PalmPilot, walkman czy polaroid to produkty, które podbiły serca milionów użytkowników na całym świecie. Jednak miłość do przedmiotów nie trwa wiecznie. Po pewnym czasie znudzony użytkownik rzuca gadżet w kąt. Czy ten sam los spotka niebawem iPhone’a? Wszak „staruszek” liczy sobie już dwanaście lat, a kolejne liftingi nie przynoszą spodziewanych efektów. Kultowy smartfon rozpoczął swoją światową karierę w styczniu 2007 r. na konferencji Macworld Expo w San Francisco.

Przypomnijmy, co mówił wtedy Steve Jobs o filozofii Apple’a: „Raz na jakiś czas pojawia się rewolucyjny produkt. Dziś wprowadzamy trzy takie produkty. Pierwszym jest iPod z szerokim dotykowym ekranem. Drugi to rewolucyjny telefon komórkowy. A trzeci to przełomowe urządzenie do komunikacji internetowej. To nie są trzy oddzielne urządzenia. To jest jedno urządzenie, nazwaliśmy je iPhone”. Wystąpienie zakończyło się aplauzem, a ludzie pokochali iPhone’a. To była miłość od pierwszego wejrzenia.

Co ciekawe, urządzenie nie oferowało użytkownikom żadnych przełomowych rozwiązań. Tuż przed oficjalną premierą ukazała się recenzja tego smartfona w tygodniku „Time”. Lev Grossman napisał, że iPhone’a nie wyposażono w zbyt wiele funkcji, a jedynie poprawiono w nim użyteczność tych wcześniej już wprowadzonych na rynek. No cóż, miłość czasami bywa ślepa.

Następne lata przynosiły premiery kolejnych modeli iPhone’ów. Jednakże producent nie rozpieszczał zbytnio swoich fanów i wzbogacał nowe wersje tylko o mało znaczące nowości. Wydajniejsze procesory zapewniały szybsze łapanie pokemonów, a aparaty z wyższą rozdzielczością wprawiały w zachwyt celebrytów, którzy mogli zamieszczać na Instagramie jeszcze wspanialsze selfie. Steve Jobs, a potem Tim Cook czarowali klientów, powtarzając tę samą opowieść o wyjątkowym urządzeniu i jego magicznych możliwościach. Wielbiciele klaskali, wiwatowali, po czym ustawiali się w tasiemcowych kolejkach po najnowszą wersję smartfona. Można było odnieść wrażenie, że jest to niekończąca się historia. Jednak w ubiegłym roku coś… pękło. Popyt na telefony z jabłuszkiem się skurczył, a wartość Apple’a w ciągu kilku miesięcy stopniała o 300 mld dol. „Nauczyliśmy się liczyć” – pisali na forach ci użytkownicy iPhone’a, którzy nie chcą już wydawać ponad tysiąca dolarów na kolejny model. Swoją drogą była to długa i dość kosztowna lekcja.

Tak czy inaczej, Tim Cook ma twardy orzech do zgryzienia. Problem nie sprowadza się jedynie do iPhone’a. Ludzie są znużeni wyścigiem na rynku smartfonów, który coraz bardziej przypomina rozgrywki naszej Ekstraklasy. Choć media, a zwłaszcza Canal Plus, nieustannie podgrzewają atmosferę wokół rozgrywek, to z rodzimych boisk wieje przeraźliwą nudą. Poza tym smartfon przestaje być jedyną drogą interakcji dla dzieci i nastolatków. Młodzież grająca długimi godzinami w „Fortnite” komunikuje się ze sobą za pomocą czatów głosowych. Z kolei matki, aby zamówić swoim latoroślom chipsy i pepsi, mogą zrobić to za pośrednictwem Alexy. Świat zmienia się bardzo szybko. Niestety, tego samego nie można powiedzieć o Apple’u.