Od pewnego czasu nie tylko branżę IT nurtuje
pytanie: ile wart jest Facebook?
Ja w tym felietonie nie udzielę na nie
odpowiedzi i niekoniecznie dlatego, że po prostu jej nie znam. Przyczyna
jest inna i najlepiej ilustruje ją cytat z niezapomnianego skeczu
kabaretu Tey z 1981 r., pod tytułem „Na tyłach sklepu warzywnego”. To
tam na pytanie Laskowika, udającego reportera reżimowej TVP: „Ile dziennie
bombek pani robi?” Smoleń, grający pracownicę fabryki, odpowiada pytaniem:
„A dla kogo jest ten wywiad?”. Bo zazwyczaj osoba i intencje
pytającego różnicują to, co będzie uznane za odpowiedź właściwą.
W przypadku Facebooka czego innego spodziewa się spekulant giełdowy
szukający szansy na szybki i relatywnie łatwy zysk, czego innego
przeciętny Kowalski, który dzięki tej platformie społecznościowej skutecznie
i z zadowoleniem komunikuje się ze swym otoczeniem.

Oczywiście kilka tygodni temu sensacją samą w sobie był fakt
największego wartościowo IPO w historii giełdy NASDAQ. Wycena też była
rewelacją: 104 mld dol. za firmę generującą „ledwie” 1 mld dol.
zysku. Któżby nie marzył o takiej gratce? Któż nie chciałby na taki deal
się załapać? Tylko skąd się to wzięło? Czy to miało realną podstawę? Tu
odpowiedź jest oczywista: wycena i wszystko, co stało się w związku
z debiutem Facebooka na giełdzie, to konsekwencja chciwości i pazerności
tych, którzy na prostych ludziach, kojarzących Facebook z czymś fajnym,
pozytywnym i wartościowym, chcieli zbyt szybko zarobić. To wszak te same
pobudki, które leżały u początków kryzysu wywołanego bankructwem Lehman
Brothers i trapiącego cały czas strefę euro niebezpieczeństwa „Grexitu”.
W sumie to większe czy mniejsze przekręty.

Dobrze, że żaden ze znanych mi
polskich inwestorów z naszej branży nie zapisał się na akcje Facebooka, bo
by trochę dołożył. Czy to oznacza, że po ostatnich i historycznych
wpadkach firm IT notowanych na polskiej giełdzie już czegoś się nauczyliśmy
i jesteśmy bardziej wyczuleni na słabe sygnały, zwłaszcza płynące
z kręgów doradców i ekspertów inwestycyjnych? A może ja znam
„niewłaściwych” ludzi? Według mnie najlepiej byłoby, gdyby odpowiedź na
pierwsze pytanie brzmiała: „tak”, a na drugie: „nie”. Ale oczywiście nie
ma pewności, że taka jest rzeczywistość.

No dobrze,
ale jak to się ma do Facebooka? Jeśli  zgodnie z zasadami
wpajanymi na dziesiątkach szkoleń, oddzielimy przedmiot od podmiotu, łatwiej
będzie dostrzec, że Facebook to znakomite narzędzie wykorzystywane przez bez
mała miliard użytkowników. Firma Marka Zuckerberga, mimo chwilowych zawirowań
wizerunkowych, ma wciąż niezłe perspektywy rozwoju. Generuje zdrowy profit na
poziomie lekko poniżej 30 proc. przychodu (tylko pozazdrościć!). Jak
potoczą się jej losy, to kwestia kreatywności i wizjonerstwa jej
managementu. Jeśli nie ulegnie presji finansistów, jeśli słuchać będzie
postulatów użytkowników, zaspokajać w pierwszej kolejności ich potrzeby,
a nie potrzeby Wall Streat, możemy być spokojni o jej przyszłość. Ma
ogromne zasoby, których jeszcze nikomu nie udało się w przeszłości
komercyjnie spożytkować. Czy znajdzie sposób na ich wykorzystanie,
z zachowaniem oczekiwanego i niezbędnego poziomu prywatności? Ma na
to realną szansę. I to w tym całym zamieszaniu jest najważniejsze.
I like it!