Według raportu Grupy Marketingowej TAI w 2016 r. rozstrzygnięto 9298 przetargów dotyczących rozwiązań IT w sektorze publicznym o wartości blisko 4 mld zł. Dla porównania, w 2015 r. zakończono 15?538 takich postępowań o wartości 8 mld zł, zaś wartość tego segmentu rynku w 2014 r. wyniosła prawie 6,9 mld zł. W słabym ostatnim kwartale ubiegłego roku poza aglomeracją warszawską nie działo się zbyt wiele. Z kwoty miliarda złotych wydanej w tym czasie na systemy IT, prawie 700 mln przypadło właśnie na województwo mazowieckie. Najmniej zamówień publicznych zrealizowano w województwie lubuskim, w którym rozstrzygnięto zaledwie 11 przetargów o sumarycznej wartości nieco tylko przekraczającej milion złotych. W całym zeszłym roku na modernizację systemów IT w urzędach państwowych wydano tam 17 mln zł. Niewiele lepiej było w województwie świętokrzyskim, gdzie na rozwiązania informatyczne administracja przeznaczyła niespełna 2 mln zł, i w opolskim – około 2,5 mln zł.

Jak długo potrwa dekoniunktura? Opinie ekspertów są podzielone. Jedni uważają, że w bieżącym roku można liczyć na ożywienie, inni sądzą, że nie należy się tego spodziewać. Daniel Żukowski, wiceprezes zarządu ds. sprzedaży w Konsorcjum FEN, wątpi, aby taka poprawa nastąpiła, i liczy się tym, że ostatni kwartał zeszłego roku stanowi zapowiedź kolejnych słabych miesięcy. Z kolei Mariusz Kochański, członek zarządu Veracompu, uważa, że dopiero zrozumienie przyczyn kryzysu umożliwi określenie jego końca. A ten, według przedstawicieli krakowskiego dystrybutora, jest już bliski. Za kluczowy czynnik spowalniający ogłaszanie przetargów przez placówki administracji uważają bowiem nowelizację ustawy o zamówieniach publicznych, która weszła w życie w połowie 2016 r. pod naciskami Brukseli.

Polscy urzędnicy nie chcieli rozpisywać przetargów zgodnych ze starą ustawą, ze względu na ryzyko utraty dotacji unijnych – twierdzi Mariusz Kochański. – To niemal reguła, że kiedy wchodzi nowe prawo, decydenci muszą mieć czas, aby poznać wszystkie jego niuanse. Myślę jednak, że sektor publiczny ma to już za sobą.

Inne przyczyny zamrożenia przetargów publicznych wskazuje Tomasz Odzioba,  szef Allied Telesis w Polsce, na Litwie, Łotwie i Ukrainie. Jego zdaniem wynikało ono z faktu, że nowy rząd po prostu wymieniał ludzi.

Zmiana warty dobiega końca – mówi Tomasz Odzioba. – Wydaje mi się więc, że nadchodzi ożywienie. Już to zresztą widać, na przykład w zamówieniach dla wojska.

 

Idą innowacje

Wspomniany raport TAI pokazuje, że w zeszłym roku prawie 40 proc. przetargów dotyczyło kupna komputerów i serwerów. Przedmiotem 23 proc. postępowań było dostarczenie akcesoriów i urządzeń komputerowych, a 17 proc. – oprogramowania. Natomiast co dziesiąty przetarg dotyczył dostarczenia materiałów eksploatacyjnych.

Specjaliści z branży IT są zdania, że w bieżącym roku proporcje będą podobne. Urzędy będą wydawały pieniądze m.in. na urządzenia sieciowe, przewodowe i bezprzewodowe. Te ostatnie posłużą przede wszystkim do stworzenia sieci miejskich i samoobsługowych bezprzewodowych kiosków. Na przykład w Krakowie rozpoczęto budowę sieci radiowej na przystankach autobusowych.

Placówki administracji już niedługo będą potrzebowały rozwiązań wideo ułatwiających pracę grupową i to zarówno do komunikacji wewnętrznej, jak i zewnętrznej. W pierwszym przypadku chodzi o szybką wymianę informacji między różnymi działami. W tym drugim o coś więcej.

– Urzędy różnych szczebli chcą mieć własne sale wideo – wyjaśnia Mariusz Kochański. – Burmistrz, czy prezydent miasta traktują taki system nie tylko jako nowoczesną metodę komunikacji. Za jej pośrednictwem można szybko i wygodnie skontaktować się na przykład z potencjalnym inwestorem zza granicy. Można też zaprezentować samą salę. Chodzi więc nie tylko o przekaz informacji, ale też o wizerunek.

