Taki system to istna
puszka Pandory. Nie dość, że przy tak dużej liczbie współpracujących elementów
nie sposób zapewnić bezpieczeństwa i całość może łatwo stać się obiektem
ataku hakerów; nie dość, że taka sieć może w naturalny sposób stać się
narzędziem permanentnej, sięgającej każdej dziedziny życia inwigilacji
– to jeszcze tak złożony ekosystem urządzeń i oprogramowania po
prostu musi być podatny na dziesiątki błędów, wynikających po prostu ze stopnia
komplikacji. Tak, jestem daleki od bycia entuzjastą łączenia wszystkiego ze
wszystkim i wyposażania każdego sprzętu w domu we własną
„inteligencję”. Jednak dziś, przeglądając sieć, trafiłem na wypowiedź, która
sprawiła, że poczułem potrzebę wzięcia Internet of Things w obronę.

Otóż
w opinii autora przeczytanego przeze mnie artykułu świat nie jest na
Internet of Things gotowy i nigdy na niego gotowy nie będzie,
a dalsze rozwijanie Internetu rzeczy jest równoznaczne ze zmierzaniem do
samobójstwa ludzkości. Wszystko to z powodu wspomnianej przeze mnie na
początku możliwości przejęcia kontroli nad połączonymi urządzeniami przez osoby
niepowołane, a następnie chociażby dokonania masowego sabotażu
skutkującego śmiercią setek lub tysięcy ludzi. Czemu mnie to poruszyło? Cóż,
przede wszystkim dlatego, że to piramidalna, wygłoszona z pełną powagą
bzdura.

Nie zamierzam dyskutować z twierdzeniem, że nigdy nie
będziemy w stanie zapewnić Internetowi rzeczy całkowitego bezpieczeństwa.
W rzeczy samej, gdyby sądzić po naszych postępach w zabezpieczaniu
smartfonów, komputerów, czy nawet – żeby sięgnąć po techniki, które są
z nami już od wielu wieków – drzwi do mieszkań, powiedziałbym, że
zdecydowanie nie będziemy. Każde zabezpieczenie, które człowiek stworzy, inny
człowiek zdoła sforsować albo obejść, niezależnie czy będzie to zabezpieczenie
fizyczne, programistyczne czy kryptologiczne. Tak więc z całą pewnością
Internet Of Things będzie podatny
na ataki hakerów. Koniec, kropka.

Czy
w związku z tym grozi nam zagłada, a przynajmniej elektroniczny
terror na niespotykaną dotąd skalę? Śmiem wątpić. Każda nowa technologia, jaką
ludzkość wynalazła na swojej drodze od rozpalania ognia i uprawy roli aż
do lotów kosmicznych i użycia energii atomowej, stanowi zagrożenie,
o ile zostaje użyta w nieodpowiedni sposób przez kogoś o złych
zamiarach. I za każdym razem musimy – my, ludzie – nauczyć się
z tym zagrożeniem żyć. Niekiedy jest to łatwiejsze, jak w przypadku
wynalezienia siekiery czy noża, a niekiedy trudniejsze, jak
z samolotami i masowym transportem lotniczym. Ten ostatni, chociaż
statystycznie niezwykle bezpieczny, wciąż wiąże się z wieloma
spektakularnymi wypadkami. Nie wspominając już o sytuacjach, kiedy mimo
wszelkich zabezpieczeń technicznych i proceduralnych ludzie pilotujący
samoloty z premedytacją zabijali swoich pasażerów.

Takie sytuacje bardzo mocno działają na wyobraźnię
i wywołują ogromne poruszenie w społeczeństwie, a mimo to
z roku na rok latamy więcej i więcej. Podobnie będzie
z Internetem rzeczy: choćby ataki na inteligentne samochody
i włamania do domowych sieci były równie częste jak okradanie piwnic
w czasach PRL-u, nie zrezygnujemy z podłączania do sieci wszystkiego,
tak jak nie zrezygnowaliśmy z trzymania w piwnicach przetworów od babci
czy rowerów. Bo to po prostu wygodne.

 

Autor jest redaktorem
naczelnym miesięcznika CHIP.