Facebook to dobry przykład tego, jak wystawiając złą fakturę, skomplikować rozliczenie podatkowe nabywcy. Zaczyna się oczywiście od tego, że kupujemy usługę (np. reklamę na Facebooku), która jest rozliczana zazwyczaj do określonego przez nas z góry limitu (dziennego/miesięcznego itp.). Po jego osiągnięciu reklama przestaje być wyświetlana, a co za tym idzie usługa nie jest już świadczona. Rozliczenie płatności następuje na podstawie danych z uprzednio wprowadzonej karty bankowej. Inną popularną formą rozliczeń jest płatność z góry, a więc „doładowanie” naszego konta w serwisie. Ostateczne rozliczenie dotyczy faktycznie wykorzystanej usługi w ramach wcześniejszego zasilenia konta. Fakturę, wygenerowaną przez system, uprawniony użytkownik może pobrać po uprzednim zalogowaniu się. Niestety, Facebook nie potrafi wystawić poprawnej faktury.

Dokument, który możemy, jako polscy przedsiębiorcy, ściągnąć z Facebooka (nazywany przez tę korporację fakturą), jest tak naprawdę raportem rozliczenia płatności za reklamy wyświetlane w tym portalu. Mamy na nim oczywiście nazwę spółki (z irlandzkim numerem VAT), nasze dane, okres, którego rozliczenie dotyczy (np. 1.10.2018–31.12.2018), metodę płatności (np. karta VISA i podane cztery ostatnie cyfry jej numeru), datę rozliczenia, identyfikator transakcji, naliczoną kwotę, kwotę razem, stawkę VAT 0 proc. oraz dopisek „Customer to account for any VAT arising on this supply in accordance with Article 196, Council Directive 2006/112/EC”.

No i co z tego? – ktoś może zapytać. Ano to, że aby możliwe było rozliczenie owej „faktury” w kosztach uzyskania przychodu, dokument ten musi spełniać kryteria faktury. A zatem zawierać te dane, które dokument mający być fakturą powinien zawierać. A przepisy ustawy o VAT (jak również tzw. dyrektywy VAT) wskazują, że faktura powinna zawierać m.in. datę wystawienia. A takowej daty w dokumencie od Facebooka na razie nie ma… Rezultatem tego są problemy polskich podatników w rozliczeniu wydatków na reklamy na Facebooku.

Niektórzy przedsiębiorcy nawet nie mają świadomości, że usługi nabywane od zagranicznych podatników muszą być rozliczone z uwzględnieniem reguł dotyczących podatku VAT. Zazwyczaj dochodzi do importu usług, czyli kupujemy usługi reklamowe od irlandzkiego Facebooka bez naliczonego VAT i musimy sami opodatkować je polskim podatkiem od towarów i usług. Jednocześnie najczęściej przysługuje nam prawo do odliczenia (w takiej samej wysokości jak VAT, który na nabytej usłudze naliczyliśmy) podatku naliczonego. Wówczas ekonomicznie „wychodzimy na zero” (podatek należny = podatek naliczony). Ale całe ćwiczenie trzeba jednak wykonać, bo jeżeli tego nie zrobimy, to w trakcie kontroli będziemy mieć problemy.

Dodatkowo wypadałoby taką fakturę rozliczyć w ramach podatku dochodowego. W tym przypadku, jeżeli chodzi o płatników podatku dochodowego od osób fizycznych, rozliczających się przy pomocy podatkowej księgi przychodów i rozchodów, przepisy są nieubłagane. Stosowne rozporządzenie Ministra Finansów w tej sprawie określa, że podstawą zapisów w takiej księdze są m.in. faktury, rachunki, dokumenty celne, wystawione zgodnie z odrębnymi przepisami.

A odrębne przepisy to m.in. ustawa o VAT, która wskazuje, jakie elementy musi zawierać faktura. Oprócz takich pozycji, jak np. kolejny numer, imiona i nazwiska lub nazwy podatnika i nabywcy towarów i usług oraz ich adresy, faktura powinna zawierać datę wystawienia. W sumie – nic dziwnego, większość dokumentów, aby jakoś umiejscowić je w czasie, należy datować. Tymczasem Facebook w swoich fakturach tej daty nie wskazuje.

 

To nie koniec złych wiadomości

Z tego powodu podatnicy mają duży kłopot. Fiskus stoi na stanowisku, że w przypadku faktur, które nie zawierają daty wystawienia, podatnicy nie mają prawa ująć ich w prowadzonej księdze przychodów i rozchodów. Przy czym problemu nie rozwiązuje wspomniana już przeze mnie data rozliczenia znajdująca się na fakturze. Może być uznana za datę wystawienia faktury jedynie przy dobrej woli fiskusa. Jeśli ktoś na to liczy, to… jego prawo.