Rzecz jasna nie wszystkie urzędy kupią to samo. Jednemu wystarczy Skype for Business, inny wybierze raczej duży system wideokonferencyjny. I tu jest miejsce dla firm wdrożeniowych, które mogą doradzać urzędom, na jakie systemy się zdecydować.

 

Ochrona dziurawa jak ser

Polscy urzędnicy dość wysoko oceniają poziom zabezpieczeń w urzędach. W badaniu PBS przeprowadzonym na zlecenie Fortinetu w 200 mniejszych urzędach w Polsce, 67 proc. ankietowanych stwierdziło, że stan zabezpieczeń sieci administracji jest dobry albo bardzo dobry. Tej opinii nie podzielają jednak ani dostawcy, ani wdrożeniowcy, którzy uważają, że zabezpieczenia naszej administracji są marne i to zarówno w jednostkach centralnych, jak i w małych urzędach powiatowych. Wynika to z faktu, że przez lata brakowało spójnej strategii informatycznej ochrony kraju i ośrodka, który by ją tworzył. W lipcu zeszłego roku rozpoczęło działalność Narodowe Centrum Cyberbezpieczeństwa. To krok w dobrą stronę, bo instytucje państwowe są celem same w sobie, jak pokazał styczniowy atak na serwery IPN-u,
ale nie tylko. Ryzyko ataku zwiększa bowiem położenie Polski między Wschodem a Zachodem. Mogą to wykorzystać służby specjalne innych państw, które planowałyby  atak na kraj członkowski NATO, a Polska mogłaby im posłużyć jako cel pośredni.

Zdaniem integratora

• Dominik Żochowski, właściciel Engave

Zamówienia publiczne mają specyficzną konstrukcję, czego konsekwencją jest to, że interes urzędnika nie jest tożsamy z interesem państwa. Dlatego nie ma większej różnicy, czy urząd wyda milion, czy dwa miliony na podobny system. Urzędnik nie tylko nie jest premiowany za dokonanie oszczędności, ale nawet jest w pewien sposób karany. Jeśli nie wyda wszystkich środków z budżetu, w następnym roku zostaną mu przyznane mniejsze. Pracownik administracji, któremu ograniczono budżet, w następnych latach wyda pieniądze do ostatniego grosza w obawie, żeby się to nie powtórzyło. I to bez względu na to, czy potrzebuje danego produktu, czy nie. A najłatwiej wydać pieniądze w firmie, która już kiedyś wdrożyła w jego placówce jakiś system informatyczny. I dlatego jest tak źle.

 

Wielu szefów działów IT w urzędach nawet nie zdaje sobie sprawy z zagrożeń – twierdzi szef Allied Telesis. – Dlatego uważam, że w takim samym stopniu jak nowoczesnych systemów administracja potrzebuje szkoleń. I to nie na darmowych konferencjach, ale podczas dobrze sprofilowanych płatnych kursów.

Daniel Ratajczyk, Major Account Manager z Fortinetu, zwraca uwagę, że nowe regulacje prawne i zmiana rodzajów kanałów komunikacji z użytkownikami to główne czynniki, które powodują, że urzędy po prostu muszą kupować coraz lepsze rozwiązania. Zapory ogniowe, NGFW, IPS i systemy chroniące pocztę elektroniczną już nie wystarczają. Zwiększonym zainteresowaniem cieszą się bardziej zaawansowane i wyspecjalizowane rozwiązania, takie jak systemy typu sandbox, a także narzędzia do ochrony przed atakami DDoS.

– Urzędy coraz częściej pytają o webowe firewalle aplikacyjne – mówi Daniel Ratajczyk. – Obsługują bowiem coraz większą liczbę serwisów online, poza tym muszą zabezpieczać aplikacje, za pośrednictwem których często przesyłane są wrażliwe dane. Można zaobserwować także zwiększony popyt na rozwiązania do dwuetapowej weryfikacji użytkowników.

Administracja przesyła coraz więcej danych cyfrowych, co zmusza urzędy do inwestowania w rozwiązania odpowiednio wyskalowane, których fundamentem jest akceleracja sprzętowa. Sporym zainteresowaniem cieszą się też systemy łączące różne funkcje zabezpieczające, np. przez zagrożeniami APT.

 

Okruchy z pańskiego stołu

Wdrożeniowcy narzekają, że przez lata dobrej koniunktury potentaci rynku integracji i duże zagraniczne korporacje w zasadzie podzieliły rynek zamówień publicznych między siebie, spychając wielu mniejszych integratorów do roli podwykonawców. W okresie dekoniunktury miejsca dla drobnych firm integratorskich jest jeszcze mniej, bo giganci zaczęli uczestniczyć w coraz mniejszych przetargach, którymi w czasach prosperity nie byliby zainteresowani. Liczby dowodzą, że twierdzenia te nie są bezpodstawne. Przykładowo według danych TAI Asseco w 2016 r. wygrało 135 przetargów o łącznej wartości ok. 143 mln zł. Zatem średnia wartość wdrożenia nieco tylko przekraczała 1 mln zł.

