Spokój panujący od półtora roku w MKS-ie okazał się ciszą przed burzą. Ostatnio wokół firmy znów zrobiło się gorąco. Spadkobiercy zmarłego w 2004 r. Marka Sella po latach sporów utworzyli wreszcie wspólny front i doprowadzili do odwołania zarządu ustanowionego przez komornika sądowego. Stery przedsiębiorstwa przejął Mateusz Sell, najstarszy syn autora mks_vira i założyciela MKS-u. Wymiana zarządu nie przebiegła gładko. Z firmy odeszło siedem osób. Nowe szefostwo zapewnia, że nie wpłynie to na funkcjonowanie przedsiębiorstwa i rozwój oprogramowania.

Teraz spadkobiercy

Powołany na początku lipca zarząd składa się z dwóch osób. Oprócz Mateusza Sella znalazła się w nim Anna Szczęsna-Sell (pełni funkcję wiceprezesa). To matka dwojga dzieci Marka Sella (w sumie miał ich sześcioro), które są jeszcze niepełnoletnie, więc nie mogą samodzielnie reprezentować swoich interesów. Wraz z nowym zarządem utworzono też stanowisko dyrektora generalnego firmy, którym został Sylwester Biernacki (wcześniej kierownik zespołu programistów, od 19 czerwca 2007 r. również pełnomocnik Mateusza Sella). Przez ostatnie półtora roku MKS-em kierował Franciszek Kędzierski, któremu to zadanie powierzył komornik sądowy do czasu aż będzie jasne, jak zostanie podzielony spadek. Spadkobiercy jednak zaczęli podejrzewać, że tymczasowy zarządca nie spełnia właściwie swoich obowiązków.

– Planowano walne zgromadzenie akcjonariuszy i Anna Szczęsna-Sell poprosiła prezesa o przedstawienie umów zawartych przez niego w ciągu ostatniego roku – relacjonuje Sylwester Biernacki. – Zarząd zaś zwlekał z dostarczeniem tych informacji.

Wtedy spadkobiercy zmobilizowali się do działania.

Wtorek

Kulminacja wydarzeń nastąpiła we wtorek 19 i w środę 20 czerwca 2007 r.

We wtorek powiadomiono mnie i Mateusza, że niektórzy pracownicy próbują wynosić jakieś rzeczy z firmy, wykręcają dyski twarde – opowiada Sylwester Biernacki, dyrektor generalny MKS-u. – Przyjechaliśmy więc do biura, by zorientować się, o co chodzi. Poprosiliśmy pracowników, by zostali na miejscu do czasu, gdy wyjaśnimy, czy z firmy faktycznie coś zginęło.

Według Biernackiego część osób nie posłuchała prośby i wyszła, chociaż ochroniarze próbowali je powstrzymać.

Stwierdziliśmy, że nie pozostaje nam nic innego, jak przeprowadzić inwentaryzację, by ustalić, czego brakuje – mówi dyrektor generalny.

Nie wiadomo, co konkretnie mogli zabrać pracownicy. W opinii Biernackiego niemożliwe, by zakłócili funkcjonowanie programów mks_vir. Jest pewien, że klienci na bieżąco otrzymywali i otrzymują aktualizacje oprogramowania.

Osoby, które mogły coś z firmy wynieść, były pracownikami działów marketingu, handlowego i wsparcia technicznego, nie zaś programistami – podkreśla Sylwester Biernacki.

Środa

Inwentaryzację zaplanowano nazajutrz po wtorkowym zamieszaniu. W środę pracownicy MKS przyszli do pracy, ale zastali bramę zamkniętą. Sylwester Biernacki tłumaczy, że powód powinien być jasny – zapowiadana dzień wcześniej inwentaryzacja. Uzasadnienie to nie wszystkim pracownikom wydało się wystarczające. Siedem z dwunastu osób stojących pod bramą siedziby MKS-u tego samego dnia złożyło wypowiedzenia.

Ze względu na poniżające traktowanie przez spadkobierców, którzy bez podania powodu uniemożliwili podjęcie pracy i zażądali zdania służbowych narzędzi – wyjaśnili w oświadczeniu nadesłanym wkrótce po środowych wydarzeniach. – Dopiero po interwencji policji (spadkobiercy – przyp. red.) pozwolili wejść do budynku, jednak jedynie w celu protokolarnego odbioru rzeczy osobistych (kapci, kubków itp.).

Sylwester Biernacki nie rozumie wzburzenia pracowników.

Te same osoby, które tak bardzo chciały wejść do firmy w środę, poprzedniego dnia usiłowały wydostać się z niej za wszelką cenę, mimo że prosiliśmy, by pozostały, aż wyjaśnimy, czy i co zginęło – zauważa.

Dezorientacja

Można zrozumieć, dlaczego część pracowników nie chciała wykonywać poleceń spadkobierców w feralną środę. Tego dnia funkcję prezesa nadal pełnił Franciszek Kędzierski, który – jak podkreśla w oświadczeniu przesłanym w kilka dni po zajściach – nie planował żadnej inwentaryzacji. Jednocześnie nie nastąpiło jeszcze powołanie nowego zarządu. Trudno się więc dziwić, że niektórzy pracownicy byli po prostu zdezorientowani. Przez chwilę nie wiadomo było, kto kieruje firmą.

Franciszek Kędzierski złożył rezygnację (w krytyczną środę), bo nie miał innego wyjścia. W tym czasie spadkobiercy byli już praktycznie pewni, że lada dzień sąd uchyli tzw. zabezpieczenie na majątku i zwolni tymczasowy zarząd. Nie mylili się – tydzień później (27 czerwca) sąd wydał oczekiwane przez nich postanowienie.

Zanim jednak poprzedni zarząd MKS-u podał się do dymisji, zdążył jeszcze zwolnić dyscyplinarnie pięć osób. Otrzymały one wypowiedzenia we wtorek 19 czerwca. Zdaniem Biernackiego wymówienia dostali pracownicy, którzy zdawali sobie sprawę z rychłej zmiany kierownictwa, innymi słowy sympatyzowali ze spadkobiercami. Dyrektor generalny MKS-u twierdzi, że chętnie przyjmie ich z powrotem.

Długa historia

Spadkobiercy Marka Sella przez dłuższy czas nie mogli uzgodnić, jak podzielić spadek (pisaliśmy o tym w materiale 'Wirus niezgody’ opublikowanym w CRN Polska nr 4/2006). Gdy konflikt się przedłużał, część pracowników MKS odeszła z firmy i założyła ArcaBit. Twierdzą, że nie mogli doczekać się wiążących rozstrzygnięć w sprawie spadku. Ówczesny zarząd MKS-u (reprezentowany przez Franciszka Kędzierskiego) oskarżył szefów ArcaBitu o kradzież kodów źródłowych mks_vira. Byli pracownicy MKS-u utrzymują, że to nieprawda. Twierdzą, że sami byli w stanie opracować w szybkim czasie nowy program antywirusowy. Sprawa trafiła do sądu i ciągle jest w toku.

Oba przedsiębiorstwa walczą o klientów. Zamieszanie u konkurencji było na pewno wodą na młyn ArcaBitu. Czas pokaże, czy nagły zwrot akcji w MKS-ie wyjdzie mu na dobre i dalej firma będzie funkcjonować już bez zakłóceń.

Zdjęcia zostały zrobione przez

Rafała Romańskiego, redaktora naczelnego portalu pure.pc.pl