Lista niewiadomych związanych z przyszłością monitorów jest coraz krótsza. Niemal wszystkie kwestie dotyczące rozwoju sytuacji w tym segmencie rynku wydają się całkowicie przewidywalne. W ciągu dwóch ostatnich lat sprzedaż powolutku rosła, i to mimo że monitory były coraz droższe. Należy się też spodziewać co najmniej kilkuprocentowych wzrostów w roku bieżącym, zwłaszcza w sektorze biznesowym. O tym, że segment B2B ma się u nas dobrze, świadczy pierwsze miejsce Della na liście najważniejszych dostawców. Jeśli chodzi o pozostałych producentów, to LG i Samsung od dwóch lat, z umiarkowanym powodzeniem, próbują odzyskać dawną świetność, z kolei Philips, AOC oraz iiyama awansowały do pierwszej ligi, BenQ trzyma się dobrze, natomiast Asus i Acer systematycznie zwiększają swoje (wciąż jednak małe) udziały.

Pod względem konstrukcyjnym nie nastąpiły żadne spektakularne zmiany i raczej w 2018 r. nie nastąpią. Monitory bazujące na nowatorskich konstrukcjach, alternatywnych wobec LCD, jak np. OLED, z każdym kolejnym rokiem zdają się raczej oddalać od pojawienia się na rynku, niż przybliżać. W zeszłym roku monitory zaczęły nieznacznie tanieć i proces ten prawdopodobnie będzie trwał nadal. Najpopularniejszym wymiarem ekranu rok temu były 24 cale, powoli rósł popyt na konstrukcje większe, a spadał na mniejsze – tak też będzie w bieżącym roku. Wydaje się, że wiemy wystarczająco dużo, by przewidzieć, jak będzie się kształtował rynek monitorów.

 

Standardy przekątnych

Nie wiadomo chyba jedynie, czy ekrany szersze od typowych lub zakrzywione w końcu się upowszechnią. Najprawdopodobniej nie należy jednak oczekiwać w tej kwestii rewolucji.

– Patrząc na obraz rynków zachodnich, da się zauważyć, że również tam takie konstrukcje nie zdobywają szalonej popularności. Jeśli dzieje się tak w Wielkiej Brytanii czy Francji, można się spodziewać, że tym bardziej takie modele nie będą się cieszyć popytem w Polsce i na pewno nie zastąpią płaskich ekranów – mówi Mariusz Kuczyński, szef polskiego oddziału iiyama.

W krajach rozwiniętych popyt na takie konstrukcje jest minimalnie większy niż u nas, zatem raczej nie należy oczekiwać radykalnych zmian w tym segmencie. Przyczyna małej popularności ultraszerokich ekranów wydaje się oczywista.

– Monitory ultrapanoramiczne stanowią niewielki segment rynku, głównie ze względu na wysokie ceny w porównaniu z klasycznymi rozwiązaniami 16:9 – mówi Paweł Ruman, Country Sales Manager Poland – AOC & Philips LCD Monitors.

Mimo to producenci nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa, jeśli chodzi o rozwijanie oferty o sprzęt inny niż standardowy. Przykładowo Samsung jako pierwszy wprowadził w 2017 r. monitor QLED o proporcji 32:9, który jest jednocześnie sztandarowym, 49-calowym produktem wspomnianej marki. Na ten rok koreańska firma zapowiada (na razie tajemniczo) kilka kolejnych niespodzianek związanych z ekranami o proporcjach 32:9.

Niekwestionowanym standardem na polskim rynku pozostają monitory panoramiczne. W zeszłym roku zauważalnie wzrosło zapotrzebowanie na ekrany 24-calowe, tak w przypadku odbiorców indywidualnych, jak i biznesowych. Spadła natomiast sprzedaż ekranów mniejszych, a jednocześnie powoli rośnie popyt na modele o przekątnych długości 27, a nawet 32 cali.

