Stali czytelnicy CRN Polska wiedzą, że co najmniej raz w roku publikujemy raport, w którym przedstawiamy sytuację na krajowym rynku pecetów. Piszemy o komputerach stacjonarnych i przenośnych od prawie 20 lat i bywa nie lada wyzwaniem to, jak zredagować nowy tekst o produktach na starym i dobrze znanym rynku. Wiadomo przecież, że od dłuższego już czasu najnowszy sprzęt niewiele różni się od konstrukcji sprzed roku czy dwóch. Również rynek zachowuje się przewidywalnie, zwłaszcza w ostatnich latach – jest nasycony i notowane są na nim raczej spadki niż wzrosty.

W bieżącym roku jest jednak inaczej i nie musimy zastanawiać się, jak po raz któryś z rzędu napisać innymi słowy o tym samym. Rynek sprzętu komputerowego jest bowiem w trakcie bardzo radykalnej metamorfozy. Wprawdzie obserwowane na nim zjawiska nie są nowe, ale skala ich występowania bardzo się zwiększyła. Przede wszystkim do lamusa odchodzą desktopy w tradycyjnych obudowach. Również notebooki z 15-calowymi ekranami, traktowane zwykle jako desktop replacement, które od dawna stanowiły ponad 90 proc. sprzedaży, przestają być standardem. Od wielu lat sprzedaż laptopów rosła, częściowo kosztem desktopów, ale w 2018 r. ten trend został zatrzymany. Obserwowany od kilku lat proces redukcji popytu na desktopy praktycznie się zatrzymał, za to przyspieszył w przypadku notebooków. Popularne obecnie pecety mają na pokładzie procesor Core i5, 8 GB pamięci RAM, dysk SSD o pojemności 240–256 GB i kosztują około 2,5 tys. zł – zarówno desktopy, jak i notebooki.

Desktopy A.D. 2018…

Od kilku lat rośnie oferta komputerów stacjonarnych zamkniętych w małych obudowach. Pierwsze takie konstrukcje pojawiły się już dawno temu. W maju 2010 r. w redakcji CRN Polska odbyła się debata, w której wzięli udział przedstawiciele najważniejszych producentów sprzętu komputerowego w Polsce („Nie desktopy, ale stacjonarne”, nr 3/2010). Już wtedy szukaliśmy odpowiedzi na pytanie, czy desktopy zamknięte w małych obudowach mają przyszłość. Przez wiele lat ich udział był marginalny, a boom na SFF, NUC czy Mini PC zaczął się w zeszłym roku.

Tu trzeba koniecznie zaznaczyć, że rosnący popyt na tego typu urządzenia nie wynika bynajmniej z atrakcyjnej oferty. Maszyny takie jak AiO czy malutkie pecety zamknięte w obudowie o pojemności 1 litra lub gabarytów dwóch kostek masła są dostępne w sprzedaży przecież od wielu lat. Również ich ceny są praktycznie takie same jak kiedyś. Dlaczego więc nie wybierano ich już trzy lub pięć lat temu? Bo dlaczego nie wybierano 10 lat temu, wiadomo – konstrukcje typu AiO wyglądały bardzo kusząco, ale za monitorem znajdował się zwykle desktopowy procesor i 3,5-calowy HDD, przez co komputer był głośny i szybko się nagrzewał. Z kolei SFF sprzed dekady był albo mało wydajny, albo bardzo drogi. Czemu więc dopiero w bieżącym roku wzrósł popyt na to, co można było kupić już kilka lat wcześniej? Odpowiedź jest prosta: urządzenia te zaczęły być wreszcie postrzegane jako pełnokrwisty komputer, a nie jego ubogi zamiennik.

