W pierwszej połowie roku
popyt na komputery stacjonarne zmniejszył się o kilkanaście procent.
Przyczyna była oczywista. Podczas gdy desktopy systematycznie drożały, ceny
notebooków wykazywały tendencję przeciwną. Jednak chociaż tylekroć już
wieszczono koniec komputerów stacjonarnych, nie należy obawiać się, że niedawny
spadek sprzedaży to początek „desktopowej apokalipsy”. Zdaniem producentów w tej
połowie roku należy się spodziewać znacznego ożywienia w opisywanym
segmencie rynku.

CRN Polska od kilkunastu
lat systematycznie bada rynkową sytuację komputerów stacjonarnych.
I chociaż w ciągu tego czasu wiele się zmieniło, a desktop
z monopolisty zmienił się najpierw w konstrukcję dominującą,
a następnie już tylko w jedno z wielu obecnych na rynku urządzeń
komputerowych – poczciwa stacjonarna maszyna, wpisana na stałe
w krajobraz branży, jest traktowana jako swoisty barometr jej kondycji.
Przyjrzyjmy się jej, zaczynając od konfiguracji, która w ostatnich latach
stanowi jedyny stały element w segmencie desktopów. Mowa tu oczywiście
o typowych maszynach, które stanowią 70–80 proc. sprzedaży.

– Komponenty najpopularniejszych konfiguracji to niezmiennie:
procesor Intela Core i3, 4 GB pamięci operacyjnej i dysk twardy
o pojemności 500 GB –
 mówi Marcin Wesołowski, Country Category
Manager w polskim przedstawicielstwie HP.

Dokładnie te same elementy
wymienili przedstawiciele wszystkich firm, z którymi rozmawialiśmy: Acera,
Asusa, Lenovo, Max Computers czy NTT System. O ile w przypadku
intelowskiego procesora Core i3 można mówić o ewolucji, bo jest dziś
jednostką czwartej lub piątej generacji, o tyle pozostałe elementy peceta
są w obecnej „formie” dobrze znane od kilku lat.

 
Duże spadki

Jak wspomnieliśmy,
w bieżącym roku mamy do czynienia z bardzo dużym spadkiem sprzedaży
komputerów stacjonarnych. W minionym półroczu nabywców znalazło zaledwie
370–380 tys. maszyn, wliczając konstrukcje typu All-in-One. To bardzo duża
zmiana w porównaniu z pierwszym półroczem 2014 r., gdy krajowy
rynek wchłonął prawie 450 tys. desktopów. Jeśli odliczymy komputery AiO, bilans
będzie przedstawiał się następująco: 300 tys. w pierwszej połowie br.
wobec 374 tys. rok wcześniej. Oznacza to ponad 20-procentowy spadek. To dużo,
ale zdaniem producentów jesteśmy świadkami sytuacji przejściowej, za którą
odpowiadają dwa proste czynniki: wzrost cen maszyn stacjonarnych i spadek
ceny najtańszych notebooków.

Na spadek sprzedaży desktopów wpływ miały bardzo korzystne
cenowo oferty notebooków z systemem Windows Bing –
 mówi Bartosz
Zieliński, Country Product Manager w polskim przedstawicielstwie Asusa.
– Ceny notebooków zeszły poniżej psychologicznej granicy tysiąca złotych,  przez co wielu klientów zdecydowało się na
zakup takiego sprzętu. Do desktopa trzeba jeszcze dokupić urządzenia
peryferyjne, w związku z czym koszt zestawu znacznie przewyższał
kwotę, jaką klient mógł po prostu wydać na gotowe rozwiązanie, czyli notebooka.

Tymczasem ceny komputerów stacjonarnych nie zmieniały się
w minionym półroczu w walutach takich jak dolar czy euro, a to
musiało oznaczać wzrost cen w złotówkach. Nasi rozmówcy zwracają uwagę, że
rok temu dolar kosztował niewiele ponad 3 zł, dziś trzeba za niego
zapłacić przeszło 20 proc. więcej. Ciekawe, że o taki właśnie odsetek
spadła sprzedaż w tym segmencie rynku…

 

Miniaturowa alternatywa

Potężny spadek, po raz nie
wiadomo już który, sprowokował dyskusję, czy może nie jest to przypadkiem
początek końca desktopów, które w dobie wszechobecnego sprzętu przenośnego
stają się reliktem minionej epoki. Kwestia powraca systematycznie co kilka lat
i zwykle zaraz potem sprzedaż komputerów stacjonarnych rośnie, przecząc
spekulacjom.

