CEBIT nie jest już imprezą targową, lecz festiwalem biznesowym promującym innowacje i cyfryzację – oznajmili organizatorzy. Ale gdyby o tym nie wspomnieli, mało kto zauważyłby wprowadzenie nowej formuły. Tegoroczny „festiwal” nie odbiegał zasadniczo od poprzednich targowych edycji. Jedyną zauważalną zmianą było przesunięcie terminu imprezy. Meteorologicznie to strzał w dziesiątkę, gdyż zielony Hanower w czerwcu nabiera dodatkowego uroku. Wspaniałą aurę wykorzystali niektórzy dostawcy, tworząc pod chmurką specjalne strefy dla gości, m.in. Salesforce Park. Szczególną inwencją wykazali się też marketerzy SAP-a, którzy uruchomili na czas CEBIT-u… diabelski młyn. Ale pomimo różnego rodzaju zabiegów, stosowanych zarówno przez organizatorów, jak i samych wystawców, tylko nielicznym udało się przyciągnąć oczekiwaną liczbę gości. „Niepokoi nas niska frekwencja. Uczestniczyliśmy w targach Hannover Messe i przez nasze stoisko przewijało się kilka razy więcej osób aniżeli podczas tegorocznej edycji CEBIT-u” – usłyszałem od jednego z młodych polskich przedsiębiorców.

Co znamienne, wyjątkową nudą wiało z większości chińskich pawilonów. Chińczycy ziewali lub wpatrywali się w ekrany swoich smartfonów. Ewentualnie robili te dwie rzeczy jednocześnie. „To bardzo oryginalne i wygodne w użyciu klawiatury” – ożywiła się na chwilę młoda Chinka, którą zapytałem o prezentowane na stoisku akcesoria. Lecz jej entuzjazm natychmiast osłabł, kiedy dowiedziała się, że jestem dziennikarzem i raczej nie ubijemy interesu.

Jednak to właśnie przedstawiciele Państwa Środka nie zawiedli organizatorów i szczególnie licznie stawili się w Hanowerze. Bez ich udziału CEBIT 2018 miałby dużo skromniejszy charakter. Czasami wręcz odnosiłem wrażenie, że znalazłem się na bazarze w Szanghaju. Ale czy niska frekwencja po stronie odwiedzających nie sprawi, że chińskie firmy przestaną przyjeżdżać na tę imprezę? Szczerze mówiąc, to mało realny scenariusz. Wiara przedsiębiorców z Chin w europejskich konsumentów wydaje się niezłomna. Zwłaszcza że wielu z nich próbuje podążać śladami Huawei, które w ciągu ostatnich kilku lat zdobyło silną pozycję na Starym Kontynencie.

Chrapkę na Europę ma również Salesforce. Amerykanie drugi rok z rzędu wykupili największą powierzchnię wystawienniczą spośród wszystkich firm uczestniczących w imprezie. Kalifornijska firma, oprócz całej hali nr 9, zajęła też część pobliskich ogródków. Co ważne, Salesforce nie mógł narzekać na brak gości. Wszystko wskazuje na to, że koncern Benioffa pojawi się w Hanowerze w przyszłym roku.

Ale to nie ludzie z Salesforce’a najciężej pracowali na tegorocznych targach. Chyba najbardziej obleganą postacią był Pepper, który odpowiadał na pytania, chwalił się swoimi umiejętnościami, pokazywał różnego rodzaju gesty. Robot opracowany przez SoftBank został gorąco przyjęty przez zwiedzających, a niektórzy nawet go przytulali i głaskali
po plastikowej główce. Wielu chętnie zabrałoby go ze sobą do domu. Niestety, za tego sympatycznego humanoida trzeba zapłacić tyle, ile za nowego, bogato wyposażonego VW Golfa, czyli ponad 20 tys. euro.