Niewątpliwie rynek
urządzeń drukujących nie będzie już notował poważnych wzrostów
– przynajmniej w Polsce czy na innych rynkach europejskich. Trwający
od 2008 r. spadek sprzedaży pod względem ilościowym został przezwyciężony
tylko raz, gdy w 2013 r. zaobserwowano kilkuprocentowy wzrost. Wtedy optymistycznie
sądzono, że czasy dekoniunktury w tym segmencie bezpowrotnie minęły.
Przypomnijmy: w 2010 r. sprzedano w Polsce 880 tys.
atramentowych urządzeń drukujących, w zdecydowanej większości
wielofunkcyjnych. Rok później było to 790 tys., zaś w 2012 r. już
tylko 590 tys. W 2013 r. skala popytu pozytywnie zaskoczyła
i wartość rynku druku zwiększyła się o symboliczne 2 proc.
Jednak rok później tendencja spadkowa powróciła. Według CRN Polska liczba
sprzedanych urządzeń wyniosła wówczas zaledwie ok. 550 tys. sztuk (praktycznie
tylko wielofunkcyjnych), co oznaczało 8-proc. spadek.

 

Skąd
wzięła się rynkowa anomalia 2013 roku? Można zaryzykować twierdzenie, że
dodatni wynik został nieco sztucznie wykreowany za sprawą drukarkowych promocji
organizowanych przez operatorów telekomunikacyjnych. Według nieoficjalnych
informacji CRN Polska w ten sposób (a więc jako prezenty dla osób
przedłużających umowy telekomunikacyjne) trafiło do klientów ok. 40 tys.
urządzeń atramentowych. W 2014 r. takich promocji już nie było…

 

HP i reszta

Niestety, nie dysponujemy informacjami na temat wartości
polskiego rynku urządzeń drukujących, tak atramentowych, jak laserowych.
Producenci, jak zwykle, niechętnie dzielą się danymi dotyczącymi przychodów ze
sprzedaży. Jednak z ich wypowiedzi można wysnuć konkretne wnioski.

 

– W 2014 roku zrealizowaliśmy nasze plany
sprzedażowe, zwiększając udział w rynku w ujęciu wartościowym
o blisko 50 proc. –
mówi Krzysztof Modrzewski, National Sales
Manager w polskim przedstawicielstwie Epsona. – Warto przy tym
podkreślić, że nie konkurujemy ceną.

Jednocześnie wiadomo, że sprzedaż atramentowych urządzeń
drukujących Epsona pod względem ilościowym była w 2014 r. mniejsza
niż rok wcześniej. Nie ma pewności, czy u wszystkich producentów da się
zauważyć podobną tendencję, czyli średni wzrost ceny sprzętu.
Najprawdopodobniej każdy dostawca ma w swoim portfolio modele, które kuszą
ceną, ale wydaje się, że ogólny trend jest taki, by skupiać się raczej na
redukcji kosztów wydruku niż ceny urządzenia, co – jak wiadomo – w parze
iść nie może.

Struktura krajowego rynku jest praktycznie niezmienna od
lat, tak pod względem listy obecności, jak i kolejności firm. Nieodmiennie
liderem jest HP. W zeszłym roku amerykańskiemu producentowi udało się
sprzedać – według różnych danych – od 280 do 310 tys. atramentówek.
To oznacza, że należy do niego nieco więcej niż połowa rynku. Warto dodać, że
ten bardzo dobry wynik został uzyskany dzięki udanemu czwartemu kwartałowi,
który został zamknięty liczbą niemal 100 tys. sprzedanych urządzeń.

Drugi pozostaje Canon,
który sprzedał najprawdopodobniej prawie 130 tys. urządzeń. To jedyny dostawca,
który odnotował wzrost względem poprzedniego roku (5 proc.) – wzrost
o tyle ważny, że pozwolił mu nieco oddalić się od Brothera. Sprzedaż
urządzeń tego ostatniego producenta właściwie nie zmieniła się w ciągu
dwóch ostatnich lat. Jednak utrzymanie poziomu sprzedaży w kontekście
globalnego jej spadku również można uznać za dobry wynik.

– W 2014 r.
zwiększyliśmy procentowy udział w rynku wielofunkcyjnych urządzeń
atramentowych
– podkreśla Piotr
Baca, szef polskiego przedstawicielstwa japońskiej marki.
W 2013 r. wynosił on 20 proc., a rok później
21,3 proc., co daje nam trzecią pozycję. Mamy największy w Polsce
udział w rynku wielofunkcyjnych urządzeń atramentowych formatu A3. Według
danych Infosource w 2014 r. wyniósł on aż 89 proc.

