Badanie sytuacji na rynku oprogramowania przeprowadzono już po raz siódmy. Objęło ono 111 krajów. W rankingu 27 państw Unii Europejskiej Polska z wynikiem 54 proc. znajduje się na piątym miejscu pod względem wysokości wskaźnika piractwa, za Bułgarią (67 proc.), Rumunią (65 proc.), Grecją (58 proc.) i Łotwą (56 proc.). Sklasyfikowano nas wśród państw o największym wskaźniku, mimo że w 2009 r. udział pirackiego software’u w oprogramowaniu wykorzystywanym w naszym kraju zmniejszył się o 2 proc. w porównaniu z 2008 r. Z jednej strony wciąż daleko nam do państw, w których większość użytkowników kupuje licencje (wskaźniki piractwa w USA, Japonii i Luksemburgu oscylują wokół 20 proc.), z drugiej zaś nasz wynik jest o niebo lepszy niż wskaźniki dla Gruzji, Zimbabwe i Mołdawii (około 90 proc. nielegalnego oprogramowania). Według BSA niewielka poprawa sytuacji w Polsce to efekt podjętych przez nie działań edukacyjnych. Organizacja kładzie w nich nacisk m.in. na ryzyko zawirusowania komputerów, na których zainstalowano nielegalne kopie oprogramowania, a także ostrzega przed możliwością kradzieży danych.

DALEKO POSUNIĘTE DZIAŁANIA

Jedna z kampanii edukacyjnych, przeprowadzona przez BSA na początku 2010 r., mogła szczególnie zapaść przedsiębiorcom w pamięć. Organizacja wysłała wtedy do firm listy, które przypominały z wyglądu i tonu zawiadomienia z sądu lub urzędu skarbowego. Pisma mogły wręcz wprowadzać w błąd – sugerować, że BSA żąda od przedsiębiorców raportu na temat posiadanych licencji i maszyn. Akcja odbiła się echem na internetowych forach, poprosiliśmy więc o wyjaśnienia Bartłomieja Wituckiego, koordynatora i rzecznika BSA w Polsce. Według niego styczniowa kampania miała wyłącznie zwrócić uwagę na problem piractwa. – Celem listu było poinformowanie o konsekwencjach prawnych korzystania z nielegalnego oprogramowania i zachęcenie do samodzielnej inwentaryzacji zasobów informatycznych i porównanie ich z posiadanymi licencjami – powiedział zimą 2010 r. – Do listu załączyliśmy tabelkę, by pokazać, jak można dokonać samodzielnej weryfikacji legalności zasobów informatycznych. Przedstawiciel BSA przyznał, że forma kampanii edukacyjnej wywołała zróżnicowane reakcje. – Niektórzy krytycznie odnosili się do stylu kampanii, często zadawano pytanie, gdzie i do kiedy przesłać wypełnione tabelki – ujawnił Bartłomiej Witucki. – Informowaliśmy, że można wypełniać je dla własnych potrzeb, a BSA nie jest zainteresowane ich otrzymaniem. Były też głosy poparcia. Jeden z zagranicznych przedsiębiorców działających w Polsce gratulował nam pomysłu, bo sam dotkliwie odczuwa skutki nieuczciwej konkurencji. Według niego niektóre przedsiębiorstwa zaniżają ceny usług i mogą sobie na to pozwolić głównie dlatego, że nie ponoszą kosztów nabycia oprogramowania, wysokich zwłaszcza w przypadku profesjonalnych aplikacji, np. do animacji 3D, tworzenia efektów specjalnych lub przeznaczonych dla architektów i inżynierów. Zrzeszenie producentów software’u potwierdza, że edukacja i informacja to tylko jeden z czynników wpływających na poziom piractwa. Liczy się również podejście sądów do ochrony własności intelektualnej. Według BSA piractwo nie zmaleje znacząco, o ile sprawy z tym związane nie będą szybciej i sprawniej rozpatrywane.

ŚWIAT W PIGUŁCE

W 2009 r. poziom piractwa zmalał w 54 krajach spośród 111 wziętych pod lupę w czasie przygotowywania raportu, wzrósł zaś jedynie w 19. W sumie jednak światowy wskaźnik piractwa poszedł w górę o 2 punkty (do 43 proc.) w porównaniu z notowanym w 2008 r. Według autorów raportu przyczyn ogólnego wzrostu tendencji do kradzieży software’u należy szukać w przyspieszonym ostatnio rozwoju dużych rynków, takich jak indyjski, chiński, brazylijski, na których piractwo zawsze było trudno opanować. Przedstawiciele Business Software Alliance podkreślają, że kradzież oprogramowania wpływa nie tylko na interesy jego producentów, ale również zubaża Skarb Państwa i powstrzymuje wzrost liczby miejsc pracy. W 2008 r. obliczono, że gdyby w Polsce ograniczyć kradzież o 10 proc. w ciągu czterech lat, to zatrudnienie mogłoby znaleźć 1,9 tys. osób, a dochody przedsiębiorstw wzrosłyby o równowartość 1,1 mld dol. Budżet państwa natomiast wzbogaciłby się o 110 mln pochodzących z podatków. IDC szacuje, że przeciętnie na każdego dolara przeznaczonego na zakup licencji na oprogramowanie przypadają 3 – 4 dolary, które stanowią dochód dystrybutorów i lokalnych usługodawców.

Bartłomiej Witucki
koordynator i rzecznik BSA w Polsce

Oczywiście celem styczniowej kampanii nie było zastraszenie przedsiębiorców. W każdej akcji informacyjnej forma przekazu jest ważna, bo pomaga zainteresować odbiorcę treścią. Urzędowy ton i stylistyka miały zmniejszyć ryzyko zignorowania korespondencji i dać do zrozumienia, że kwestia legalności oprogramowania jest sprawą poważną. Tym bardziej że w całej Polsce odbywają się kontrole legalności oprogramowania prowadzone przez uprawnione do tego podmioty. Bardzo wiele firm przekonało się o tym boleśnie. Warto przypomnieć, że w naszym kraju wciąż ponad połowa oprogramowania jest używana nielegalnie. To wskaźnik jeszcze bardziej wymowny, jeśli porównać go ze średnią w Unii Europejskiej, która wynosi około 35 proc. To przepaść. Kampania miała pomóc przedsiębiorcom w uporządkowaniu zasobów informatycznych w ich najlepiej rozumianym interesie. Pamiętajmy również, że była kierowana wyłącznie do podmiotów profesjonalnych, których poziom percepcji jest znacznie wyższy od poziomu percepcji konsumentów. Nie każdemu kampania może się podobać, ale nie zgadzamy się z sugestią, że doszło do zastraszania przedsiębiorców.