Dla branży IT mijający rok nie będzie należał do typowych. Byliśmy świadkami zjawisk, które trudno wyjaśnić. Niełatwo także odpowiedzieć na pytanie, czy miały one charakter jednorazowy czy też mamy do czynienia z symptomami powstawania nowych standardów. Przykłady? Stacjonarne komputery C-brand wracają do łask, sprzedaż tanich notebooków leci na łeb na szyję, za to lawinowo rośnie popyt na konstrukcje po 6, a nawet 10 tys. zł. Ponadto użytkownicy biznesowi kupują komputery domowe, a klienci indywidualni szukają sprzętu przypominającego pecety dla biur. Co więcej, po bardzo słabej pierwszej połowie roku druga okazuje się… jeszcze słabsza.

Dysonans poznawczy dotyczy sytuacji, gdy np. widzimy małego fiata, a słyszymy forda mustanga. W naszej branży przykładem takiego dysonansu jest widok komputera typu AiO dla graczy z 34-calowym monitorem za prawie 13 tys. zł. W tym roku słabo sprzedawały się notebooki najtańsze, za to bardzo dobrze – najdroższe. Tego typu „egzotycznych” przykładów jest więcej,ale po kolei.

Najbardziej zaskoczyła wielkość sprzedaży komputerów, zwłaszcza przenośnych, ale także stacjonarnych. W pierwszej połowie roku w Polsce do klientów trafiło ok. 15 proc. mniej laptopów niż w analogicznym okresie 2015 r. W nieco mniejszej skali spadł popyt na desktopy markowe. Ogólna sprzedaż sprzętu stacjonarnego była stosunkowo niezła, a to za sprawą C-brandów, które nieoczekiwanie powróciły do łask. Za bardzo marną koniunkturę pierwszego półrocza odpowiadał zastój w przetargach oraz dużo słabszy popyt ze strony klientów indywidualnych. W trzecim kwartale sytuacja teoretycznie powinna się polepszyć: miały ruszyć przetargi, a coroczne zjawisko back-to-school – poprawić sprzedaż sprzętu domowego. Tak się jednak nie stało. Wręcz przeciwnie, mieliśmy do czynienia z tąpnięciem, zwłaszcza w przypadku notebooków – według danych IDC sprowadzono ok. 350 tys. (w trzecim kwartale 2015 r. – pół miliona).

Kolejnym zaskoczeniem był bardzo duży spadek w sektorze małego montażu, który przecież miał się nadspodziewanie dobrze w pierwszych dwóch kwartałach roku. Z rozmów z dystrybutorami i producentami wynika, że ostatnie trzy miesiące roku nie przyniosą nic nowego. Ale po tym wszystkim trudno traktować poważnie jakiekolwiek przewidywania.

Rok był nietypowy także pod innym względem. Można odnieść wrażenie, że klienci kupują oczami. Co ciekawe, zjawisko dotyczy również klientów biznesowych, którzy coraz chętniej wybierają sprzęt przeznaczony dla odbiorców indywidualnych (mowa tu przede wszystkim o urządzeniach konwertowalnych). Z kolei klienci domowi coraz częściej sięgają po rozwiązania typowe dla biznesu, czyli komputery AiO oraz SFF. Za apogeum tego zjawiska należy uznać pojawienie się wspomnianych modeli AiO (komputerów z założenia tanich i projektowanych do użytku biurowego) ekstremalnie drogich i przeznaczonych dla graczy.

Za osobliwe na pewno trzeba też uznać zjawisko wolniejszego starzenia się sprzętu. Kiedyś nowe linie procesorów pojawiały się co kilka lat, a 3-letni komputer był praktycznie nieużyteczny. Obecnie premiery CPU odbywają się co kilkanaście miesięcy, zaś 5-letnia maszyna sprawdza się w większości zastosowań. Warto zaznaczyć, że kiedyś wprowadzenie nowego systemu operacyjnego zwykle oznaczało dla starszego komputera „wyrok śmierci”. Tymczasem ostatni system operacyjny giganta z Redmond sprawuje się bardzo dobrze zarówno na komputerach najnowszych, jak i kilkuletnich.

Obok całego szeregu zjawisk, w wyniku których popyt na komputery spada, jest też jedno bardzo pozytywne – gaming. Entuzjastów elektronicznej rozrywki przybywa na potęgę. Dlaczego właśnie teraz? Być może życie w świecie wirtualnym jest dużo bardziej pociągające niż w realnym, szczególnie w ostatnim czasie. Niezależnie od przyczyn zjawiska jest ono bardzo mile widziane, zwłaszcza przez środowisko resellerskie, bo komputery gamingowe to ciągle najczęściej sprzęt lokalnej produkcji.