Sytuacja na rynku komputerów przenośnych wygląda podobnie do tej, jaką obserwujemy w segmencie sprzętu stacjonarnego. Producenci prześcigają się w poszerzaniu ofert o różnego typu sprzęt hybrydowy oraz ultrabooki z ekranami o przekątnej długości 12,5 czy 13,3 cala, których głównym atutem jest mały ciężar. Dostawcy stawiają sobie za punkt honoru, by waga urządzenia nie przekraczała 1,5 kg. Najmniejsze konstrukcje, przypominające z wyglądu netbooki (chociaż mało kto stosuje dziś tę nazwę), czyli te z ekranem o przekątnej długości 10 oraz 11,1 cala, ważą zwykle ok. 1 kg. Z kolei waga sprzętu z wyświetlaczem wielkości od 12,5 do 13,3 cala oraz niektórych modeli z wyświetlaczem 14-calowym waha się od 1,3 do 1,5 kg.

Ciężar niemal wszystkich pozostałych konstrukcji zaczyna się od ok. 2 kg, zaś przedział od 1,5 do 2 kg jest… pusty. Dlaczego? Żaden z producentów nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie. Może nikt na to nie zwraca uwagi, bo i tak większość użytkowników w Polsce wybiera notebooki z ekranami 15,6-calowymi, które ważą najczęściej sporo ponad 2 kg. To w praktyce oznacza, że wspomniane komputery najczęściej są po prostu zamiennikami desktopów.

Ponieważ już od kilku lat stale przybywa innowacyjnych konstrukcji, które mogą być alternatywą dla klasycznych notebooków, zapytaliśmy producentów o to, jaki procent sprzedaży stanowią maszyny każdego z typów. Odpowiedzi są nieodmiennie takie same jak rok, dwa, a nawet trzy lata temu: „w bieżącym roku jeszcze dominują notebooki 15-calowe, ale za rok wzrośnie zainteresowanie sprzętem alternatywnym”. Na liście urządzeń, które jako pierwsze miały stać się konkurencją dla zwykłych laptopów, były ultrabooki w cenie poniżej 3 tys. zł. Na początku kosztowały dużo ponad 3 tys. zł, jednak dostawcy szybko zdali sobie sprawę, że sprzęt ultra w cenie 3 lub 5 tys. zł pozostanie marginesem rynku, stąd na rynku pojawiły się modele kosztujące poniżej 3 tys. zł, ale i one nie cieszyły się popularnością.

Następnie powodzenie wróżono hybrydom. Takie komputery wprowadzono do sprzedaży już kilka lat temu i przeszły podobny proces jak ultrabooki: najpierw były bardzo drogie, teraz są całkiem tanie, ale wciąż tylko pretendują do roli standardu. Już w 2013 r., gdy na rynku zaczęły się ukazywać pierwsze urządzenia typu 2w1, przewidywano, że w 2014 r. mogą stanowić nawet jedną piątą w segmencie komputerowego sprzętu przenośnego. Tak się nie stało. Z kolei w 2014 r. mówiono, że wprawdzie na początku roku hybrydy stanowiły 4 proc., ale pod koniec liczba ta miała być podwojona, a w kolejnych latach miały być odnotowywane aż 100-proc. wzrosty. Na razie jednak różowo nie jest.

 

– Urządzenia 2w1 stanowią między 7 a 9 proc. rynku notebooków w Polsce, choć producenci chcą zwiększyć te udziały przynajmniej dwukrotnie – mówi Piotr Anioła, Product Manager w polskim przedstawicielstwie Asusa. – W tym segmencie mamy do czynienia z bardzo dużą konkurencją A- i B-brandów. W efekcie cena podstawowych urządzeń zaczyna się od ok. 800 zł. Niemniej użytkownicy coraz częściej sięgają po droższe rozwiązania w cenie powyżej 1000 zł, które wyposażone są w 4 GB pamięci RAM i SSD przynajmniej o pojemności 64 GB.

Z jednej strony można nie dawać wiary opiniom, że liczba hybryd zostanie podwojona – takie przewidywania słyszymy regularnie od „zarania dziejów”. A z drugiej strony nie ulega wątpliwości, że urządzenia inne niż tradycyjne notebooki systematycznie, choć powoli znajdują coraz więcej zwolenników. W jakim tempie? Niestety, nie dysponujemy „twardymi danymi”, bo firmy analityczne nie chcą udostępniać prasie swoich badań albo nie prowadzą ich wcale. Wśród producentów zdania są podzielone, jednak w każdym wypadku twierdzą oni, że czasy, w których tradycyjne notebooki stanowiły ponad 90 proc. rynku należą do przeszłości.

