Funkcjonowanie integratorów IT na rynku szkół podstawowych i średnich przypomina zwykle polowanie na drobną zwierzynę. Potrzeby placówek edukacyjnych w dziedzinie technologii są bowiem olbrzymie, natomiast budżety skromne. Nic dziwnego, skoro pieniądze z MEN nie pokrywają nawet pensji nauczycieli w państwowych placówkach. Ostatnio sprawę dodatkowo skomplikował strajk pracowników szkół, uniemożliwiając firmom IT rozmowy o jakichkolwiek zakupach. Sam oficjalny koniec strajku też nie oznacza, że wszystko wróci do normy, bo jeśli protest powtórzy się we wrześniu, współpraca ze szkołami znów ulegnie zachwianiu.

To, co kupi placówka edukacyjna w zakresie IT (oprócz rozwiązań, bez których obecnie nie może funkcjonować), w dużym stopniu zależy od ambicji dyrekcji oraz od tego, czy potrafi do nich przekonać władze samorządowe. To ważny czynnik, który umożliwia niektórym szkołom funkcjonowanie na wysokim poziomie pod względem wykorzystania nowych technologii w procesie edukacyjnym. Ważny, ale niezbyt często spotykany.

Sytuacji nie ułatwiają przeładowane programy nauczania. Nauczyciele – nie zawsze biegli w stosowaniu różnych narzędzi IT – niechętnie wykorzystują ich możliwości, ze względu na brak praktyki. Jeśli zaś już posiadane rozwiązanie jest zbyt skomplikowane i jego użycie wymaga wielu zabiegów organizacyjnych, na pewno zostanie zamknięte w szafie i… zapomniane.

Informatyzacji szkół sprzyjają natomiast programy rządowe, w tym Aktywna Tablica, a także program finansujący wyposażenie sal przyrodniczych w laboratoria (również cyfrowe), a także ogromne przedsięwzięcie stworzenia Ogólnopolskiej Sieci Edukacyjnej. To ważne impulsy, które pozwalają szkołom zrobić pierwszy czy kolejny krok na drodze do zakupu sprzętu. Za nimi pójdą następne, dzięki czemu informatyzacja tych placówek może nie tyle przyspieszy, ale w ogóle będzie miała miejsce.

W połowie kwietnia bieżącego roku zakończył się nabór wniosków do ostatniego etapu Aktywnej Tablicy. Przez minione dwa lata często był wzmiankowany w komunikatach, czy to producentów rozwiązań, czy dystrybutorów, jako element przyczyniający się do wzrostu sprzedaży. Ostatnie środki finansowe w ramach rządowego programu wojewodowie przekażą szkołom do końca czerwca. Przy czym placówki dostały możliwość zakupu sprzętu interaktywnego, ale nie tyle, aby zaspokoić rzeczywiste potrzeby większości z nich. Jeśli szkoła ma kilkanaście klas pierwszych, to każda z nich powinna mieć dostęp do odpowiedniego rozwiązania multimedialnego. Będzie więc presja, również ze strony nauczycieli, aby dysponować takimi samymi narzędziami.

 

Meandry programowej rzeczywistości

Stosunkowo nową kategorią urządzeń dla szkół są monitory interaktywne. Na pewno budzą zainteresowanie, choć trudno mówić o popularności, ze względu na ciągle nie najlepszy stosunek ceny takiego urządzenia do wielkości ekranu, szczególnie gdy monitor ma stać w standardowej klasie w państwowej szkole. Prostota użytkowania, montażu tych rozwiązań i ich nowoczesność będzie jednak pedagogów kusić. Podobnie jak argument dotyczący braku potrzeby regularnej wymiany lamp, co może stanowić niemały koszt dla szkoły wyposażonej w kilka lub więcej zestawów tablicy z projektorem.

Obecnie na rynku mamy do czynienia z sytuacją, która przypomina tę sprzed kilku lat, kiedy to do szkół wkraczały interaktywne tablice. Przybyło na nim sporo nowych producentów monitorów oferujących te rozwiązania w wyjątkowo atrakcyjnej cenie. Co prawda, niska cena niekoniecznie musi świadczyć o tym, że sprzęt prędzej niż później zawiedzie użytkownika i sprawi kłopot resellerowi, ale prawdopodobieństwo wystąpienia takiego scenariusza należy uznać za wysokie.

Specjaliści przestrzegają, że najtańsze monitory są sprowadzane wyłącznie w związku z programem Aktywna Tablica. Kiedy się on zakończy, albo te urządzenia staną się niedostępne, albo ich ceny pójdą gwałtownie w górę. Resellerom natomiast może sprawić kłopot serwis i brak realnego wsparcia ze strony producenta. Oferta dostępna na polskim rynku jest już dość zróżnicowana i obok producentów kosztownych rozwiązań są również dostawcy, którzy mają w portfolio urządzenia stosunkowo niedrogich, ale wiarygodnych marek.