 

Jak będzie tym razem? Na
rynku nie brakuje głosów, że desktop w obecnej postaci – czyli
praktycznie niezmiennej od początków swojego istnienia – może być
w przypadku większości zastosowań z powodzeniem zastąpiony przez AiO,
maszyny typu Small Form Factor czy malutkie konstrukcje znane pod nazwą NUC
(Next Unit of Computing) albo Tiny (w przypadku Lenovo). Jednak nawet
jeśli jest w tym stwierdzeniu ziarno prawdy, wcale nie musi to oznaczać,
że dla desktopów nadchodzi czas apokalipsy.

Małe pecety mają do pokonania bardzo długą drogę, zanim
zaistnieją w świadomości klientów jako alternatywa dla desktopów
w obudowach typu tower –
mówi Michał Senkowski, Product Manager Desktop
Consumer w Acerze. – Wielu potencjalnych nabywców nadal uważa, że desktop
musi być duży i ciężki, co usprawiedliwia jego cenę.

Przedstawiciel Acera zwraca
również uwagę, że rzesza klientów nawet przy wyborze komputera przenośnego
oczekuje parametrów desktopa i wybiera ciężkie konstrukcje
z wyświetlaczami o dużych przekątnych (najpopularniejsze notebooki
mają ekrany wielkości 15,6 cala).

Także przedstawiciel Gigabyte’a, czołowego dostawcy płyt
głównych i kart graficznych w Polsce, który ma od niedawna
w ofercie miniaturowe pecety, twierdzi, że podstawową przeszkodą
w popularyzacji tego typu sprzętu jest brak świadomości użytkowników.

– W konstrukcjach typu Brix stosuje się desktopowe
procesory Core i3, i5, a nawet i7. To maszyny o funkcjonalności
pełnowartościowego peceta, a pobierają nawet 3-krotnie mniej energii

mówi Piotr Kozieł, Sales and Technical Manager w polskim
przedstawicielstwie Gigabyte’a. – Jednak przekonanie klientów do takich
rozwiązań wymaga edukacji. Bardzo często spotykamy się z przypadkami, gdy
Brix jest mylony ze… stacją NAS czy routerem.

Brix zamknięto w obudowie o pojemności grubo
poniżej jednego litra, czyli bardzo małej, choć w wyścigu technologicznym,
którego celem jest miniaturyzacja komputera, już dawno ustawiono poprzeczkę
jeszcze wyżej.

– W styczniu 2014 roku pokazaliśmy komputer wielkości karty
kredytowej, który umożliwiał płynną rozgrywkę w FIFA w rozdzielczości
Full HD
– powiedział Bruno Murzyn, PR Manager z polskiego
przedstawicielstwa AMD.

Warto zaznaczyć, że lista rozwiązań alternatywnych
w stosunku do tradycyjnych desktopów staje się coraz dłuższa.
Minikomputery są już w ofercie większości producentów.

AiO, małogabarytowa obudowa Lenovo Tiny o pojemności
tylko 1 litra czy też PC Stick to rozwiązania, które pokazują, że desktop
może być bardzo dobrze dopasowany do oczekiwań i zastosowań klienta. Są
więc realnym zagrożeniem dla maszyn zamkniętych w klasycznych obudowach
tower czy SFF, których możliwości klienci po prostu nie wykorzystują
– mówi
Łukasz Rutkowski, Business Development Manager w Lenovo.

 
Coraz mniej C-brandów

Polski rynek coraz bardziej upodabnia się do europejskich
pod względem pochodzenia komputerów. Kilkanaście, a nawet jeszcze kilka
lat temu co drugi sprzedany w kraju pecet był produktem małego lokalnego
dostawcy. I chociaż C-brandów wciąż ubywa, trudno przewidzieć, czy taki
trend utrzyma się w przyszłości. Przecież na początku ostatniej dekady
mieliśmy już do czynienia z sytuacją, gdy do markowego sprzętu należało
prawie 60 proc. rynku, jednak w latach 2013–2014 udział C-brandów
ponownie się zwiększył.

