CRN Dla
większości czytelników CRN jest pan założycielem niemalże legendarnej Grupy
TCH, a później dyrektorem w NASK-u. Nie wszyscy wiedzą, że
w drugiej połowie lat 70. bardzo aktywnie działał pan w podziemiu.
W związku z tym był pan represjonowany przez bezpiekę, usunięty
z pracy i studiów doktoranckich, przez dwa lata nie mógł wyjeżdżać za
granicę. Jak pan wspomina tamte czasy? Czy czuje pan gorycz?

Tomasz Chlebowski Wręcz przeciwnie. To były wspaniałe czasy młodości i walki
z wrogiem ojczyzny. Od dziecka byłem wychowywany w tradycji
patriotycznej, a konkretnie antysowieckiej. Dość powiedzieć, że mój
dziadek, który był przedwojennym naczelnikiem polskich harcerzy, został
zamordowany w Charkowie. Zresztą wszyscy męscy przodkowie mojej rodziny,
z wyjątkiem ojca, zginęli w walkach o wolną Polskę. Dlatego za
naturalne uznałem włączenie się w działania konspiracji za czasów PRL.
Kiedy pojawił się Komitet Obrony Robotników w 1976 roku, wszedłem
w to całym sobą.

 

CRN Jak pan sobie radził z represjami?

Tomasz
Chlebowski
Tak naprawdę moje kłopoty nie były zbyt uciążliwe. Trzeba
pamiętać, że byłem pracownikiem akademickim w stolicy kraju, a więc
władze nie mogły mnie traktować tak ostro jak, dajmy na to, zwykłych robotników
z Radomia. Na przykład moje ewentualne dłuższe aresztowanie na pewno
byłoby nagłośnione przez radio Wolna Europa. Wprawdzie zwolniono mnie
z pracy na Uniwersytecie Warszawskim, ale zaraz potem dostałem etat
w Polskiej Akademii Nauk. Dla mnie więc te represje wiązały się głównie
z pewną dozą strachu. A strach mija po pierwszym wyrzuceniu
z pracy czy po pierwszej 48-godzinnej odsiadce. To przeraża tylko za
pierwszym razem, gdy człowiek nie wie, co go czeka.

 

CRN
Odwagi panu nie brakowało, bo został pan nawet gorylem Zbigniewa Bujaka.
Odpowiadał pan za ochronę tego najbardziej wówczas poszukiwanego przez władze
PRL opozycjonisty. W jaki sposób pan to robił?

Tomasz
Chlebowski
Dbałem, aby nie został złapany podczas podróży na różne
spotkania, brałem udział w jego charakteryzacji, opracowywałem sposoby na
„urywanie ogonów”.

 

CRN
Na przykład?

Tomasz
Chlebowski
Przygotowywałem spotkanie
Zbyszka z Jackiem Kuroniem, który wyszedł na przepustkę z więzienia
w związku z pogrzebem żony. Planował później urwać się ubecji i spotkać
z Bujakiem. W tym celu musiałem zaangażować dziesiątki osób
z samochodami, mieszkaniami etc. Zaplanowałem, że Jacek urwie się agentom
przy Placu Na Rozdrożu w Warszawie. Miał stać na przystanku i rzekomo
czekać na autobus w stronę Sadyby. Osoby, które znają Warszawę wiedzą, że
pod placem przebiega Trasa Łazienkowska i znajduje się przystanek
autobusowy w zupełnie inną stronę miasta. Kuroń miał zerkać, czy Trasą
nadjeżdża autobus i w ostatniej chwili zbiec w dół, aby do niego
wsiąść. Następnie miał wysiąść na kolejnym przystanku, gdzie miał czekać na
niego samochód. Na Powiślu zaplanowałem kolejną przesiadkę w drugi
samochód. Tak to mniej więcej wyglądało.

 

CRN Udało
się?

Tomasz
Chlebowski
Do spotkania jednak w końcu nie doszło.

 

CRN
Jako działacz Solidarności w latach 80. był pan odpowiedzialny również za
bezpieczeństwo redakcji „Tygodnika Mazowsze”. Dostał pan nawet przezwisko
„bodyguard stanu wojennego”…

Tomasz
Chlebowski
To prawda (śmiech). Udało mi się stworzyć największą
w PRL podziemną siatkę kurierów, która liczyła kilkaset osób. Wówczas
współpracowałem z „Tygodnikiem Mazowsze”, który koordynował przepływ
informacji, paczek etc. Pełniłem więc różne funkcje w podziemiu, co
sprawiało mi satysfakcję, a jednocześnie przygotowało do późniejszej kariery
w biznesie. To była bardzo trudna, ale jednocześnie znakomita lekcja
zarządzania ludźmi.

 

CRN A jak
pan ocenia decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego? Zdrada czy ochrona
przed najazdem wojsk radzieckich?