Osobiście, jako praktykujący prawnik, wychodzę z założenia, że w przypadku rozliczeń z budżetem państwa nie ma miejsca na dobrą wolę. Z uwagi na dobro klienta liczy się bezwzględny techniczny formalizm. Jeśli więc nie ma daty wystawienia faktury na fakturze, to oznacza, że (dla fiskusa) nie ma faktury. Potocznie rzecz ujmując: w swoje koszty wydatków na Facebooka nie wrzucimy. Niestety, to nie koniec złych wiadomości na temat rozliczenia wydatków na Facebooka.

Na gruncie VAT rozliczyliśmy import usług Facebooka w postaci reklam, a w podatku dochodowym nie zaliczyliśmy tych wydatków do kosztów uzyskania przychodów. Co więc jeszcze? Otóż pozostaje kwestia podatku u źródła… Polskie prawo podatkowe przewiduje, że podatek z tytułu przychodów (np. z tytułu świadczenia usług reklamowych) uzyskiwanych na terytorium Polski przez podatników nierezydentów (w uproszczeniu: takich, którzy mają siedzibę poza Polską, jak na przykład Facebook) pobierany jest w formie ryczałtu przez płatników, nabywców tych usług.

Podatkiem u źródła objęte zostały m.in. przychody z tytułu usług: doradczych, księgowych, badania rynku, usług prawnych, usług reklamowych, zarządzania i kontroli, przetwarzania danych, usług rekrutacji pracowników i pozyskiwania personelu, gwarancji i poręczeń oraz świadczeń o podobnym charakterze.

Co z tego wszystkiego wynika?

Nic dobrego dla przeciętnego polskiego przedsiębiorcy. Chcąc się prawidłowo rozliczyć z reklam nabywanych od Facebooka, musi się on bowiem posłużyć… wadliwym dokumentem. Nie wiem, dlaczego dla takiej korporacji jak Facebook problem stanowi dodanie daty wystawienia faktury na dokumencie. Byłoby to korzystniejsze dla polskich nabywców reklam, którzy muszą się mierzyć ze swoim fiskusem. Kwestię certyfikatu rezydencji i podatku u źródła w tym miejscu przemilczę, bo i co tu pisać? Że jednolitość interpretacji podatkowych wydawanych przez fiskusa, mimo różnych centralizacji, przekształceń i operacji po drodze, to mit?

Zasady powyższe stosuje się z uwzględnieniem umów o unikaniu podwójnego opodatkowania, które zawarła Polska. W przypadku faktur od Facebooka (siedziba tej części korporacji, która obsługuje Polskę, znajduje się na razie w Irlandii) będzie to umowa między Polską a Irlandią. Zastosowanie stawki podatku wynikającej z umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania ewentualnie niezapłacenie takiego podatku jest możliwe, o ile dla celów podatkowych udokumentujemy rezydencję podatkową (siedzibę/miejsce zamieszkania) uzyskanym certyfikatem rezydencji naszego kontrahenta.

Upraszczając bardziej: jeżeli od faktury zapłaconej za reklamy na Facebooku nie chcemy (jako płatnicy) odprowadzić 20 proc. podatku od źródła, to powinniśmy uzyskać od Facebooka certyfikat rezydencji. Prosta sprawa, tym bardziej że można uzyskać irlandzki certyfikat rezydencji Facebooka w formie PDF w internecie. W czym więc problem? W tym, że certyfikaty rezydencji otrzymane w formie elektronicznej mogą zostać uznane przez skarbówkę za niewystarczające. Wówczas jedynym rozwiązaniem jest uzyskanie papierowej wersji certyfikatu rezydencji naszego zagranicznego kontrahenta, na rzecz którego dokonaliśmy zapłaty należności.

Jednak w tej kwestii stanowisko fiskusa jest niejednolite. Chociaż w przeszłości organy potwierdzały możliwość użycia certyfikatu rezydencji w formie elektronicznej, to ostatnimi czasy pojawiły się interpretacje, które nie zgadzają się z takim podejściem. Są też interpretacje, w których uznaje się za ważny certyfikat rezydencji w formie elektronicznej, jeżeli zgodnie z prawem danego państwa jest on wydawany przez organy podatkowe.

Żeby było ciekawiej, skoro już jesteśmy przy irlandzkich certyfikatach rezydencji, to tych papierowych już nie wydają. Istnieją one wyłącznie w formie elektronicznej. Dlatego stanowiska niekorzystne dla podatników można uznać za profiskalny upór i formalizm duszący przedsiębiorców, a nie jakieś cyfryzacje i nowe technologie. Nawiasem mówiąc, nasza minister przedsiębiorczości i technologii oznajmiła ostatnio w Brukseli, że Facebook nie zapłacił w Polsce podatku dochodowego od osób prawnych…
 

 

Autor jest prawnikiem i licencjonowanym doradcą podatkowym. Od kilkunastu lat świadczy usługi doradztwa podatkowego, prawnego i celnego różnym podmiotom, od najmniejszych po globalne korporacje. Prowadzi serwis internetowy podatki.blog.