polsce nie zdaje egzaminu. Podwyższanie tych opłat przypomina dolewanie wody do dziurawego garnka. Ta sytuacja trwa od lat. Co ciekawe, CRN pisał o tym 17 lat temu w artykule "Płać i o nic nie pytaj", zaś 6 lat temu temat ten poruszała Rzeczpospolita w artykule “Tablet i smartfon też kopiują, ale…”. Nikt z tym nic nie zrobił. I wygląda na to, że nadal nie zamierza – dodaje Andrzej Przybyło.