Apple przekracza granice śmieszności
Wczoraj portal gazety Rzeczpospolita rp.pl doniósł, że firma Apple z Cupertino wystąpiła do polskiego Urzędu Patentowego o unieważnienie znaku towarowego portalu a.pl, pod którym funkcjonował sklep internetowy delikatesów Bomi.
Skąd to nagłe zainteresowanie dziś najwyżej wycenianej firmy świata naszym rynkiem produktów spożywczych? Czy Apple zachęcony sukcesami sieci Biedronka i skutecznym jej sponsoringiem polskiej reprezentacji w piłce nożnej próbuje w Polsce poprawić swoje wyniki? Żarty? Pewnie, chociaż…
Przez dziesiątki lat swojego istnienia firma Apple nie mogła
ustanowić w Polsce normalnej sprzedaży swoich produktów, które przez
kilkanaście lat funkcjonowały jedynie w niszy związanej z DTP (desktop
publishing). Kto chciał kupić Maca do domu, musiał pofatygować się do
Berlina (najbliżej) i tam szukać okazji. Zapraszani przez polskich
dystrybutorów przedstawiciele Apple’a odmawiali otwarcia szerokiej sprzedaży na
rynku polskim, zręcznie uzasadniając swoje stanowisko jego niedojrzałością i
brakiem (jakoby) możliwości dostarczenia przez istniejących dystrybutorów
stosownych i wymaganych przez producenta wartości. Sprowadzało się to z grubsza
do tego, że Tech Data, czy (świętej pamięci) CHS mógł Apple’a sprzedawać
w USA, albo w UK, ale w Polsce już nie. Krótko mówiąc, byliśmy w Polsce na to za
głupi!
Inaczej: Apple w Polsce zrobił wiele, aby jego produkty były
niezbyt znane i rozpoznawane. A dziś pewnie paru dobrze wynagradzanych
prawników z firmy 'What&Who’ (albo jakoś podobnie) będzie próbowało
wywierać nacisk na polski niezależny urząd, aby uznać znak towarowy a.pl za
zbyt podobny do znaku, który wszak już Forrest Gump uważał za logo firmy
ogrodniczej. Nie dajmy się na to nabrać. Jesteśmy słabsi od Chińczyków, ale
może iść ich śladem i przedstawicieli takich koncernów pogonić po opłotkach
(myślę o ostatnich procesach patentowych toczących się w Chinach dotyczących
najnowszego modelu iPhona 5).
Wojny patentowe to coś, co dziś buduje pozycję marki i wyniki
finansowe. Niektórym bardziej opłaca się pobierać opłaty licencyjne, niż starać
się w najlepszy możliwy sposób zaspokajać potrzeby klientów poprzez na przykład
staranność o dostępność technologii, czy właściwą organizację rynku (mam
wymieniać nazwy koncernów amerykańskich o takiej polityce?). 'Ofiarą’
tych wojen w USA pada np. Samsung, któremu (z nie do końca jeszcze pewnym
skutkiem) próbuje się zakazać sprzedaży w USA niektórych modeli smatphone’ów oraz
tabletów Galaxy i Nexus. Oczywiście w Korei Południowej pozwy Apple’a o
naruszanie przez Samsunga jego patentów sądy, póki co, skutecznie oddalają. My
też nie bójmy się bronić swojego rynku, bo niebawem jakaś amerykańska firma na
M. będzie domagać się zamknięcie w domenie .pl wszystkich portali na „m”, a
firma na I portali na „i”. Tego osobiście nie mógłbym wytrzymać, więc piszę ten
felieton na iPadzie wyłącznie z prywatnych pobudek.
Podobne wywiady i felietony
Czerwone jabłuszko
Apple aktywnie cenzuruje treści, które są niewygodne dla chińskiego rządu, w zamian za swobodę prowadzenia biznesu w Państwie Środka.
30% niezgody
Ekonomia platform internetowych może zostać rozmontowana... przez same platformy internetowe. Model finansowy wymyślony przez Apple’a był objawieniem ostatnich kilkunastu lat w gospodarce i technologii, ale dziś branża technologiczna traktuje go jako niczym nieuzasadniony podatek od sprzedaży cyfrowej.
Google przed sądem
Pozew przeciw Google’owi, złożony przez amerykański Departament Sprawiedliwości, otwiera najważniejszy proces antymonopolowy naszych czasów. Dotyczy nie tylko roli i znaczenia Google’a, ale i zasad funkcjonowania internetu, całej gospodarki cyfrowej, a przede wszystkim tego, jak każdy z nas będzie korzystać z sieci.