ZUS zmienił interpretację ozusowania umów zleceń z lat 2008 – 2017. Dzięki temu chce z kieszeni przedsiębiorców wyciągnąć 19 mld zł zaległych jego zdaniem składek (nie licząc odsetek) – obliczyła Federacja Pracodawców Polskich. Wiele firm, zwłaszcza małych, może tego nie przetrwać.

Dotąd ZUS stał na stanowisku, że składki należy płacić od pierwszej umowy zlecenia z tą samą osobą, a od kolejnych już nie. Teraz, jak wynika z sygnałów z rynku, chce „zaległych” składek za pozostałe umowy. I to nawet za wiele lat wstecz. Kontrolerzy ZUS już przystąpili do akcji. Jak ostrzegają organizacje przedsiębiorców, grozi to katastrofą dla drobnego biznesu – bankructwem albo zapaścią finansową.

Federacja Pracodawców Polskich zwraca uwagę, że większość kontraktów z udziałem pracowników zatrudnionych na kwestionowanych przez ZUS umowach realizowano w ramach zamówień publicznych. Takie były wymagania administracji, aby cena oferty była niska, czyli w praktyce – często poniżej kosztów pracy etatowej pracowników na minimalnych pensjach. Państwo zatem zaoszczędziło, wydając mniej za wykonanie zamówień, a teraz chce od przedsiębiorców pieniędzy, których im nie zapłaciło. Czyli zarobi podwójnie. W latach 2008 – 2017 oszczędności państwa z tego tytułu wspomnianych praktyk (kryterium najniższej ceny w przetargach i brak waloryzacji) mogły wynieść nawet 25 mld zł – podaje FPP. Dopiero zmiany w prawie zamówień publicznych w latach 2016 – 2017 zwiększyły liczbę zatrudnionych na umowę o pracę.

Związek proponuje abolicję ozusowania umów zleceń oraz zabezpieczenie okresów składkowych dla zleceniobiorców.

ZUS uspokaja, że nie zmienił interpretacji przepisów. Twierdzi, że kontrole mają tylko wykryć fikcyjne umowy zlecenia. Chodzi o sytuacje, gdy pracodawca zdaniem ZUS zatrudniał kogoś na umowę zlecenie, a nie umowę o pracę, tylko po to, by nie płacić składek.