– Dla użytkowników przez wiele lat bardzo ważna była świadomość możliwości rozbudowy komputera, choć praktycznie nikt z tego nie korzystał. Tymczasem pecety typu AiO czy SFF były postrzegane jako konstrukcje pozbawione tej możliwości – mówi Łukasz Rutkowski, Product Manager w polskim przedstawicielstwie Lenovo. – Współczesne małe desktopy można rozbudowywać i chociażby to przekonało klientów do ich zakupu. Choć nadal opcje zmiany dysku, karty graficznej czy choćby upgrade pamięci operacyjnej nie są wykorzystywane częściej niż kiedyś.

Zjawisko upgrade’u i tak przechodzi już do historii, bo dzisiejsi klienci zwykle nie kupują komputera po raz pierwszy. Bazując na zdobytej wiedzy, od razu wybierają właściwe konfiguracje. Zakup małych maszyn może więc być traktowany jako przejaw konsumenckiej dojrzałości.

W bieżącym roku widać bardzo duży wzrost popytu na małe konstrukcje. Co ciekawe, w pierwszym półroczu zmniejszyła się nieznacznie sprzedaż notebooków i wygląda na to, że niektórzy klienci zamiast maszyny przenośnej wybrali właśnie desktopa zamkniętego w małej obudowie.

Użytkownicy przekonali się, że komputer stacjonarny w obudowie o pojemności nie większej niż 1,2 l jest tak samo wydajny jak tradycyjny desktop, a do tego jest cichy i nie zajmuje dużo miejsca. Jeśli klient szuka maszyny z mocną grafiką, to taką kupuje. Gdy potrzebuje dużo miejsca na dysku, wybiera odpowiednią pojemność. Jeżeli zaś nie wie, jakiego typu komputer wybrać, to reseller powinien mu pomóc w doborze sprzętu o właściwej konfiguracji – mówi Sebastian Antkiewicz, Client Solutions Lead w polskim przedstawicielstwie Della.

Redukcja popytu na tradycyjne desktopy jest szczególnie widoczna w przypadku HP.

W bieżącym roku odnotowujemy ciągły wzrost zapotrzebowania na desktopy w małych obudowach. W trzecim kwartale stanowiły one już 80 proc. sprzedaży wszystkich maszyn stacjonarnych – mówi Anna Ostafin, Category Manager Consumer Product w polskim przedstawicielstwie HP.

W przypadku Della i Lenovo co drugi sprzedany w tym roku komputer stacjonarny to maszyna „małolitrażowa”. Obaj producenci twierdzą, że zainteresowanie tego typu sprzętem systematycznie rośnie.

 

…i notebooki

Konstrukcje tzw. ultramobilne, czyli komputery, które ważą nie więcej niż 1,5 kg, z ekranem od 12,5 do 14,1 cala są dostępne od wielu lat, a od kilku – w całkiem przystępnych cenach. Od dawna producenci przewidywali, że takie właśnie notebooki staną się standardem, ale na naszym rynku niezmiennie królowały tradycyjne rozwiązania, czyli urządzenia słusznej wagi, niesugerujące bynajmniej używania mobilnego, z 15-calowym ekranem i ceną nie wyższą niż 1,5 tys. zł. Sytuacja uległa bardzo dużej zmianie w tym roku, a ciężkie i tanie laptopy, które jeszcze dwa, trzy lata temu stanowiły niezmiennie ponad 90 proc. rynku sprzętu przenośnego, przestały być wybierane powszechnie. Nowy trend również najlepiej widać w przypadku HP: popyt na ultramobilne rozwiązania tej marki rośnie bardzo szybko – w III kw. br. stanowiły one już ponad 40 proc. sprzedaży.