– Udział klasycznych konstrukcji, czyli notebooków z 15-calowym ekranem, klawiaturą numeryczną i napędem optycznym, jest nadal spory, ale nie przekracza 75 proc. całkowitej sprzedaży – twierdzi Anna Ostafin, Category Manager Consumer Products w polskim przedstawicielstwie HP Inc. – Pokazuje to, że rośnie grupa użytkowników notebooków prawdziwie mobilnych, które dzięki niskiej wadze nie będą przeszkadzać w podróży, a ponadto zapewniają dobrą wydajność i długi czas pracy na bateriach.

Z kolei zdaniem przedstawiciela Acera udział sprzętu klasycznego jest w bieżąwcym roku dużo mniejszy.

– Może jeszcze nie 50 proc., ale na pewno już nie 85 proc. – przekonuje Michał Senkowski, Product Manager Desktop Consumer z Acer Polska.

Jeśli przyjąć za HP Inc., że tradycyjne laptopy stanowią trzy czwarte rynku, zaś hybrydy niecałe 10 proc., oznaczałoby to, że do ultrabooków i netbooków należy aż 15 proc. rynku, w co trudno uwierzyć. Bo chromebooki nie liczą się jako poważny gracz.

 

Koniec Bingu, początek gamingu

W 2014 r. sprzedaż sprzętu przenośnego zwiększyła się niespodziewanie o ponad 15 proc., a w 2015 r. jeszcze o kolejnych kilka procent. Przyczyn świetnej koniunktury można upatrywać w bardzo atrakcyjnych cenach sprzętu. Dzięki zastosowaniu okrojonej wersji Windows 7, czyli systemu znanego pod nazwą Bing, którego koszt był symboliczny w porównaniu z pełną wersją „Siódemki”, już same ceny sprzętu w dolarach były atrakcyjne, a za dolara płaciło się wówczas trzy złote… W bieżącym roku Bing już nie jest dostępny, zaś jaka jest cena dolara, wszyscy wiedzą.

W efekcie za komputer, który dwa lata temu kosztował niewiele powyżej 1 tys. zł, dziś klienci muszą zapłacić niemal 1,5 tys. zł. Jak zareagowali na taką sytuację, wiadomo… Jeśli klienci będą uzależniali decyzję o zakupie od ceny, to prawdopodobnie w przyszłym roku należy oczekiwać dalszych spadków sprzedaży. W minionych miesiącach dystrybutorzy nie narzekali na brak komputerów w magazynach, mieliśmy więc do czynienia z redukcjami cen zalegającego towaru. Z rozmów z producentami jednoznacznie wynika jednak, że w przyszłym roku komputery przenośne z nowych dostaw będą raczej droższe niż tańsze. Jedynym sposobem, by klienci kupowali taniej, jest polepszenie kondycji naszej waluty.

Producenci z pewnością woleliby sprzedawać więcej niż mniej, ale kłopoty ze sprzedażą klasycznych modeli (z minimalną marżą) mogą sobie powetować przychodami z tytułu bardzo dużego zainteresowania notebookami gamingowymi. Elektroniczna rozrywka z roku na rok staje się popularniejsza, zaś entuzjaści e-sportu coraz chętniej grają nie tylko na desktopach, ale też na notebookach. A te, jak wiadomo, do tanich nie należą – ceny modeli dla graczy, które cieszą się największym powodzeniem, wynoszą od 6 do nawet 10 tys. zł. O popularności notebooków gamingowych najlepiej świadczy to, że mają je już w ofercie niemal wszyscy producenci, a na pewno ci najważniejsi. Użytkownicy mogą więc wybierać nie tylko wśród notebooków marek ewidentnie kojarzonych z gamingiem, jak Asus czy Acer.

Dawno, dawno temu jeden z zagranicznych dziennikarzy w relacji o Polsce pisał, że to dziwny kraj, w którym brakuje podstawowych produktów spożywczych i obywatele zarabiają grosze, jednak po ulicach jeżdżą głównie zagraniczne auta, a buty dla kobiet w cenie stanowiącej równowartość krajowej pensji nikogo nie dziwią. Teraz w przypadku sprzętu komputerowego można mówić o równie dziwnej sytuacji, gdy klienci rezygnują z komputera za 1,5 tys. zł, bo jest za drogi, a jednocześnie rozchwytywane są konstrukcje cztero- czy nawet ośmiokrotnie droższe…