Prawie 70 proc.
resellerów zapewnia, że w 2011 r. sprzedaż programów
zabezpieczających była nie gorsza niż w rok wcześniej, według
22 proc. – okazała się lepsza. Tylko 9 proc. ankietowanych
odnotowało spadek zbytu tych produktów. I kwartał br. nie przyniósł
znaczących różnic – według 65 proc. respondentów w tym okresie
oprogramowanie ochronne sprzedawało się podobnie jak w I kwartale
ub.r., według 13 proc. – lepiej, a zdaniem 22 proc.
– gorzej.

Ponad połowa resellerów twierdzi, że ich klienci najczęściej
wybierają programy ochronne Eset. Bardzo popularne jest także oprogramowanie
marek Kaspersky i Symantec.

 

Bez szczególnych wahań

Według ankietowanych programy zabezpieczające to znaczący
rynek, a najczęściej nabywane są pakiety Internet Security. Utrzymują
ponadto, że zgodnie z odwieczną zasadą, klient kupuje to, co sprzedawca
chce sprzedać. – Wykonuję co jakiś czas testy wszystkich dostępnych
rozwiązań i proponuję klientom to, co sam uważam za dobre
i bezproblemowe
– zapewnia Adam Niklewicz, właściciel firmy
Corporation.

Wtóruje mu Mariusz Stasiński, współwłaściciel Soco Szyma
i Wspólnicy: – Klient radzi się nas, co ma kupić. I najczęściej
tych rad słucha. Zwykle oferujemy produkty Eset, sami na pojedynczych
komputerach też z nich korzystamy. Do dużych instalacji oferujemy
rozwiązania Trend Micro. Liczba naszych klientów jest raczej stała
(ok. 1,5 tys.), nie obserwujemy zatem szalonych wahań.

Programy zabezpieczające są nabywane głównie przez firmy
oraz instytucje, które stanowią 84 proc. odbiorców. Prawie dwie
trzecie kupujących programy antywirusowe to MSP, 8 proc. – duże
przedsiębiorstwa, 16 proc. – instytucje. Tylko 16 proc. klientów
naszych respondentów stanowią użytkownicy indywidualni.

Wynika to przede wszystkim z faktu, że dla
indywidualnych użytkowników, których interesuje głównie cena, profesjonalne
programy zabezpieczające są za drogie. – Do ochrony komputerów domowych
stosują głównie darmowe oprogramowanie. Nasi główni klienci to małe
przedsiębiorstwa
– mówi Bogusław Czaja, szef firmy Mykom.

 
 

 

Od afery do afery

Prawie
dwie piąte resellerów twierdzi, że dostępność darmowych pakietów
zabezpieczających przyczynia się do spadku sprzedaży oprogramowania ochronnego,
ponad jedna trzecia jest odmiennego zdania, a jedna czwarta nie ma
w tej kwestii wyrobionych poglądów. Niemniej jednak użytkownicy
indywidualni wciąż jeszcze korzystają głównie z darmowych programów
antywirusowych – zwykle bez świadomości, że nie chronią one komputerów
w takim samym stopniu jak aplikacje płatne, choć wiedza w społeczeństwie
na temat bezpieczeństwa w sieci jednak powoli rośnie.

 

W opinii resellerów
sprzedaż oprogramowania ochronnego jest „sezonowa”, czyli od afery do afery.
Według Łukasza Łaciny, właściciela Netluk.pl, zainteresowanie zakupem
oprogramowania ochronnego potęgują coraz głośniejsze ataki tzw. Anonimowych.
– Klienci dzięki temu coraz chętniej podejmują decyzję o zakupie
płatnego i kompleksowego zabezpieczenia, a rezygnują z darmowej
ochrony w podstawowym zakresie
– ocenia.

Zazwyczaj po informacjach
medialnych o atakach, zwłaszcza na serwery banków, resellerzy notują
wzrost sprzedaży, a klienci wybierają oprogramowanie znanych firm.
Skończyły się czasy darmowych aplikacji, ponieważ ich poziom jest tragicznie
niski. Jeden z naszych klientów, który nie chciał kupić pakietu
zabezpieczającego, po dwóch dniach od nabycia komputera przyszedł go
zareklamować, ponieważ sprzęt przestał działać. Po oględzinach stwierdziliśmy
w systemie obecność darmowego antywirusa i… 936 wirusów. W efekcie ów
klient kupił pakiet F-secure i co roku przychodzi po jego aktualizację

opowiada Radosław Springer, właściciel RAS Serwisu.

