Jak zapewne wszyscy pamiętają z lekcji fizyki
w szkole, ciało doskonale czarne nie istnieje w rzeczywistości, jest
jedynie teoretycznym bytem stworzonym na potrzeby wyjaśnienia natury światła.
Takich uproszczeń fizyka zna wiele. Dzięki nim realny świat staje się
łatwiejszy do zrozumienia przez maluczkich. Gorzej, gdy uproszczenia wkradają
się do świata polityki czy biznesu. Tu mogą prowadzić do manipulacji czy wręcz
fałszerstw.

W polityce stosowaniu uproszczeń sprzyja obowiązujący sposób
podejmowania decyzji. Kiedyś o wszystkim decydował władca, król, cesarz.
Z czasem uznane to zostało za niesprawiedliwą metodę rządzenia,
a większość cywilizowanego świata wybrała demokrację, czyli sposób
podejmowania decyzji przez większość obywateli. W demokracji starożytnej
był to proces bezpośredni, natomiast dziś narody i społeczeństwa dokonują
tego poprzez wybieralnych przedstawicieli. W niewielu sprawach obywatele
decydują bezpośrednio, czyli poprzez referendum (wyjątek stanowi Szwajcaria).
Aby wybierać, naród musi mieć przedstawione opcje, czyli możliwości, za którymi
się opowiada. Opcje te nie mogą być zaprezentowane w zbyt skomplikowany
sposób, bo wiadomo, że tylko ograniczona część społeczeństw zdoła je zrozumieć
i rozróżnić, a głosować może każdy: „i profesor,
i woźnica”, jak mawiał jeden z największych przeciwników demokracji
pod koniec XIX wieku.

Dlatego politycy w systemach demokratycznych bardzo
szybko nauczyli się stosować uproszczenia – a zwłaszcza używać czegoś
na kształt pojęcia „ciała doskonale czarnego” do opisu dokonań i osiągnięć
swoich konkurentów. Bo czymże innym niż ciało doskonale czarne było hasło
z naszych zeszłorocznych wyborów parlamentarnych „Polska w ruinie”
albo „zaleją nas terroryści”? Jak inaczej wytłumaczyć uproszczenie, którym
posługują się zwolennicy Brexitu, że emigranci z Europy Wschodniej,
a zwłaszcza Polacy, zabierają rodowitym Brytyjczykom miejsca pracy. Nawet
w tak demokratycznym społeczeństwie jak amerykańskie na kilka miesięcy
przed wyborami prezydenckimi kandydat na prezydenta głoszący hasło „Ameryka
musi wstać z kolan” zyskuje coraz więcej zwolenników.

Tyle polityki. A czy w biznesie też stosuje się
metodę „na ciało doskonale czarne”? Odpowiem autentycznym przykładem
z końca lat 90. Pewien angielski dystrybutor postanowił wówczas rozszerzyć
swoje działania i wkroczyć na rynek polski. Otworzył biuro, zatrudnił
ludzi i zderzył się z czymś, czego nie oczekiwał: żaden
z działających podmiotów nie upadł przed nim na kolana. Resellerzy też
byli zdystansowani i masowo nie przenieśli swoich zakupów do nowego
gracza. Szło mu średnio, i to do tego stopnia, że postanowił zatrudnić
najlepszych od dystrybucji IT specjalistów, którzy akurat byli wtedy do
wynajęcia. Ci eksperci jako warunek przystąpienia do pracy postawili
przeprowadzenie bilansu otwarcia, który mieli sporządzić sami w ramach
rozpoznania firmy. Wynik ich prac nie odbiegał od opisu ciała doskonale
czarnego. Znalazło się w nim wiele negatywów – o wiele więcej
niż w rzeczywistości. Chodziło o to, żeby po następnym roku
działalności, już pod nowymi rządami, przedstawić właścicielowi skalę swych
osiągnięć i pozytywnych zmian. Niestety, wbrew tym zapędom, właściciel na
widok „ciała doskonale czarnego” od razu doszedł do wniosku, że Polska to rynek
nie dla niego i szybko zamknął swój tutejszy oddział.

Jak widać, używanie uproszczeń – zarówno w fizyce,
polityce, jak i biznesie – może odbić się rykoszetem, i to
w najmniej oczekiwanym czasie i w najmniej spodziewany sposób.