Kongres odbył się, podobnie jak w ubiegłym roku, w Sali Kolumnowej Sejmu. Patronat nad imprezą ponownie objął prezydent Aleksander Kwaśniewski. 'Wspieranie rozwoju społeczeństwa informacyjnego powinniśmy traktować jako jeden z naszych priorytetów’ – napisał prezydent w liście do uczestników Kongresu. Wypowiedzi członków rządu pozbawiły jednak przedstawicieli branży resztki nadziei, że w tym roku posypią się zamówienia z jednostek budżetowych.

Nie ma i nie będzie

W przeddzień wstąpienia Polski do struktur unijnych nikt chyba nie ma wątpliwości, że bez podstawowych systemów informatycznych będziemy w nich członkiem drugiej kategorii. Nie możemy liczyć na dotacje, nie dysponując rozwiązaniami skutecznie monitorującymi ich rozdział. Inna sprawa, że biznesmeni zamierzający zainwestować w krajach unii leżących w naszej części Europy z pewnością wybiorą nie Polskę, lecz któregoś z naszych sąsiadów, gdzie większość spraw urzędowych już dziś można załatwić za pośrednictwem Internetu. Tego rodzaju przykłady można by mnożyć. Według szacunków przedstawicieli rządu Polska ma tylko połowę rozwiązań używanych dziś w administracji krajów UE. – Rządowe inwestycje w zakresie informatyki są więc niezbędne i to jeszcze w tym roku – przekonywał Tadeusz Wilczek, przewodniczący kongresu. Na odpowiedź nie musiał czekać długo. Michał Kleiber w swoim wystąpieniu rozwiał resztki nadziei zebranych na sali przedstawicielach branży. – Nie możemy liczyć, że na informatykę zostanie wyasygnowana jakaś ekstra kwota z budżetu. Musimy szukać alternatywnych metod finansowania – stwierdził.

Gdzie akty wykonawcze?

Optymizmem nie napawa także stanowisko innych przedstawicieli rządu, obecnych na II Kongresie e-Gospodarki. Z wypowiedzi Krzysztofa Hellera, wiceministra infrastruktury, wynika, że w naszym kraju większości spraw urzędowych długo jeszcze nie będzie można załatwić za pośrednictwem sieci. Funkcjonowanie obrotu elektronicznego w administracji zależy od systemu prawnego, który nie jest gotowy do internetowej obsługi petenta.

Zadam podchwytliwe pytanie: jak zrobić elektronicznie znaczek opłaty skarbowej – pytał minister Heller. – W świetle obowiązujących przepisów jest to niemożliwe. Tymczasem bez znaczka w urzędzie nie można zbyt wiele załatwić.

Z tej wypowiedzi wynika więc, że ustawy dotyczące podpisu elektronicznego czy usług świadczonych drogą elektroniczną, o których z dumą mówią przedstawiciele polskiego parlamentu, nie na wiele zdadzą się administracji państwowej. Ustawodawca zapomniał bowiem umieścić w kodeksie postępowania administracyjnego, na którego podstawie działają urzędy, aktów wykonawczych.

A prace trwają

Brak unormowań prawnych nie jest oczywiście jedyną przeszkodą w informatyzacji polskiej administracji publicznej. Przedstawiciele rządu nie ukrywali, że wiele resortów nie ma technicznej możliwości komunikowania się z petentami drogą elektroniczną.

Premier Leszek Miller wydał jednak polecenie, by wszystkie resorty przedstawiły plany informatyzacji. Mają w nich zawrzeć informacje, jakie sprawy będzie można w nich załatwić za pośrednictwem Internetu w ciągu najbliższych trzech – sześciu miesięcy – stwierdził Krzysztof Heller.

Co w tym czasie zostanie zrobione, przekonamy się w przyszłości. Już dziś jednak wiadomo, że przede wszystkim rząd musi zakończyć prace nad ustawą o informatyzacji administracji publicznej. Dopiero wtedy skończy się w naszym kraju informatyczny bałagan. Dziś bowiem nie ma żadnych standardów, których resorty administracji publicznej powinny przestrzegać podczas budowy swoich systemów informatycznych. Brak takich uregulowań może doprowadzić do sytuacji, w której poszczególne ministerstwa wprowadzą rozwiązania doskonale spełniające ich wymagania i jednocześnie zupełnie nie współpracujące ze sobą. Cóż, po raz kolejny pozostaje czekać. A czasu nie ma. Wdrożenie np. systemu SAP R/3 w średniej wielkości przedsiębiorstwie może trwać kilka lat. Aparat państwowy jest bardziej skomplikowaną organizacją…