Do tej pory działania koncernu przypominały mozolną
wspinaczkę na trudną technicznie górę. W dodatku z lodowatym wiatrem
prosto w twarz. Już wkrótce jednak będziemy mogli zobaczyć, jak zamiast
powolnego zdobywania każdego metra terenu, Microsoft ekspresowo poleci na sam
szczyt. Helikopterem. Smartfony z logo Microsoftu, a wraz z nimi
generujące przychody usługi, takie jak Bing, Office 365 czy OneDrive, staną się
popularne i będą się sprzedawały jak świeże bułeczki. Posypie się deszcz
dolarów, zapanuje pokój na świecie, a wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie.
Żeby osiągnąć ten wspaniały stan wystarczy tylko jedna decyzja: natychmiast
porzucić system Windows Phone i przenieść się na Androida.

To, co przeczytaliście powyżej to streszczenie opinii, jakie
ostatnio pojawiły się w amerykańskich mediach w formie apelu czy
dobrych rad dla nowego CEO Microsoftu. Jak zwolennicy takiego rozwiązania
wyobrażają sobie działanie „androidowego cudu”? Ich zdaniem Microsoft,
przechodząc na system Google’a, przezwyciężyłby najpoważniejszy – według
krytyków – problem Windows Phone, czyli mniejszą niż u konkurentów
bazę aplikacji. Bez problemów namówiłby partnerów do produkcji smartfonów ze
swoimi aplikacjami zaszytymi w OS-ie oraz zaoszczędziłby pieniądze
i czas swoich inżynierów pracujących nad rozwojem mobilnych Okienek.

Niesamowite, jak oderwane od rzeczywistości są te pomysły.
Po pierwsze, jeśli Android równa się sukces, to co takiego stało się z HTC
czy Motorolą? Dlaczego Sony i LG z trudem walczą o utrzymanie
jakkolwiek znaczącej pozycji na rynku smartfonów? Bo, jak już pisałem nie raz,
na sukces składa się bardzo wiele czynników, wśród których ekosystem aplikacji
jest zaledwie małym kawałkiem układanki. Przypomnijcie sobie Blackberry 10,
którego nie uratowało wprowadzenie kompatybilności z aplikacjami z Androida…

Moment moment, powiecie – przecież to zupełnie co
innego! Blackberry nie miało dostępu do sklepu Google Play, więc wszystkie te
aplikacje były dostępne czysto teoretycznie! Rzeczywiście, to racja. Jednak
gdyby Microsoft miał stworzyć własną wersję Androida, ze swoją wyszukiwarką,
mapami i usługami chmurowymi jako domyślnymi aplikacjami, to… też nie
miałby dostępu do Google Play! To oczywiście można „załatać”, dodając własny
sklep z aplikacjami, a potem namawiać deweloperów, żeby dodawali do
niego swoje appki. Co niemal dokładnie doprowadza nas do punktu wyjścia…

Owszem,
producenci oprogramowania nie musieliby tworzyć zupełnie nowych wersji swoich
programów, ale czekałoby ich wyzwanie w postaci zadbania o ich
kompatybilność – wykorzystanie map Here do pokazywania pozycji, użycia
Binga do wyszukiwań czy korzystania z Xbox Music. Czy by to zrobili? Małe szanse. A to by znaczyło, że Microsoft
stałby się zależny od swojego największego rywala i to uzależnienie szybko
dałoby o sobie znać. Google w każdej kolejnej wersji Androida mocniej
integruje swoje usługi, utrudniając wykorzystanie samego systemu, bez swojej
platformy. Kiedy stanie się to praktycznie niemożliwe, Microsoft nie miałby
wyboru: musiałby grzecznie brać to, co daje Google, w praktyce uznając się
za pokonanego, albo… spróbować stworzyć i wypromować własny mobilny system
operacyjny. Nazywając go, na przykład, Windows Phone.

Autor jest
redaktorem naczelnym miesięcznika CHIP.