E-Spodek
Pojechałem wreszcie do katowickiego Spodka na rozgrywane w marcu finałowe zawody Intel Extreme Masters. Potocznie nazywa się je mistrzostwami świata w grach komputerowych.
Emocje, napięcie, ekscytacja. Cały czas słychać gwar. Co
kilka minut jakaś grupa zaczyna skandować hasła. W tym momencie, dosłownie
kilka metrów ode mnie, słyszę wrzask: „LU-MI-NO-SI-TY!”, a po chwili
następuje eksplozja braw i okrzyków, bo na wielkim ekranie przewróciło się
animowane ciało, tryskając przy tym krwią. Słowem: atmosfera jak na meczu
siatkówki albo koszykówki. I nic dziwnego, skoro e-sportowcy przygotowują
się do startów w turniejach tak jak uprawiający tradycyjne dyscypliny.
Poza ćwiczeniem strategii i zręczności mają treningi siłowe
i psychologiczne. W zasadzie są zawodowcami, gdyż wysiłek wkładany
w rywalizację to ich normalna praca zarobkowa. Zresztą całkiem niezła: IEM
2016 oferował pulę nagród w wysokości pół miliona dolarów.
Nieraz zajmowałem się
w radiowej „Cyber Trójce” grami, e-sportem i mistrzostwami, które
Intel zorganizował w Polsce trzeci rok z rzędu. I chciałem
zobaczyć to wszystko na własne oczy. Zaznaczę, że mam do technologii
i gier stosunek dwojaki. Fascynują mnie, przyglądam im się hobbystycznie
i zawodowo od mniej więcej początku lat 90. Z drugiej strony
niepokojący wydaje mi się człowiek nadmiernie skupiony na elektronicznych
urządzeniach i rzeczywistości, którą te maszyny generują. Podobnie mam
z grami. Bardzo ciekawi mnie zjawisko gry jako konstrukt społeczny,
rozrywkowy, nawet trochę filozoficzny. Lubię te komputerowe, choć gram
w nie rzadko. Stwarzanie świata w grze komputerowej jest równie
interesujące jak budowa świata literackiego. Ale znowu – do człowieka
głęboko zanurzonego w realia rozgrywki w komputerze podchodzę
z rezerwą.
Z takim właśnie
nastawieniem wchodziłem do katowickiego Spodka. Piszę o tym, żeby
zaznaczyć, że do e-sportu jestem odrobinę uprzedzony, ale łączę to
z zaciekawieniem laika-amatora. I po kilku godzinach wychodziłem
stamtąd z podobnymi, tylko pogłębionymi odczuciami. E-sport na Intel
Extreme Masters robi niezwykłe wrażenie. Sprawia to sam rozmach zawodów, aura
święta, traktowanie graczy jak wielkich gwiazd, duże zainteresowanie mediów,
dziesiątki tysięcy widzów i towarzysząca całości mnogość technologicznych
pokazów, budzących skojarzenia z targami motoryzacyjnymi. A dodatkowo
są tu barwni i frapujący cosplayerzy (choć należałoby raczej powiedzieć: cosplayerki,
bo wśród osób przebranych za postaci z gier widziałem chyba tylko same
kobiety).
Równocześnie miałem tam poczucie silnego oderwania od
realnego świata, trochę chyba zagubienia, pustki i jakiegoś rodzaju
smutku. To trudne do jasnego wytłumaczenia i może wynika z faktu, że
jestem jednak kimś z zewnątrz, spoza tego środowiska. Widziałem, że gracze
i widzowie są wręcz pochłonięci swoim zajęciem. Zadałem sobie pytanie: czy
w tym chodzi o coś poza czystą rozrywką? Czy za e-sportem stoi jakaś
bardziej uniwersalna wartość? Coś, co tej niszy nadałoby sens wykraczający poza
czerpanie krótkotrwałej przyjemności? Czy gry komputerowe – fascynujące,
emocjonujące, efektowne – powodują, że „po” jesteśmy lepsi, szczęśliwsi
albo mądrzejsi niż „przed”? Czy mamy poczucie, że dobrze wykorzystaliśmy czas?
To są pytania, które zadaję sobie w odniesieniu do wielu doświadczeń
z rzeczywistością komputerową, nie chodzi wyłącznie o gry. Boję się,
że elektroniczne urządzenia, telewizja, portale społecznościowe, gry
– w nadmiarze – dają nam tylko krótkotrwałe i złudne
poczucie satysfakcji, po której może nie zostaje nic cennego i istotnego.
Nawet jeśli wracamy do domu z głową pełną ekscytujących wspomnień.
Autor jest
dziennikarzem Programu 3 Polskiego Radia (m.in. prowadzi audycję „Cyber Trójka”
oraz „Puls Trójki”).
Podobne wywiady i felietony
Dlaczego ransomware działa
Na cyberprzestępczym rynku pojawił się nowy wirus typu ransomware. Nazywa się Ekans (lub Snake) i specjalizuje się w atakowaniu systemów przemysłowych. Specjaliści mówią, że jest najgroźniejszy z dotychczas znanych. Właściwie już teraz można się zastanawiać, czy zarobi dla swoich autorów więcej czy mniej milionów dolarów niż poprzednicy, tacy jak Gpcode, CryptoLocker albo Petya. Jednak mnie ciekawi, jak to się stało, że blokowanie komputerów i szyfrowanie plików z żądaniem okupu w ogóle jest skuteczne.
Od brzegu do brzegu
Zaciekawiło mnie, kiedy bodaj kilka miesięcy temu znajomy analityk IT zaczął opowiadać, że wyraźnie rośnie zainteresowanie edge computingiem. A przecież do niedawna wszystko wydawało się iść w stronę chmury. Czy rzeczywiście mamy do czynienia ze zmianą trendu?