Startupy z Kalifornii wykazują coraz większe zainteresowanie Europą. Młode firmy zza oceanu nie tylko otwierają biura w Londynie, Monachium czy Paryżu, ale także pozyskują klientów z najwyższej półki, takich jak Bentley, BMW, Tesco czy Siemens. O ile nikogo nie dziwi, że przedsiębiorcy z Europy wdrażają produkty amerykańskich gigantów, o tyle stawianie na rozwiązania „anonimowych” dostawców z Doliny Krzemowej może zaskakiwać. Tymczasem wyjaśnienie tego jest prozaiczne i sprowadza się do braku poważnej alternatywy. „Nie mieliśmy wyboru, żadna inna firma nie oferuje takiego rozwiązania” – to argument bardzo często padający z ust szefów IT, którzy zaczęli korzystać z mało znanego produktu z Doliny Krzemowej. Czasami decyduje też rachunek ekonomiczny, bo innowacyjne rozwiązania nowicjuszy są nawet kilkakrotnie tańsze od tych oferowanych przez zasiedziałych vendorów.

Nie bez znaczenia jest to, że założycielami firm działających w Dolinie Krzemowej bywają Europejczycy. Jednym z ciekawszych przykładów jest Anaplan. Spółka powstała w 2006 r. w brytyjskim hrabstwie Yorkshire, a jej założycielami byli Guy Haddleton oraz Michael Gould. Jednak biznes rozwinął skrzydła dopiero sześć lat później w San Francisco, dzięki dużemu wsparciu funduszy venture capital. Swój american dream realizuje także Serb Nikola Bozinovic, który sześć lat temu założył startup Frame z siedzibą w San Mateo. Tacy właśnie gracze z Doliny Krzemowej bacznie śledzą rozwój wydarzeń na Starym Kontynencie, dzięki czemu potrafią dostosować swoją ofertę do specyficznych wymagań.

Dobrym przykładem jest Waterline Data – startup z pięcioletnim stażem opracowujący rozwiązania do katalogowania danych. Alex Gorelik, CEO i współzałożyciel firmy, bez wahania wpisał w ubiegłym roku GDPR na listę priorytetowych zadań.

Nie tylko opracowaliśmy specjalne rozwiązanie, które umożliwia przedsiębiorcom dostosowanie się do nowych wytycznych, ale też wzmocniliśmy zespół w regionie EMEA oraz zwiększyliśmy nakłady na marketing, aby wspierać europejskich klientów – tłumaczy Alex Gorelik.

GDPR i wielkie porządkowanie danych

Firmy z branży IT, a także prawnicy bardzo często powtarzają, że nie ma jednego cudownego rozwiązania umożliwiającego pełne dostosowanie się do zaleceń GDPR. Jednak Alex Gorelik uważa, że przedsiębiorcy powinni otrzymać narzędzie, które zapewni przynajmniej opanowanie cyfrowego chaosu. Dlatego też w najnowszej wersji oprogramowania Smart Catalog Data pojawił się moduł GDPR, automatycznie wykrywający dane i tworzący raporty zgodności w zakresie przestrzegania przepisów prawnych przez poszczególne działy firmy.

Nasi europejscy klienci, zaniepokojeni nadejściem nowego rozporządzenia, pytali „co mamy robić?”. Dlatego opracowaliśmy aplikację pomagającą dostosować się do nowych zasad przetwarzania danych. GDPR to krok w dobrym kierunku. Myślę, że zmieni mentalność wielu przedsiębiorców, którzy do tej pory wychodzili z założenia, że lepiej zapłacić grzywnę, niż przestrzegać przepisów – wyjaśnia Alex Gorelik.

Jednym ze wspomnianych klientów jest Credit Safe, brytyjska instytucja kredytowa prowadząca interesy w 14 biurach na całym świecie. Wdrożenie oprogramowania Smart Catalog Data w Credit Safe trwało niemal dwa lata. Najwięcej kłopotów przysporzyła ocena wiarygodności kredytowej pożyczkobiorców z ponad 100 różnych krajów. Innym europejskim użytkownikiem systemu Waterline Data jest koncern farmaceutyczny GlaxoSmithKline.

Automatyzacja to kluczowy element, kiedy chcesz efektywnie zarządzać ponad dziesięcioma milionami dokumentów. Katalogowanie tych danych w starym stylu stało się niemożliwe – wyjaśnia Mark Ramsey, Chief Data Officer w GlaxoSmithKline.

Alex Gorelik przyznaje, że jednym z najczęstszych problemów, z jakimi zmagają się duże przedsiębiorstwa, są tzw. ciemne dane, czyli gromadzone i przechowywane bez celu aktywa informacyjne. Z analiz sporządzonych przez Waterline Data wynika, że racjonalne gospodarowanie cyfrowymi zasobami w korporacjach pozwoliłoby zrezygnować z 25 proc. baz danych.