 

– Największym powodzeniem cieszyły się w ubiegłym roku monitory o przekątnej długości 24 cali. Ich udział w sprzedaży wzrósł do 60 proc. Jedną czwartą sprzedanych w 2017 r. urządzeń stanowiły modele o większych przekątnych, a pozostałe 15 proc. o mniejszych niż 24 cale – mówi Krzysztof Kunicki, Product Marketing Manager w polskim oddziale Samsunga.

Praktycznie u wszystkich producentów struktura sprzedaży monitorów wygląda podobnie jak u Samsunga. W 2017 r. gros sprzedaży stanowiły modele 24-calowe, popyt na urządzenia większe wzrósł do co najmniej 20 proc., natomiast spadało zapotrzebowanie na ekrany w rozmiarze poniżej 23 cali. W każdym przypadku popyt na konstrukcje 24-calowe i największe rósł, a na najmniejsze spadał. Słysząc wypowiedzi niektórych producentów, można odnieść wrażenie, że nasz rynek stoi właśnie konstrukcjami 24-calowymi i powoli, aczkolwiek systematycznie zwiększającymi swój udział ekranami większymi. Mniejsze zaburzają statystyki incydentalną obecnością w niektórych przetargach.

– Dobrym przykładem jest Poczta Polska, gdzie zapotrzebowanie na przekątną długości 21 cali jest niezmienne od czterech lat. Jednak gdyby pominąć takie duże jednostkowe przetargi, to sprzedaż tych konstrukcji oscyluje wokół 2 proc. Choć wystarczy jedno duże zamówienie publiczne, by wzrósł do 10 proc., tak jak to miało miejsce w 2016 roku – mówi Mariusz Kuczyński.

 

Typy matryc

Dojrzałość technologii LCD przejawia się też w tym, że zmniejszają się różnice w cenie produkcji paneli poszczególnych typów. Słabsze pod względem jakości ekrany typu TN są relatywnie niewiele tańsze od rozwiązań lepszych, takich jak VA, IPS czy PVA, bo te ostatnie są coraz tańsze choćby za sprawą zwiększenia skali ich produkcji.

– Wykorzystanie paneli TN jest już po prostu mało opłacalne – twierdzi Wojciech Kosek, Field Sales Engineer Central South East Europe w NEC-u. – Zapewniają one bardzo niską jakość wyświetlanego obrazu w porównaniu z technologią VA oraz IPS, z której korzystamy obecnie najczęściej. Poza tym różnica w cenie pomiędzy panelem TN a VA lub IPS jest naprawdę niewielka.

Zalet mocno zyskującej na popularności technologii IPS nie trzeba nikomu przedstawiać. Nieporównywalnie lepsza charakterystyka kątowa oraz reprodukcja kolorów to cechy, które decydują o przewadze wspomnianej technologii nad rozwiązaniami wykorzystującymi panele TN, a nawet PVA. Zdaniem przedstawiciela NEC panele IPS, szczególnie w wersji 6-bitowej, stają się swoistym standardem w przypadku tańszych monitorów desktopowych, zastępując dużo słabsze konstrukcje TN. Kilka lat temu oferowane przez dostawców panele IPS były produkowane w wersjach wyłącznie 8- i 10-bitowych, niemniej jednak popularyzacja technologii spowodowała, że większość tańszych rozwiązań wyposażona jest obecnie w uboższą, 6-bitową wersję IPS połączoną z 9-bitowym modułem FRC. Przeciętnemu użytkownikowi nie robi to różnicy, profesjonaliści jednak najczęściej poszukują monitorów zaopatrzonych w panele IPS wyświetlające obraz natywnie w 8 lub 10 bitach na każdy kanał R, G, B.