Z rynku dochodzą głosy, że specyfikacje dotyczące nawet niewielkich przetargów faworyzują potentatów. Dominik Żochowski, właściciel firmy wdrożeniowej Engave, mówi, że sektor publiczny z niewiadomych względów nie traktuje zbyt poważnie niewielkich przedsiębiorstw. Dlatego pozostaje im jedynie podwykonawstwo. W polskich urzędach pokutuje przekonanie, że tylko gigant informatyczny poradzi sobie z wdrożeniem. Tymczasem wielkiemu integratorowi bardzo często nie opłaca się korzystać z własnych pracowników ze względu na wysokie stawki godzinowe, więc chętnie korzysta się z usług małych wdrożeniowców. Niestety, referencje otrzymuje tylko główny wykonawca i koło się zamyka. Układ ten działał dopóty, dopóki z urzędów płynął strumień gotówki.

Teraz sytuacja jest krytyczna. Marże z niskich skurczyły się do niemal głodowych – twierdzi nasz rozmówca.

Szef Engave uważa ponadto, że przez lata dominowały wdrożenia, w których dobro klientów było raczej na drugim planie. Jeszcze mocniejszych słów używa Tomasz Odzioba, który ocenia, że w przypadku bardzo wielu wdrożeń działy IT w urzędach dbały przede wszystkim o własne interesy.

– Nie chodziło o zakup optymalnego rozwiązania, ale o bezpieczeństwo ludzi zamawiających systemy – utrzymuje przedstawiciel Allied Telesis.

 

Zarobić na serwisie

Co ciekawe, obecna dekoniunktura może osłabić działania na zasadach towarzystwa wzajemnej adoracji, które polegały na tym, że integratorzy ciągle oferowali systemy tego samego dostawcy, a urzędy je kupowały.

Mam wrażenie, że w urzędach wcale nie dokonywano analiz powdrożeniowych – mówi szef Engave. – Bez względu na to, czy poprzednie było sukcesem, czy nie, dalej korzystano z usług tej samej firmy instalatorskiej.

Według niego kryzys uderza przede wszystkim w duże firmy integracyjne, powiązane z konkretnymi producentami, ale po kieszeni dostają też ich podwykonawcy. Bardziej uniwersalni wdrożeniowcy cierpią mniej. Zmiana, która następuje, premiuje firmy zdobywające nowe umiejętności. Coraz więcej jest postępowań, które nie determinują z góry wyboru producenta i wykonawcy. Jeszcze półtora roku temu było to niemożliwe.

 Można powiedzieć, że nadeszła odwilż – ocenia Dominki Żochowski. – Wpływy korporacji i dużych polskich integratorów na rynku przetargów w sektorze publicznym maleją.

Wspomniany raport TAI pokazuje też, że ok. 2 proc. wszystkich postępowań dotyczy serwisu. Dominik Żochowski przekonuje, że to właśnie serwis mógłby być żyłą złota dla firm integratorskich i to nawet wtedy, a może zwłaszcza wtedy, kiedy popyt na nowe systemy IT w administracji słabnie. Wiele zależy jednak od urzędów, które mogą przecież podpisywać umowy na serwis już istniejących systemów, zamiast ogłaszać przetargi na zakup nowego sprzętu. To by się opłaciło zarówno administracji, jak i branży informatycznej, pod warunkiem jednak, że będą się tym zajmowały polskie firmy wdrożeniowe. Usługi utrzymaniowe świadczone przez duże korporacje to dla administracji znacznie droższe rozwiązanie.

Rafał Wójcik 

Solution Engineer, Allied Telesis

Częstym motywem wielu przetargów było to, że urząd musiał wydać pieniądze. Potem okazywało się, że kupiono sprzęt bogato wyposażony, z funkcjami, z których nikt nie korzysta. Nazwałbym to „dysonansem pozakupowym”. Nabywano nie to, co potrzeba, czyli wprawdzie produkt z logo znanej firmy, ale niekoniecznie dostosowany do potrzeb. Cele jednostek budżetowych nie zawsze są bowiem zbieżne z celami klientów, których one obsługują. Punkt widzenia pracowników działów IT w urzędach różni się znacznie od punktu widzenia obywateli. Wydaje mi się, że to właśnie dlatego niemało pieniędzy zmarnowano na źle dobrane do potrzeb systemy.