Chwalone czy ganione?
Niektórzy uważają, że Polska jest motorem napędowym innowacji w Europie Środkowo-Wschodniej. Ile w tym prawdy, a ile czystej kurtuazji?
Ważni goście odwiedzający Polskę z reguły wyrażają się o naszym kraju w superlatywach. Owszem, bywają wyjątki, jak np. Mike Pompeo czy Benjamin Netanjahu, ale one jedynie potwierdzają regułę. Niedawno uczestniczyłem w warszawskim spotkaniu z przedstawicielem zagranicznej agencji, który prezentował wyniki badań dotyczących tempa cyfryzacji w Europie Środkowo-Wschodniej. Polska została przedstawiona w nich jako prymus. Urosłem, bo miło, kiedy obcokrajowcy ciepło wyrażają się o moim kraju. Dobry humor popsuła mi żona, która – kiedy wróciłem do domu – oglądała właśnie Fakty TVN. Dyktatura, ciemnogród, gospodarka leci na łeb na szyję… Zabrałem jej pilota i przełączyłem na Wiadomości TVP. Od razu zrobiło mi się lepiej. Ekspert z firmy badawczej jednak nie kłamał: Polska to kraj miodem i mlekiem płynący…
Niestety, dobry nastrój mija, kiedy wyjeżdżam za granicę. Wcale nie dlatego, że jestem domatorem, przykutym do komputera i niechętnie opuszczającym domowe pielesze. Wręcz przeciwnie. Problem polega na tym, że inne nacje nie zawsze postrzegają nas tak, jakbyśmy chcieli. Odnoszę też dziwne wrażenie, że u siebie w domu są w stosunku do nas bardziej krytyczni, a czasami wręcz aroganccy. Bardzo ciekawy przykład stanowią Stany Zjednoczone. Wprawdzie jankesi przestali nas już kojarzyć głównie z furmankami i wiecznym mrozem, ale ich niektóre pytania mogą irytować. Na początku marca w San Francisco brałem udział w spotkaniu ze średniej wielkości amerykańską firmą IT. Poza mną na sali znajdowali się dziennikarze z Niemiec, Holandii, Wielkiej Brytanii i Francji. Prelegent popatrzył na mnie i zapytał: ciekawe, ile czasu potrzeba, żeby dostać się z Polski do Stanów Zjednoczonych? To zależy, takim na przykład transatlantykiem około 7–8 dni – odpowiedziałem.
Tak się składa, że kilka razy w roku odwiedzam startupy z Doliny Krzemowej. Są to kameralne spotkania, w których udział bierze m.in. kilku żurnalistów z Europy Zachodniej. Przedsiębiorcy zza oceanu chwalą się rozwiązaniami i zazwyczaj pokazują przykłady swoich wdrożeń na Starym Kontynencie. Jak się łatwo domyślić, na mapkach wyświetlanych przez startupowców przeważają Niemcy, Wielka Brytania, Francja czy kraje Beneluksu. Polska pojawia się w tych zestawieniach bardzo rzadko. W ostatnim czasie zanotowałem dwa takie przypadki: Alation, startup oferujący platformę do katalogowania danych, wśród swoich klientów wymienił Allegro, a z kolei szef marketingu RedisLabs przyznał, że ich baza danych cieszy się dużą popularnością wśród polskich deweloperów.
Przedstawianie strategii startupów w zakresie podboju Europy to żelazny punkt tego typu mityngów. Firmy informują o planach związanych z otwarciem biur regionalnych w Londynie, Paryżu czy Monachium. Wówczas nieśmiało pytam: a co z Polską? „Polska to bardzo interesujący kraj” – to najczęstsza odpowiedź udzielana przez przedsiębiorców z Kalifornii. Ale co to właściwie znaczy? Wszak Wenezuela jest nie mniej interesującym krajem, czyż nie? Czasami chciałbym zapytać, jak jeden z mieszkańców wsi Taplary w kultowej „Konopielce”: „czy my tu są chwalone, czy ganione?”.
Podobne wywiady i felietony
Sztuczna (i droga) inteligencja
Sztuczna inteligencja ma zastąpić ludzi w wielu gałęziach przemysłu, więc część menadżerów zaciera ręce, licząc przyszłe zyski. Jednak ich radość może okazać się przedwczesna.
8080 zgłoś się
Krzysztof Gawkowski jest nie tylko fascynatem nowych technologii, ale również specjalistą od myślenia strategicznego o cyfryzacji. To może być dobra zmiana na fotelu ministra cyfryzacji. Czy aby na pewno?
Nowy, wspaniały świat usług
Macherzy od polityki i biznesu roztaczają przed społeczeństwem wizję nowego, lepszego świata – bez własności prywatnej. I trzeba przyznać im rację, niektórym rzeczywiście będzie się żyć znacznie lepiej.