Tomasz Chlebowski
Sowieci na pewno by nie weszli (już tu przecież byli). Stan wojenny był po
prostu brutalnym zduszeniem wspaniałego zrywu niepodległościowego. Uważam
zresztą, że to musiało się tak skończyć. Potrzebny był kompromis, ale żadna
z obu stron nie umiała ze sobą rozmawiać. Solidarność się radykalizowała,
a komuniści w tamtym czasie nie wyobrażali sobie pójścia na
ustępstwa. Niestety, stan wojenny przerwał wspaniały ruch obywatelski, przez co
pod względem postaw obywatelskich jesteśmy sto lat za krajami zachodnimi.
Solidarność skupiła ludzi, którym zależało, aby w ich kraju działo się
dobrze. Ludzi, którzy zaczęli o ten kraj dbać z pobudek
patriotycznych. To się skończyło i dlatego nie mamy takiego podejścia do
własnego państwa jak Niemcy, Szwajcarzy czy Holendrzy. To źle wpływa na różne
sfery naszego życia, którego poziomu nie można mierzyć tylko za pomocą
wskaźnika PKB.

 

CRN
W 2011 roku został pan odznaczony przez prezydenta Bronisława
Komorowskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi
w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Polsce…

Tomasz
Chlebowski
Uważam, że to zbyt wysokie odznaczenie, jak dla mnie. Byłbym
jednak nieszczery, gdybym powiedział, że jakiegoś odznaczenia nie oczekiwałem.
Tym bardziej że moja żona wcześniej ode mnie otrzymała Krzyż Oficerski Orderu
Odrodzenia Polski (śmiech). Działała w podziemiu i była internowana
w Gołdapi.

 

CRN W roku
1989 był pan odpowiedzialny za informatyzację „Gazety Wyborczej”. Kiedy
zainteresował się pan komputerami?

Tomasz
Chlebowski
Przez lata korzystałem z nich na uczelni. Poza tym przez
jakiś czas pracowałem na Uniwersytecie Harvarda w Stanach Zjednoczonych.
Stamtąd przywiozłem do Polski koprocesor, który sprzedałem na pniu. Kiedy
zorientowałem się, że jest tak duży popyt na tego typu sprzęt, zacząłem
sprowadzać podzespoły i prowadzić normalną działalność handlową.
W tym celu zrobiłem pierwszą w Polsce bazę danych firm komputerowych
na podstawie ogłoszeń w „Życiu Warszawy”. Było ich w sumie około 300.
Taki był początek Grupy TCH, a wśród nich TCH Components, dystrybuującej
komponenty komputerowe.

 

CRN
…która niestety upadła w 2000 roku. Dzisiaj wielu resellerów boryka się
z trudną sytuacją na rynku IT, a niektórym grozi nawet upadłość. Co
mógłby im pan doradzić, jako menedżer, biorąc pod uwagę pana doświadczenia
z TCH?

Tomasz
Chlebowski 
W 2006 roku
napisałem do Business Harvard Review artykuł pod tytułem „I ty możesz
spaść ze szczytu”. To moja szczera opowieść o tym, jak doszło do
najtrudniejszej sytuacji w moim życiu. Z początku czułem się jak król
Midas, bo czego się nie dotknąłem, kończyło się sukcesem. W efekcie
bywałem nonszalancki i popełniałem błędy. W końcu nie byłem zawodowym
przedsiębiorcą, ale astronomem. Zabrakło mi też partnera, który mógłby mi
doradzić, a czasami wybić z głowy błędne decyzje. Byłem otoczony
wianuszkiem młodszych od siebie osób, które były we mnie wpatrzone jak
w obrazek. Poza tym do pracy motywowała mnie bardziej satysfakcja
z budowania organizacji, a nie robienie pieniędzy. To wpłynęło na
moje priorytety w pracy. Poświęcałem dużo czasu na kształcenie moich
pracowników i wielu z nich zrobiło wspaniałe kariery. To dla mnie
powód do satysfakcji.

 

CRN Po
10 latach pracy jako dyrektor w NASK-u postanowił pan wrócić na swoje.
Skąd decyzja o założeniu ComCERT-u?

Tomasz
Chlebowski
Szczerze mówiąc, byłem przekonany, że nie będę już tworzył
własnej firmy. „Światopogląd” zmienił mi się, kiedy poznałem Mirka Maja, który
był współzałożycielem i wieloletnim kierownikiem CERT Polska. Obydwaj
dostrzegliśmy, że w Polsce nie ma „CERT-ów” biznesowych, które są normą
w krajach zachodnich. Przedsiębiorstwa korzystają z ich usług
w sytuacjach zagrożenia bezpieczeństwa. Współpracujemy z niemieckimi
specjalistami, a sam Mirek jest jednym z kilku ludzi w Europie,
którzy są animatorami „ruchu CERT-owego”. Współpraca międzynarodowa jest bardzo
ważna, bo wiele zagrożeń ma charakter międzynarodowy. Podsumowując: znowu
jestem ochroniarzem, ale tym razem odpowiadam za informatyczne bezpieczeństwo
firm.