 

Katalog danych dla Allegro

Waterline Data nie jest jedynym startupem walczącym z informacyjnym bałaganem. W podobnym kierunku zmierzają działania firmy Alation z Redwood City.

Wysyp fałszywych informacji, dostęp do danych z setek różnych narzędzi, a także ich rozproszenie na tysiącach różnorodnych systemów przyprawiają o ból głowy nie tylko szefów działów IT. „Jeziora danych” stają się coraz bardziej mętne, a wyszukiwanie odpowiednich rekordów wymaga dużego nakładu pracy – mówi Satyen Sangani, współzałożyciel i CEO Alation.

Platforma Alation, podobnie jak Smart Catalog Data, zapewnia uzyskanie odpowiedzi na podstawowe pytania dotyczące danych: skąd pochodzą, co opisują, w jaki sposób się z nich korzysta i kim są ich użytkownicy. Systemy do katalogowania danych nie tylko umożliwiają szybkie wyszukiwanie informacji, ale również zapewniają współpracę pomiędzy analitykami, działami IT oraz użytkownikami.

Alation rozwija platformę, bazując na trzech elementach: analizie behawioralnej, przetwarzaniu języka naturalnego (NLP) oraz uczeniu maszynowym. Satyen Sangani nie ukrywa, że jego firma podczas opracowywania systemu wzorowała się na mechanizmach stosowanych przez LinkedIn czy Google.

To zaufane katalogi, które ułatwiają odnajdywanie profesjonalistów z branży lub surfowanie po Internecie. Z kolei nasz produkt pomaga wyszukiwać i zrozumieć zależności występujące między informacjami. W 2015 r., kiedy rozpoczynaliśmy działalność, nikt nie słyszał o katalogach danych. Ale to się zmienia. Właściciele firm zaczynają dbać o przejrzystość cyfrowych zasobów – zaznacza Satyen Sangani.

O tym, że biznes rzeczywiście potrzebuje tego typu narzędzi, świadczy fakt, że Alation po zaledwie sześciu latach działania pozyskał ok. 100 klientów, wśród nich m.in. BMW, General Electric, GoDaddy, Pfizer, Tesco, Tesla, eBay i Allegro. Znamienna jest wypowiedź Zohera Karu, byłego głównego inspektora danych w serwisie eBay.

Największym grzechem w zarządzaniu danymi były chaotyczne działania personelu. Często zdarzało się, że przypadkowa osoba wyciągała z systemu informacje, umieszczała je w Excelu, modyfikowała, a następnie prezentowała w programie PowerPoint – wyjaśniał Zoher Karu.

Zabójcy Excela

Microsoft Excel już od ponad trzech dekad stanowi nieodłączny element pakietów biurowych.

To stanowczo za długo. Aplikacja jest reliktem przeszłości ograniczonym dwoma wymiarami – twierdzi Simon Tucker, Chief Customer Officer w Anaplan.

Firma, często określana jako zabójca Excela, przekonuje klientów, żeby zamiast tradycyjnych arkuszy kalkulacyjnych używali oprogramowania do planowania i modelowania finansowego. Platforma Anaplan wykorzystuje autorską technologię in memory Hyperblock, która umożliwia zarządzanie bilionami komórek i planowanie nieograniczonej ilości scenariuszy.

Analiza i zarządzanie ponad 300 milionami komórek to dla nas chleb powszedni. W praktyce wykorzystujemy bardziej rozbudowane modele – dodaje Simon Tucker.

Anaplan wyznaczył sobie bardzo ambitny cel – detronizację kultowego narzędzia, jakim jest Excel. Wprawdzie arkusz kalkulacyjny Microsoftu nadal trzyma się mocno, niemniej firma z San Francisco skutecznie podgryza rywala. Anaplan może  się pochwalić liczbą 850 klientów, w tym m.in. Circle K, HP, United Airlines, Brussels Airlines oraz Booking.com. Inwestorzy wpompowali w startup niemal 300 mln dol., a jego wartość wycenia się na 1,4 mld dol. Warto zaznaczyć, że Anaplan ma aż 10 oddziałów w Europie.

W ubiegłym roku za sterami firmy stanął Frank Calderoni, wcześniej pełniący funkcję dyrektora finansowego w Red Hat oraz Cisco. Anaplan szykuje się do kolejnego skoku i zamierza dotrzeć nie tylko do finansistów, ale także działów HR i komórek zajmujących się prognozowaniem sprzedaży. Startup ocenia, że ten segment rynku w 2021 r. osiągnie wartość 21 mld dol. Jednak o te pieniądze walczyć będą także SAP, Oracle czy Microsoft.