Również inni producenci notują skokowy wręcz wzrost zainteresowania sprzętem o wyższej jakości, choć trzeba zaznaczyć, że typów komputerów przenośnych jest tak wiele, iż trudno jednoznacznie wskazać, czy dany produkt należy jeszcze do kategorii dużych i tanich, czy już do nowoczesnych. Na przykład według IDC najpowszechniejsze kiedyś modele to takie, których grubość przekracza 20 mm, ale w ofertach niektórych producentów nawet najtańsze laptopy miały tylko 17 mm grubości. Dzieje się tak, bo technologia umożliwia coraz większy stopień integracji, a coś, co w przeszłości było rarytasem, teraz jest dostępne w najtańszych konstrukcjach, jak choćby SSD. Przedstawiciel Lenovo zwraca uwagę, że klienci coraz częściej dokonują świadomego wyboru, co w praktyce oznacza, że nie kierują się już przede wszystkim ceną.

Kiedyś komputer o wyższych parametrach kosztował dużo więcej niż standardowy, dlatego użytkownicy z ograniczonym budżetem siłą rzeczy nie zawsze wybierali to, co chcieli, ale to, na co ich było stać – mówi Tomasz Szewczak, Commercial Notebooks 4P Manager w polskim przedstawicielstwie Lenovo. – Obecnie, choć różnice w cenie dość wyraźnie się zmniejszyły, coraz częściej obserwujemy, że klient nie kupuje sprzętu nawet sporo lepszego, a niewiele droższego, bo dokładnie wie, czego potrzebuje. Oczywiście nadal są klienci, i ta grupa wydaje się powiększać, którzy chcą zapłacić niemałe pieniądze za nietypową funkcjonalność czy choćby prestiż.

Konrad Wierzchowski, Key Account Manager, Acer

Małe desktopy zdecydowanie mają przyszłość. Wynika to stąd, że wszystkie urządzenia ulegają procesowi specjalizacji. Są coraz lepiej dostosowane do zadań, które za ich pomocą wykonujemy. Tak jak laptopy, z definicji przeznaczone do pracy mobilnej, doczekały się lżejszych i mniejszych wersji, tak samo dzieje się z maszynami stacjonarnymi. Komputery SFF i NUC zapewniają stosunkowo niewielką moc obliczeniową przy maksymalnej oszczędności miejsca. Natomiast tradycyjne modele stacjonarne zaspokajają potrzebę dużej wydajności, która jest niezbędna w grach. W przypadku gamingu, który jest ostatnio na fali, mamy do czynienia z popytem na wydajne, dobrze chłodzone PC – i tu sprawdzają się tylko konstrukcje w dużych obudowach.

 

Rynek komputerów w liczbach

Wszystko wskazuje na to, że 2018 jest kolejnym rokiem spadków sprzedaży sprzętu komputerowego. Jak wspomnieliśmy na początku, w pierwszym półroczu odnotowano popyt na desktopy na niemal takim samym poziomie jak rok temu. W pierwszym półroczu 2016, 2017 i 2018 r. krajowy rynek wchłonął odpowiednio: 326 tys., prawie 300 tys. i nieco ponad 290 tys. pecetów. Od kilku lat charakterystyczny dla segmentu sprzętu stacjonarnego jest bardzo duży udział pecetów lokalnej produkcji. Rekordowy pod tym względem był ubiegły rok – spośród 300 tys. sprzedanych maszyn ponad 140 tys. to były C-brandy, czyli prawie połowa.

Należy ponadto odnotować zmianę na pozycji lidera. Od lat zajmowało ją Lenovo, a teraz wybił się na nią Dell. Amerykański producent systematycznie zwiększa aktywność – w I połowie 2017 r. znalazł nabywców na 42 tys. komputerów, natomiast w I połowie br. liczba ta wzrosła o kolejne 10 tys.

Duże spadki odnotowywane są z kolei na rynku sprzętu przenośnego. W pierwszej połowie lat 2016, 2017 i 2018 sprzedano: ponad 840 tys., 800 tys. i 720 tys. urządzeń. Sądząc po wstępnych wynikach z III kw. br., cały ten rok zakończy się jeszcze większym spadkiem.