Trzeba też zaznaczyć, że Brother sam sobie podniósł
poprzeczkę, bo od kilku lat zauważalnie zwiększał udziały w polskim rynku.
Również ten producent może zaliczyć ostatni kwartał zeszłego roku do szczególnie
udanych, bo w tym okresie, przynajmniej chwilowo, wyprzedził Canona.

 
Gdzie po drukarkę?

Drukarki są wdzięcznym przedmiotem handlu w sieciach
detalicznych oraz sklepach on-line – to oczywiste od wielu lat.

– Sprzedaż przez sieci
detaliczne oraz sklepy on-line dominują zwłaszcza w przypadku klientów
indywidualnych
– mówi Michał
Lewiński, Deputy Purchasing Director AB. – Klienci biznesowi bardziej
skłaniają się ku zakupom u wyspecjalizowanych resellerów. Jednak nasze
doświadczenia i rozwój działu e-commerce pokazują, że i na rynku
klientów instytucjonalnych coraz więcej transakcji dokonywanych jest on-line.

Dla wyspecjalizowanego resellera nie ma nic gorszego niż
konkurencja cenowa ze strony sklepów on-line czy sieci detalicznych. Niektórzy
producenci zwracają uwagę na ten problem.

– Sprzedaż naszych produktów w większości odbywa się
przez kanał partnerski, ale oferujemy też urządzenia klasy konsumenckiej, np.
atramentowe modele z serii InkBenefit, które są sprzedawane
w retailu.W ofercie mamy także produkty, które są przeznaczone
wyłącznie dla kanału partnerskiego
– mówi Piotr Baca.

Być może wskutek takiej
polityki resellerzy pytani o powody spadków popytu na sprzęt drukujący
wskazują bardziej na sytuację rynkową niż konkurencję ze strony detalistów.
Takie wnioski nasuwają się po analizie ankiet redakcji CRN. W najnowszej
ankiecie, jaką przeprowadziliśmy pod koniec maja, 44 proc. resellerów
zaznaczyło w pytaniu o powody spadków zakupy w detalu, podczas
gdy dwa lata temu w podobnym badaniu było to 53 proc.

 
Ceny w górę

Jedną z przyczyn
zmniejszonego popytu na urządzenia drukujące w 2014 r. był
prawdopodobnie wzrost cen. W Polsce było to zjawisko nieuniknione, za
sprawą znaczącego skoku wartości dolara. Amerykańska waluta jeszcze
w pierwszej połowie ubiegłego roku kosztowała 3 zł, zaś później
systematycznie drożała, osiągając poziom ponad 3,4 zł w grudniu.
W konsekwencji musiało to przynieść wzrost cen sprzętu (tych w naszej
walucie) i przyczynić się do odłożenia przez wielu klientów decyzji
o zakupie nowego urządzenia drukującego w oczekiwaniu na poprawę
kondycji złotówki. W 2015 r. niestety sytuacja wygląda jeszcze
gorzej. O ile od lipca do grudnia 2014 r. dolar drożał
systematycznie, lecz stosunkowo powoli, o tyle od stycznia bieżącego roku
wzrosty stały się wręcz gwałtowne. W marcu trzeba było zapłacić za dolara
już prawie 4 zł. Wprawdzie od marca do połowy maja odnotowano spadek do
3,5 zł, ale na koniec miesiąca cena znowu wzrosła do niemal 3,8 zł.

 

W oczekiwaniu na wzrost

Chociaż niekorzystna sytuacja na rynku walut może powodować
wstrzymywanie się z decyzjami zakupowymi, to nie można ich odwlekać
w nieskończoność, bo czas życia atramentówki określa się na góra pięć lat.

– Wprawdzie urządzenie właściwie eksploatowane,
z wykorzystaniem oryginalnych materiałów eksploatacyjnych, może po 2–3
latach wyglądać jak nowe, ale po kilku miesiącach intensywnej pracy będzie
nadawać się do wymiany – 
tłumaczy Michał Wilkowski, IPS Country
Manager z polskiego przedstawicielstwa HP.

Producenci wierzą, że utrzymujący się od dwóch lat niski
poziom sprzedaży oznacza – z racji ograniczonej żywotności sprzętu
– zbliżającą się poprawę koniunktury. Podkreślają też, że urządzenia
drukujące nie starzeją się tylko mechanicznie. Najnowsze konstrukcje oferują
nowe funkcje i umożliwiają tańsze drukowanie, na co klienci zwracają coraz
większą uwagę (szerzej na ten temat, patrz artykuł na str. 40). Poza tym dla
drukarki nie ma alternatywy, to zakup niezbędny, niezależnie od tego, czy
klient drukuje 10 czy 10 tys. stron miesięcznie.