Stabilny wzrost

W 2017 r. wartość polskiego rynku monitorów rosła szybciej niż liczba sprzedanych sztuk. Działo się tak, bo klienci coraz chętniej sięgali po produkty wyższej jakości, czyli droższe. Niewątpliwie motorem napędowym tego trendu byli gracze, dla których przeznaczone są rozwiązania w cenie zwykle znacznie przekraczającej 1 tys. zł. Większość dostawców, którzy mają w swojej ofercie monitory gamingowe, podała, że popyt na takie konstrukcje wzrósł dwukrotnie w porównaniu z 2016 r.

W ubiegłym roku krajowy rynek wchłonął co najmniej milion wyświetlaczy, co stanowi kilkuprocentowy wzrost w zestawieniu z 2016 r. Większą niż rok wcześniej sprzedaż odnotował tandem Philips AOC – 230 tys. (205 tys. rok wcześniej). Samsung nie podaje liczb, ale według deklaracji tego dostawcy wprowadził on na rynek o 15 proc. urządzeń więcej niż w 2016 r. Zwiększeniem zbytu może się też pochwalić iiyama – japoński dostawca w 2016 r. znalazł klientów na 85 tys. monitorów, w 2017 r. zaś na 105 tys. Sprzedaż na podobnym poziomie jak rok wcześniej odnotował BenQ – ok. 65 tys. urządzeń.

 

W świetle przytoczonych faktów trudno wyjaśnić, dlaczego w monitorach o przeznaczeniu gamingowym ciągle nierzadko można spotkać właśnie modele z panelami TN. Producenci tłumaczą, że tylko w takich typach ekranów da się uzyskać czas reakcji plamki na poziomie zaledwie 2 ms, a to cecha niezwykle ważna dla graczy. Problem polega na tym, że aby uzyskać odświeżanie ekranu na poziomie 144 Hz, bardzo przez graczy pożądane, wystarczy bezwładność plamki na poziomie 7 ms. Żeby w pełni wyeksponować możliwości, jakie daje czas reakcji plamki na poziomie 2 ms, częstotliwość odświeżania ekranu powinna wynosić 500 Hz… Pytani o to producenci niechętnie i niejasno tłumaczą, dlaczego w takim razie tak wyraźnie podkreśla się znaczenie wspomnianego parametru. Okazuje się bowiem, że podawany oficjalnie czas reakcji plamki jest zwykle bardzo zaniżony i dotyczy czasu, jaki święcący na szaro piksel potrzebuje do wygaszenia, a następnie pobudzenia do koloru szarego. Jak wiadomo, jest to pomiar typu GtG (Gray to Gray), podczas gdy hasło „czas reakcji plamki” katalogowo oznacza okres od pełnego pobudzenia piksela do barwy białej do całkowitego wygaszenia i kolejnego pobudzenia.

Opisany proceder jest stosowany przez producentów od wielu lat i ciągle ma miejsce, w związku z czym trudno ustalić, jaki jest rzeczywisty czas reakcji matrycy. Choć teoretycznie właśnie ten parametr określa częstotliwość odświeżania obrazu, w praktyce wygląda to nieco inaczej, co w jasny sposób wytłumaczył szef iiyama w Polsce.

– Czas reakcji plamki i częstotliwość odświeżania matrycy w monitorze można porównać do przyspieszenia i maksymalnej prędkości auta – mówi Mariusz Kuczyński. – Z dwóch modeli o tej samej częstotliwości odświeżania gracz wybierze ten z krótszym czasem reakcji plamki, tak jak kierowca wyścigowy z dwóch aut o tej samej prędkości maksymalnej wybierze model z lepszym przyspieszeniem.

W związku z tym obserwujemy paradoksalne zjawisko – klienci indywidualni, i to zwykle ci najbardziej wymagający, częściej sięgają po produkty o gorszej jakości reprodukcji obrazu, czyli monitory z matrycami TN, odbiorcy biznesowi zaś coraz częściej wybierają ekrany lepszej jakości, którą mogą zapewnić jedynie matryce typu VA oraz doceniane przez specjalistów IPS-y.