 

Dostępność darmowego
oprogramowania ochronnego ma raczej znikomy wpływ na zakup pakietów
zabezpieczających przez firmy i instytucje. – Inaczej jest
w przypadku klientów indywidualnych, którzy zazwyczaj decydują się na
bezpłatne rozwiązania, co powoduje właściwie zerową sprzedaż licencji tej
grupie konsumentów
– twierdzi Adrian Król, współwłaściciel
przedsiębiorstwa Intensys – Systemy informatyczne.

 

Maców i urządzeń mobilnych wirusy się nie imają?

Wygląda na to, że
korzystający z urządzeń Apple’a nie zdają sobie sprawy, że ich komputery
również mogą zostać zainfekowane. Ani jeden z resellerów biorących udział
w Barometrze CRN-a nie zauważył wzrostu zainteresowania aplikacjami
ochronnymi na Maki. – Minie jeszcze trochę czasu, zanim do świadomości
użytkowników komputerów Apple’a dotrze, że ich sprzęt jest narażony na
niebezpieczeństwo w równym (niektórzy twierdzą nawet, że w większym)
stopniu jak pecety
– uważa Adrian Król.

 

 

Niewiele lepiej przedstawia się sprawa w przypadku osób
korzystających ze smartphone’ów i tabletów. Choć 67 proc.
ankietowanych nie obserwuje wzrostu zainteresowania aplikacjami ochronnymi do
urządzeń mobilnych, a 23 proc. nie ma zdania w tej kwestii, to
10 proc. twierdzi, że takie zainteresowanie się pojawia.

Resellerzy narzekają na
uciążliwość pracy z aplikacjami ochronnymi, ponieważ niektóre bardzo
obciążają system. Ten problem zgłaszają coraz częściej ich klienci. – Programy
są pisane przez coraz bardziej aroganckich i nieudolnych programistów,
którzy zakładają, że klient ma nieskończenie szybkie łącze do Internetu,
o dużej przepływności, że można za niego decydować, co ma w danym
momencie robić jego komputer, że ten komputer ma specjalny procesor
(a przynajmniej trzy rdzenie ekstra) do obsługi antywirusa, że antywirus
jest najważniejszym programem, którego używa właściciel komputera,
a szczytem profesjonalizmu jest pisanie programów za pomocą tzw.
generatorów aplikacji
– nie szczędzi gorzkich słów Kazimierz Lal,
dyrektor rzeszowskiego oddziału Softelu.

Zdaniem resellera

 

Marek Markowski, szef Marken Systemy Antywirusowe, Gdynia

Duża dostępność wersji bezpłatnych zwiększa świadomość
klientów, ale nie powoduje wzrostu sprzedaży producentów programów, którzy
takie wersje udostępniają. Widać, że klienci, jeśli chcą już płacić, wolą wydać
pieniądze na produkty markowe.

 

Rafał Nagórski, właściciel Rav.pl, Warszawa

Klienci coraz częściej
szukają oszczędności, przedłużając subskrypcję programu antywirusowego na
kolejny rok. Oczekują od nas najniższej ceny, a jeżeli jej nie otrzymają,
idą do konkurencji, która narzuca marżę w wysokości
1 – 2 proc. Wkrótce zrezygnuję ze sprzedaży ogólnodostępnych
produktów, bo na nich nie da się już dobrze zarobić.

 

Paweł Kotowicz, właściciel Open Seo, Tyczyn

Dość często użytkownik
końcowy czuje się zniechęcony perspektywą zmiany całej platformy oprogramowania
w przedsiębiorstwie. Najłatwiej ponownie przedłużyć subskrypcję na kolejne
dwa lata i zostać przy stosowanym rozwiązaniu kosztem rezygnacji
z nowych funkcji.

 

Jarosław Utracki, kierownik w PC.net, Sosnowiec

Mnogość rozwiązań różnych producentów nie sprawia, że
klienci detaliczni zyskują większą wiedzę na temat aplikacji ochronnych.
Najczęściej nie rozumieją zasady zabezpieczeń wielowarstwowych, więc wybierają
najprostszy antywirus, zamiast np. Nortona 360, lub co gorsza – darmowe
rozwiązania pseudozabezpieczające, ufając w ich skuteczność.
W efekcie złośliwe oprogramowanie i wirusy przedostają się do
ich sprzętu bez żadnego trudu.