Nasi starsi konkurenci mają duży udział w rynku, szczególnie w segmencie oprogramowania do planowania finansów. Jednak koncentrują się na punktowych rozwiązaniach i wolno reagują na zmiany w konkurencyjnym środowisku. Dla nas kluczową kwestią jest skalowalność, ze względu na rodzaj naszych klientów, a także złożoność problemów, które należy rozwiązać – mówi Frank Calderoni.

Ciekawą inicjatywą startupu jest Anaplan App Hub, witryna zawierająca ponad 250 aplikacji obejmujących różne kategorie: finanse, sprzedaż, logistykę, marketing, IT, zasoby ludzkie, edukację. Warto dodać, że autorami programów zamieszczanych w hubie są m.in. Deloitte, Accenture czy McKinsey&Company.

 

Nowa twarz VDI

Jeszcze do niedawna wydawało się, że wirtualizacja po podboju świata serwerów powtórzy swój sukces w segmencie komputerów PC. Tak się jednak nie stało. Jedną z największych barier hamujących rozwój tej technologii były wysokie koszty związane z zakupem wydajnych serwerów oraz macierzy, niezbędnych do uruchamiania Virtual Desktop Infrastructure w ramach firmowych zasobów. Wprawdzie sprzedaż wirtualnych desktopów w chmurze nieco ożywiła ten segment rynku, ale nie na tyle, aby wyszedł z niszy.

Niewykluczone, że rozwiązanie Frame pozwoli pokonać dotychczasowe przeszkody, a użytkownik smartfona w drodze do domu nie tylko szybko otworzy plik w Photoshopie, ale przy okazji zmieni tło obrazka. Startup opracował platformę umożliwiającą łatwy dostęp do aplikacji systemu Windows oraz środowisk graficznych na każdym urządzeniu i z dowolnego miejsca. Motto Frame to: „Uruchom dowolne oprogramowanie w przeglądarce”. Aplikacje mogą być otwierane za pośrednictwem Microsoft Edge, Safari, Firefoxa, Chrome’a bez wsparcia wtyczek, agentów czy dodatkowych plików. I to niezależnie od tego, czy urządzenie dostępowe działa pod kontrolą systemu operacyjnego Windows, Linux, Android czy macOS. Wśród użytkowników usługi znajdują się m.in. instytucje rządowe w USA.

Władze federalne poszukiwały rozwiązania prostszego i tańszego aniżeli produkty oferowane przez Citrix, VMware czy Microsoft, które wymagają zastosowania drogich serwerów i licencji do korzystania z aplikacji Windows na wielu platformach. Zaoferowaliśmy im usługę w chmurze – wyjaśnia Carsten Puls, pełniący we Frame rolę chief product officera.

Co ciekawe, dwaj konkurenci, czyli Microsoft oraz VMware, zdążyli w międzyczasie zostać partnerami Frame. Poza tym koncern z Redmond zainwestował w ten startup 16 mln dol. Pozostali inwestorzy – Bain Capital oraz In-Q-Tel – zasilili Frame kwotą 12,5 mln dol.

Frame kieruje swoje rozwiązanie do różnych grup użytkowników, oferując dostęp zdalny lub strumieniowe przesyłanie aplikacji. Ponadto klienci w zależności od aktualnych potrzeb mogą korzystać z procesorów CPU i GPU. W przypadku zaawansowanych aplikacji istnieje możliwość strumieniowania z częstotliwością odtwarzania 60 klatek na sekundę. Frame poza usługami Business oraz Enterprise
ma też w portfolio wersję Platform. Ta ostatnia jest adresowana do niezależnych producentów oprogramowania (ISV), którzy chcą udostępniać swoje produkty w formie usługi. Użytkownikami Frame są m.in. Adobe, Autodesk,
Bentley, Siemens czy Solidworks.

Ponad 80 proc. klientów poszukuje elastycznego rozwiązania do obsługi wielu firm. Dlatego nasza platforma może działać w chmurach AWS, Microsoft Azure czy Google Cloud. Udostępniamy też konsolę do zarządzania integrującą informacje z wielu źródeł na jednym wyświetlaczu – dodaje Carsten Puls.

Jak widać, nie brakuje amerykańskich startupów, które całkiem sprawnie poruszają się po Starym Kontynencie. Jednak wciąż poszukują do współpracy lokalnych partnerów, aby dokładniej penetrować europejski rynek. Ci ostatni z jednej strony dostrzegają szanse na dodatkowe zyski, z drugiej zaś obawiają się, że trudno będzie znaleźć nabywców na „tajemnicze” produkty z dalekiej Kalifornii. Decyzję o ewentualnej kooperacji trzeba więc bardzo dobrze przemyśleć. Za to dobra decyzja może przynieść wyjątkowe profity w związku z marżą wyższą niż w przypadku rozwiązań znanych marek.