Różnicowanie oferty w zakresie rozwiązań multimedialnych dla szkół wydaje się najlepszym wyjściem dla firmy IT, która chce prowadzić zdrowy, stabilny biznes. Nawiązanie partnerskich relacji z producentem urządzeń z wyższej półki pozwoli uwiarygodnić integratora wobec klientów. Ci najbardziej świadomi dostrzegą, że nie jest on nastawiony na pojedyncze „strzały” w związku z programem dofinansowującym, ale na długoterminowe działanie.

 

Laboratorium na miarę XXI w.

O rozwiązaniach IT dla szkolnych pracowni przyrodniczych (biologicznych, geograficznych, chemicznych i fizycznych) pisaliśmy na łamach CRN Polska nie raz. W bieżącym roku resort edukacji ogłosił nowy nabór wniosków o dofinansowanie zakupu pomocy dydaktycznych do takich pracowni w publicznych szkołach podstawowych. MEN planuje przekazać na ten cel w sumie ok. 320 mln zł (w bieżącym roku będzie to 80 mln). To jest program dla szkół, które nigdy nie były gimnazjami, a więc nie nauczały takich przedmiotów jak: fizyka, chemia, biologia, geografia. Reforma spowodowała, że te cztery przedmioty wracają do podstawówek, więc trzeba na nowo zorganizować zaplecze w kontekście oprzyrządowania do nauki.

Ministerstwo wprawdzie nie wskazuje, że szkoły, które dostaną dofinansowanie, mają zakupić właśnie cyfrowe laboratoria, niemniej do decydentów w podstawówkach przemówi na pewno argument, że w XXI wieku są one konieczne. Jak twierdzą specjaliści, już teraz do wzrostu zainteresowania szkół tego typu rozwiązaniami przyczyniają się kursy organizowane przez ośrodki kształcenia nauczycieli, a także działania edukacyjne dystrybutorów, które są prowadzone od dłuższego czasu.

Laboratoria cyfrowe, choć istnieją na rynku już od dawna – wciąż stanowią novum dla szkół. Jeszcze około trzech lat temu w zasadzie nie było – poza nielicznymi wyjątkami – rozwiązań całkowicie bezprzewodowych. Owszem, istniały czujniki, ale zachodziła też konieczność połączenia ich z komputerem lub tablicą. Rewolucja bezprzewodowa i Internet rzeczy wprowadziły nową jakość w tym zakresie. Nawet jeśli szkoły na razie czują się w niewielkim stopniu beneficjentami rozwoju rozwiązań bezprzewodowych, to perspektywa podłączenia do Ogólnopolskiej Sieci Edukacyjnej prawdopodobnie spowoduje, że placówki uznają zakup bezprzewodowych cyfrowych laboratoriów za sensowny.

Jeśli dodatkowo laboratoria nie będą wymagały do pracy supernowych notebooków, a wręcz przeciwnie, wystarczą starsze modele, których w szkołach nie brakuje, a aplikacje laboratoryjne będą dostępne również na smartfony (które ma przy sobie na co dzień większość nauczycieli i uczniów), reseller będzie dysponował atrakcyjnymi argumentami sprzedażowymi. Zwłaszcza że decyzja o ich nabyciu nie pociągnie za sobą konieczności unowocześnienia infrastruktury IT w pracowni przyrodniczej. Uczniowie wykonujący doświadczenia będą mogli przy tym korzystać z własnych smartfonów, co może ich zwyczajnie ucieszyć i pozytywnie zaangażować w cały proces. W każdym razie nie zaszkodzi zwrócić szkole uwagi również na ten aspekt.

Aby zacząć sprzedawać takie laboratoria, potrzeba tylko chęci. To szansa nawet dla firm, które dostarczają szkołom jakieś drobne rzeczy, chociażby materiały eksploatacyjne, ale znają dyrekcję. Jeśli dyrektor może poświęcić na rozmowę z resellerem symboliczne dwie minuty, to nawet tak krótki czas można wykorzystać, aby zwiększyć szansę na zainteresowanie zarządu szkoły tymi rozwiązaniami. Pokazując mu, a najlepiej dając do testowania na przykład cyfrowy termometr – mówi Tomasz Sobiepan, specjalista Pasco w IRS.

Warto przy tym podkreślać modułową strukturę cyfrowych laboratoriów. Szkoła może się do nich „przyzwyczajać”, stopniowo je rozbudowując.