 

W technologiach bez zmian, ale…

W pewnym sensie monitory są najwolniej ewoluującym elementem zestawu komputerowego. Rozdzielczość HD, czyli 1920 x 1024 punkty, pojawiła się na ekranach jeszcze w poprzedniej dekadzie i króluje niepodzielnie do dziś. Poza obudową trudno o komponent peceta z takim stażem. Oczywiście matryce sprzed lat różnią się od dzisiejszych pod wieloma względami – ostatnią cezurą konstrukcyjną było zastosowanie podświetlenia pikseli LED-ami. Wprawdzie już dawno temu przewidywano, że od 2014 r., gdy wygasną patenty związane z  technologiami dotyczącymi produkcji ekranów OLED, należy spodziewać się ich upowszechnienia, ale im dalej od 2014 r., tym mniej słychać o monitorach z matrycami innymi niż LCD.

 

Przedstawiciele poducentów przekonują, że lepsze jest wrogiem dobrego, a matryce ciekłokrystaliczne właśnie osiągnęły apogeum swojego rozwoju i należy z tego korzystać. Być może rewolucją na miarę podświetlania LED będzie HDR (High Dynamic Range, czyli obraz o szerszym zakresie dynamiki), ale nie wiadomo, kiedy rozwiązanie takie będzie stosowane powszechnie w monitorach. Tym, co nas czeka w najbliższej przyszłości, jest przede wszystkim upowszechnianie się konstrukcji o wyższych rozdzielczościach. Oczywiście w sprzedaży już od dłuższego czasu dostępne są ekrany QHD (2560 x 1440) i UHD (3840 x 2048), znane pod nazwą 4 K, a nawet ekrany o jeszcze większej rozdzielczości – 5 K. Ich popularyzacja oznacza w praktyce, że będą one oferowane w bardziej akceptowalnych cenach.

Zmian należy się spodziewać również w funkcjonalności sprzętu. Przykładem jest wyposażenie monitora w port szeregowy USB najnowszej generacji.

– USB-C umożliwia szybkie dokowanie laptopa do zewnętrznego ekranu, za pomocą jednego przewodu. Świetnie sprawdza się w środowisku biurowym, gdyż jest po prostu wygodne. Monitor może mieć na stałe podłączoną mysz, klawiaturę, kabel sieciowy. Pełni więc rolę centralnego huba, do którego dokujemy laptopa – tłumaczy Paweł Ruman.

Z uwagi na rosnący szybko rynek gamingowy producenci, chcąc zwiększać swoje udziały, biorą pod uwagę jeszcze jeden aspekt związany z walką o klienta.

– Na rynku konsumenckim coraz prężniej rozwija się segment dla graczy, gdzie ogromną rolę odgrywają rekomendacje. Tak więc wszyscy producenci nie tylko coraz bardziej dbają o parametry, odpowiedni design, ale również uczestniczą we wszystkich możliwych wydarzeniach publicznych przeznaczonych dla graczy, jak PGA czy IEM – mówi Krzysztof Krupski, Business Unit Manager w AB.

W przypadku odbiorców instytucjonalnych najważniejsza jest ergonomia oraz funkcje związane z oszczędnością energii. Do listy wymagań ze strony B2B należy jeszcze dodać wysoką jakość obrazu, warunki gwarancyjne oraz bezawaryjność oferowanych urządzeń.

Co ciekawe, ani w przypadku klientów indywidualnych, ani biznesowych na czołowej pozycji wykazu kryteriów nie znajduje się cena. Oczywiście jest ona zawsze bardzo istotna, ale chyba pierwszy raz w historii peceta cena nie występuje na pierwszej pozycji listy wymagań. Zamożność klientów widać też po tym, że coraz częściej decydują się na zakup drugiego wyświetlacza, czy to do laptopa, czy nawet do desktopa. Niewykluczone, że klienci będą decydować się na nowy monitor, jeśli będzie miał wysoką rozdzielczość i atrakcyjną cenę, a wiele wskazuje na to, że w tym roku takie właśnie ekrany potanieją.