San Francisco zmienia się z roku na rok. Za każdym razem, kiedy tu przyjeżdżam, widzę coraz większy brud, rozgardiasz i rzesze pogubionych, często obłąkanych ludzi. Szacuje się, że w mieście, którego patronem jest (nomen omen) św. Franciszek z Asyżu, przebywa około ośmiu tysięcy bezdomnych. Jeden z mieszkańców powiedział mi, że ostrzega przyjaciół, którzy po raz pierwszy odwiedzają to miasto, żeby nie zabierali ze sobą butów z odkrytymi palcami. Na chodnikach czyhają bowiem na nich pułapki w postaci zużytych strzykawek i odchodów…

Szczególną uwagę zwraca dzielnica Tenderloin, która skupia, niczym w soczewce, największe problemy miasta. A to właśnie tam mieszczą się siedziby Twittera oraz Ubera. Drapacze chmur ze znanymi logotypami gigantów technologicznych robią wrażenie, podobnie jak wchodzący do nich panowie w drogich garniturach od Armaniego czy eleganckie kobiety z torebkami Louis Vuitton pod pachą. Niestety, modelowy krajobraz psują bezdomni koczujący nieopodal biur bogaczy. „Hej, człowieku, daj dolara” – patrzy na mnie błagalnym wzrokiem starszy mężczyzna. Idę dalej i słyszę mamrotanie ciemnoskórego młodzieńca, ledwo trzymającego się na nogach: „uważaj, białasie, mam broń i jestem snajperem”. W czasie następnych przechadzek po Tenderloin przestaję zwracać uwagę na kolejne imitacje Tiny Turner, wszechobecny zapach marihuany czy grupki młodych Afroamerykanów katujących przechodniów rapem 6Ix9ine.

Amerykańskie koncerny IT zapewniają, że ich produkty zmienią przyszłość, zbliżą ludzi do siebie, wydłużą czas życia, a jeden z liderów rynku IT ogłosił nawet własny program obrony demokracji. Wiele wskazuje na to, że porządki powinni rozpocząć od własnego podwórka. Zdaje się jednak, że nie wszyscy mają na to ochotę. Władze San Francisco postanowiły znaleźć dodatkowe środki na walkę z bezdomnością i wprowadzić tzw. Prop C – podatek dla dużych firm, których dochody brutto wynoszą 50 mln dol. rocznie. Jednym z przeciwników tego pomysłu był Jack Dorsey, współzałożyciel oraz CEO Twittera. Zadeklarował wprawdzie, że chciałby pomóc w rozwiązaniu problemu bezdomnych w San Francisco, ale dodał, że nie sądzi, aby „Pro C to był dobry pomysł”. Niestety, nie przedstawił żadnej lepszej koncepcji.

Bywają też i bardziej nerwowe reakcje na urzędnicze pomysły. Kiedy kilka miesięcy temu z podobną inicjatywą wystąpiły władze Seattle, sam Jeff Bezos zagroził, że przeniesie biura Amazona do innego miasta. Jednak nie wszyscy miliarderzy mają węża w kieszeni. Marc Benioff, CEO i współzałożyciel Salesforce’a, nie tylko poparł Prop C, ale również zorganizował w mediach kampanię reklamową, aby wesprzeć tę inicjatywę. Między innymi dzięki takim działaniom władzom San Francisco udało się w końcu przeforsować ustawę.

Nie jest przy tym żadną tajemnicą, że giganci technologiczni walnie przyczynili się do wzrostu cen w San Francisco, które w wielu rankingach uznawane jest za najdroższe miasto świata. Ceny domów zaczynają się tutaj od miliona dolarów, a za wynajem mieszkania dla czteroosobowej rodziny trzeba płacić 4 tys. dol. miesięcznie. Filozof Karl Popper już kilkadziesiąt lat temu ostrzegał, że szeroko zakrojony, „hurtowy” postęp przynosi efekty uboczne, które wymykają się spod ludzkiej kontroli. Niestety, rosnący poziom bezdomności w San Francisco to tylko jeden z wielu niepożądanych efektów cyfrowej rewolucji.