 

 

Zdaniem specjalisty

Robert Tomaszewski, Business Development Manager Professionals Displays, iiyama

Producenci monitorów interaktywnych nie uzyskują dużej przewagi dzięki samym funkcjom tych rozwiązań. Generalnie są one podobne. Tym, na co partnerzy muszą natomiast zwracać baczną uwagę, jest niezawodność sprzętu i solidne wsparcie ze strony producenta – zarówno dla nich samych, jak i użytkowników końcowych. I tych argumentów powinni używać, budując swój komunikat do odbiorcy z rynku edukacyjnego. Ten klient potrzebuje także szkoleń, które mogą, a wręcz muszą prowadzić integratorzy. Na razie często leży to w gestii osoby montującej monitor na ścianie, która (mówiąc w skrócie) pokazuje, jak się go włącza i wyłącza. Potrzebne są szkolenia ze znajomości narzędzi, które są wbudowane w systemy operacyjne, jak również pakietów biurowych. Monitory dotykowe współpracują znakomicie z każdą z dostępnych na rynku platform.

Tomasz Sobiepan, specjalista PASCO w Image Recording Solutions

Przedmioty przyrodnicze muszą się opierać na doświadczeniu, co w rzeczywistości bardzo rzadko ma miejsce. Między innymi dlatego, że programy szkolne są przeładowane. Więc aktywność nauczyciela na tym polu zależy od tego, jakiego typu laboratorium dysponuje. Jeśli będzie się na nie składał sprzęt cyfrowy, mobilny (wręcz kieszonkowy), bezprzewodowy, oferowany wraz z opisem łatwych do przeprowadzenia, ale cennych merytorycznie doświadczeń – to będą one realizowane. Sprzedaż laboratoriów cyfrowych można zacząć choćby od ich najmniejszego elementu. Nawet gdy szkoły nie będą miały dużego dofinansowania, to krok po kroku będą zamawiać kolejne części.

Grzegorz Michałek, prezes zarządu, Arcabit

W przyszłości nowym obszarem do ochrony, również w szkołach, będzie Internet rzeczy. Robimy rozeznanie w tym temacie, budujemy know-how. Można dopatrzyć się analogii między obecnym rozwojem rozwiązań IoT a panowaniem na rynku systemu Windows 95, kompletnie niezabezpieczonego. To w czasach Windows 95 nastąpił rozkwit branży antywirusowej, za jakiś czas będzie podobnie – w odniesieniu do IoT. Wszystko, co szkoła podłączy do internetu, będzie można zaatakować. Nawet przynależność placówki do Ogólnopolskiej Sieci Edukacyjnej może nie rozwiązać od ręki problemu ochrony przed zagrożeniami teraz i w momencie, kiedy Internet rzeczy zawita do szkół. Wszystko zależy od tego, jak szczegółową kontrolę zapewni OSE.

 

Cyberzagrożenia: jest o czym rozmawiać

Dla szkół temat związany z cyberzagrożeniami jest ważny od bardzo dawna, a świadomość zarządów i opiekunów pracowni informatycznych w tej kwestii – zwykle wysoka. Szkoły wiedzą, że jeśli nie zabezpieczą pracowni komputerowych i innego sprzętu informatycznego wykorzystywanego przez uczniów, to na koniec dnia… nie będzie co zbierać.

Nie znaczy jednak, że temat rozwiązań chroniących szkoły przed zagrożeniami płynącymi z internetu jest zamknięty. Można obawiać się, że placówki edukacyjne staną się coraz częstszym celem cyberprzestępców, także zagranicznych. W tym kontekście specjaliści zwracają uwagę na mechanizmy socjotechniczne dostosowane do naszego rynku, bazujące na e-mailach pisanych poprawną polszczyzną (co jeszcze jakiś czas temu się nie zdarzało). Przyciągające uwagę komunikaty, łatwo klikalne okienka mogą mieć na celu instalację koparki kryptowalut.

Jeśli coś takiego przedrze się przez zabezpieczenia i dotrze do uczniów, ci z dużą pewnością w to klikną. I okaże się, że wszystkie komputery pracowni stają się częścią botneta, a taka „słuchająca” maszyna może potencjalnie realizować wiele różnych celów cyberprzestępców – mówi Grzegorz Michałek, prezes Arcabitu.

Na to powinno się zwracać uwagę decydentów: obciążenie łącza w momencie, gdy wszystkie komputery zajmują się pracą dla kogoś z zewnątrz, uniemożliwi również ważne czynności administracyjne – na przykład wprowadzanie ocen do Librusa.

Specjaliści wskazują, że najefektywniejsze dla szkoły jest nawiązanie współpracy z integratorem, który generalnie zajmie się sprzętem informatycznym i zainterweniuje w razie kłopotów. Producent systemu ochronnego, pracując nad rozwiązaniem jakiegoś problemu z firmą IT, a nie z nauczycielem – opiekunem sali informatycznej, nie musi się niejako przebijać przez niewiedzę i brak doświadczenia pedagogów. Jednak na razie taki model współpracy integratora ze szkołą pojawia się dość rzadko. Firmy informatyczne powinny do tego dążyć, zachęcając szkoły do zmiany strategii w dziedzinie zakupów, a więc położenia większego nacisku na zakup usług. Wymaga to zmian w sposobie funkcjonowania również od samych integratorów.