W minionym półroczu
sprzedaż produktów małych lokalnych dostawców zmniejszyła się bardzo gwałtownie.
Według szacunkowych danych ich udział zawiera się w przedziale od 35 do
40 proc., co oznacza rekordowo niskie notowania. Popyt na C-brandy maleje
w tym roku szybciej niż ma to miejsce w przypadku pozostałych
dostawców – sprzedano zaledwie 120–130 tys. takich „składaków”, wobec
ponad 210 tys. w pierwszej połowie 2014 r.

To właśnie spadek sprzedaży C-brandów jest odpowiedzialny za
tegoroczne zmiany na rynku desktopów, bowiem w przypadku producentów A-
i B-brandowych zmian właściwie nie odnotowano. Co więcej, niektórzy
spośród nich mogą nawet pochwalić się wzrostem. Przykładem jest Dell, który
sprzedał o ponad 4 tys. maszyn więcej niż przed rokiem i stał
się niekwestionowanym liderem rynku, osiągając wynik ponad 64 tys. komputerów,
które trafiły na polski rynek. Siłą rzeczy na drugie miejsce spadło HP, które
w pierwszych sześciu miesiącach tego roku zmniejszyło swoje udziały.

W pierwszej połowie 2015 sprzedaliśmy 52 tys. desktopów,
w analogicznym okresie zeszłego roku 60 tys. –
 przyznaje Marcin
Wesołowski

Duży wzrost odnotowało Lenovo, które utrzymało zeszłoroczną
trzecią pozycję, a wynikiem na podobnym poziomie jak w I połowie
2014 r. może się pochwalić Komputronik. Spośród krajowych dostawców
również NTT System oparło się negatywnym tendencjom.

W pierwszej połowie 2014 r. sprzedaliśmy 14,4
tys. komputerów, zaś w analogicznym okresie 2015 r. sprzedaż wyniosła
13,9 tys. – 
powiedział Robert Nowak, Product Manager w NTT
System.

 
Quo vadis pececie?

Jak wspomnieliśmy, rośnie liczba urządzeń, które mogą być
dla desktopa funkcjonalną alternatywą. Najpoważniejszą konkurencją wydaje się
AiO, a przybywa konstrukcji typu NUC oraz miniaturowych urządzeń pod nazwą
PC Stick. Nie ma jednak zgody co do tego, czy takie maszyny należy traktować
jako zamiennik stacjonarnego peceta.

Komputerów typu AiO nie traktujemy jak alternatywy, ale
raczej jako uzupełnienie oferty tradycyjnych desktopów –
 mówi Robert
Nowak. – Rzeczywiście tego typu maszyny zyskują na popularności, zwłaszcza
w sektorze instytucjonalnym. Natomiast komputery typu PC Stick na pewno
znajdą swoją niszę na rynku, jednak nie powinny zagrozić desktopom.

Zdaniem przedstawiciela NTT System komputer stacjonarny ma
i będzie miał stabilną pozycję w przyszłości.

Obecne tempo rozwoju technologii desktopowych jest
porównywalne do tego sprzed pięciu czy dziesięciu lat, więc powinno stymulować
wymianę sprzętu. Tym bardziej że komputer kosztuje coraz mniej w relacji
do przeciętnego wynagrodzenia –
podsumowuje Robert Nowak.

Jesteśmy też u progu zmian w zakresie komunikacji
z pecetem

Komputer stacjonarny będzie coraz lepiej dostosowany do
potrzeb użytkowników, którzy będą mogli korzystać w coraz większym stopniu
z naturalnych interfejsów, takich jak rozpoznawanie twarzy i gestów,
np. dzięki technologii AMD Face Login i AMD Gesture Control, zaś następnym
krokiem będzie już wirtualna rzeczywistość –
mówi Bruno Murzyn.

Czy tak będzie czy nie, zobaczymy. Niemniej trzeba się
zgodzić, że powyższe argumenty przemawiają za utrzymaniem lub zwiększaniem się
udziałów desktopów w całym segmencie komputerów niż za ich zmniejszaniem.