Nadchodzi koniunktura

Od kilku lat popyt na pecety maleje, co wynika z kilku przyczyn. Po pierwsze rynek jest nasycony, a do tego kilkuletni komputer może jeszcze służyć z powodzeniem kolejny rok, więc większość użytkowników nie jest zdeterminowana do wymiany sprzętu. Ponadto od dłuższego już czasu dużemu zmniejszeniu uległy zamówienia ze strony sektora publicznego. Jednak według wszelkich znaków na niebie i ziemi już niebawem popyt na sprzęt komputerowy zacznie rosnąć i proces ten może potrwać nawet kilka lat.

Obserwujemy już ożywienie na rynku zamówień publicznych.

W drugiej połowie bieżącego roku bardzo wzrosła liczba ogłaszanych postępowań przetargowych, w tym kilka bardzo dużych czeka na rozstrzygnięcie – mówi Tadeusz Kurek, prezes NTT System. – Spodziewam się w ciągu dwóch nadchodzących lat bardzo dobrej koniunktury w tym segmencie.

Jak wiadomo, bieżące fundusze z UE, jakie Polska ma do wykorzystania, dotyczą okresu od 2014 do 2020 r. Niestety, nie można jednoznacznie ustalić, jaka część funduszy przeznaczonych na inwestycje w infrastrukturę informatyczną jest jeszcze do wykorzystania – według jednych mniej niż 60 proc., według innych nawet 80 proc. Z pewnością ci, którzy zarządzają gospodarowaniem środkami na inwestycje, zdają sobie sprawę z tego, że proces od pomysłu i zamówienia sprzętu do finalnej realizacji transakcji zajmuje sporo czasu. Zbliżający się za dwa lata koniec 7-letniego okresu na wykorzystanie funduszy unijnych to niejedyny katalizator procesu decyzji o wymianie sprzętu. Kolejnym jest koniec wsparcia dla systemu Windows 7, co nastąpi w styczniu 2020 r. W związku z tym należy oczekiwać, że już w przyszłym roku, wraz z wymianą platformy systemowej, wielu użytkowników instytucjonalnych zdecyduje się również na wymianę sprzętu.

 

Dwie pieczenie na jednym ogniu?

Gdy w 2014 r. zakończyło się wsparcie dla Windows XP, wzmożony popyt na komputery dla sektora biznesowego rozpoczął się już w połowie roku poprzedniego i trwał co najmniej do połowy 2014 r. Klienci indywidualni też zareagowali na decyzję Microsoftu, ale z pewnym opóźnieniem, stąd cały 2014 r. był bardzo udany na rynku pecetów. Jak wiemy, od tamtej pory zapotrzebowanie na sprzęt spada. Prawdopodobnie wskutek zakończenia wsparcia dla Windows 7 będziemy mieli do czynienia z podobną sytuacją. Należy więc oczekiwać, że od początku 2020 r. ruszą na zakupy klienci indywidualni, a pół roku wcześniej instytucjonalni. Być może więc niejedna firma czeka z wykorzystaniem środków unijnych do ostatniej chwili, by upiec dwie pieczenie na jednym ogniu? Zamiast kupować teraz sprzęt do istniejącej infrastruktury software’owej i borykać się z problemem wymiany systemu operacyjnego w całej firmie, można ją wyposażyć w całkiem nową platformę, tak sprzętową, jak i programową. Nie ma bowiem cienia wątpliwości, że w przypadku instytucji zakończenie przez producenta wsparcia systemu operacyjnego oznacza konieczność wymiany na nowy, choćby ze względu na aspekty związane z bezpieczeństwem. Swoją drogą warto zwrócić uwagę, że cykle od koniunktury do koniunktury na naszym rynku okazują się na swój sposób wymuszone. Druga transza środków unijnych jest do wykorzystania w latach 2014–2020. W 2014 r. zakończyło się wsparcie dla Windows XP, natomiast w 2020 skończy dla Windows 7. Przypadek?