Anna Streżyńska po ponad dwóch latach zmagań z cyfryzacją pożegnała się w styczniu z ministerialną teką. Nie kryła przy tym swojego rozgoryczenia, żaląc się w mediach, że zarządzany przez nią resort padł ofiarą politycznej rozgrywki. Z jej opowieści mogliśmy się dowiedzieć, że Mariusz Błaszczak strzela zza węgła, natomiast Antoni Macierewicz walczy z otwartą przyłbicą. Ale to przecież żadna nowość. To wie każdy przedszkolak, zwłaszcza jeśli ogląda „Ucho prezesa”.

Niektóre media szybko wykreowały Annę Streżyńską na kolejną ofiarę „kaczystowskiego reżimu”. Dlaczego największy fachowiec w rządzie musiał odejść? – pytali zafrasowani dziennikarze. Jednak wielu z nich ma pamięć złotej rybki. Wszak kilka miesięcy wcześniej pismacy nie zostawili suchej nitki na opracowanym przez Ministerstwo Infrastruktury systemie CEPIK2. Rozwiązanie zamiast ułatwić i przyspieszyć formalności związane z rejestracją samochodów i przeglądami technicznymi, uwięziło kierowców w tasiemcowych kolejkach.

Minister poległa też w batalii o system cyberbezpieczeństwa, który miały być koordynowany przez podległy jej resort. Jednak stało się inaczej. Według projektu ustawyz listopada 2017 r. mają powstać trzy CSIRT-y, a więc zespoły reagowania na incydenty bezpieczeństwa, znajdujące się pod jurysdykcją MON, NASK oraz ABW.

Niemniej sporym nadużyciem byłoby stwierdzenie, że działalność ministerstwa zarządzanego przez Annę Streżyńską to jedno wielkie pasmo porażek. Do sukcesów należy zaliczyć popularyzację Profilu Zaufanego czy Ogólnopolską Sieć Edukacyjną. Poza tym zaniedbania w cyfryzacji urzędów państwowych sięgają przynajmniej kilku lat, a ich usuwanie przypomina sprzątanie stajni Augiasza. Nie bez przyczyny w czasie bezkrólewia w Ministerstwie Infrastruktury pojawiały się całkiem rozsądne głosy, żeby resort cyfryzacji zamknąć, a jego obowiązki rozdzielić między inne ministerstwa.

Ostatecznie, po ponad trzech miesiącach oczekiwania, Mateusz Morawiecki powierzył tekę ministra Markowi Zagórskiemu, który notabene był zastępcą Anny Streżyńskiej. Czy sprosta on poważnym wyzwaniom i okaże się lepszym menedżerem od swojej byłej szefowej? Oczywiście na tym etapie trudno cokolwiek wyrokować. Wygląda natomiast na to, że nowy minister nie zamierza powielać błędów swojej poprzedniczki, która ogłaszała wszem i wobec, iż jest bezpartyjnym fachowcem. Marek Zagórski w marcu opuścił partię Porozumienie Jarosława Gowina, gdzie piastował funkcję wiceprzewodniczącego, i wstąpił do Prawa i Sprawiedliwości. Jak widać, to elastyczny człowiek, który potrafi niczym kameleon przystosować się do nowych warunków. W polityce to cecha dobra i zła, zależnie od okoliczności, ale zwykle dobra. Tak czy inaczej, nie od dziś wiadomo, że cyfryzacja i elastyczność idą w parze. Może tym razem wreszcie skutecznie.