Nie wiedziałem, czy będę miał o czym opowiadać
słuchaczom. Czy gazety zdążą napisać o wybuchach i strzelaninach we
Francji? Kiedy więc przyjechałem przed szóstą do radia, pierwsze, co zrobiłem,
to rozpakowałem paczkę z prasą, żeby sprawdzić, czy będę miał czym
wypełnić cztery antenowe wejścia. Okazało się, że moje obawy były uzasadnione.
Z pięciu dzienników, które ukazują się w sobotę, tylko dwa napisały
o tym bardzo ważnym wydarzeniu. „Gazeta Wyborcza” o Paryżu zrobiła
główny tekst na pierwszej stronie, a wewnątrz numeru zamieściła kolejne
materiały. „Fakt” wypadł słabiej, bo na jedynce miał tylko niedużą belkę
informującą o zamachach, która kierowała czytelników do wnętrza numeru. Natomiast
„Super Express”, „Gazeta Polska Codziennie” i „Nasz Dziennik”
w sobotę rano opowiadały swoim czytelnikom o wydarzeniach, które
wtedy były już trzecioplanowe. Dlaczego tak się stało? Przecież dla każdego
dziennikarza było jasne już od co najmniej 23, że mamy do czynienia z tzw.
breaking news, który na pewien czas przyćmiewa wszystkie inne tematy.

Moim
zdaniem przyczyniły się do tego dwie rzeczy: specyfika procesu wydawniczego
oraz brak elastyczności ze strony kilku redakcji. Dzienniki zwykle zamykają
swoje numery około 19–20. Niektóre trochę później, ale generalnie trudny okres
dla rynku prasy skłania wydawców do oszczędzania także na czasie pracy. Zatem,
jeśli informacja o zamachach w Paryżu pojawiła się po 22, dla
niektórych dzienników oznaczało to konieczność wstrzymania druku
i napisania zupełnie nowego artykułu. Trzy tytuły nie zdecydowały się na
to albo nie miały już takiej możliwości.

Niestety, nawet „Gazeta Wyborcza” wpadła w sidła
błyskawicznego tempa rozwoju sytuacji. Przytaczane przez nią kluczowe dane
o szóstej rano były już bardzo nieaktualne. Liczba ofiar podana
w tekście była, o ile dobrze pamiętam, z godziny 24. Do rana
szacunki bardzo się zmieniły. Naturalnie trudno w tym przypadku zarzucać
dziennikowi jakiekolwiek niedociągnięcia. Inaczej po prostu się nie dało, bo
gazeta w końcu musiała pójść do druku. A po opuszczeniu drukarni
gotowe numery muszą jeszcze bardzo wczesnym rankiem trafić do kiosków
i prenumeratorów, na co też potrzeba czasu.

Paryska zbrodnia to
oczywiście nietypowa sytuacja. Podobnej rangi wydarzenia, które wymagają od
mediów niestandardowych działań, zdarzają się kilka razy w roku. Każde
z nich wyjątkowo dobrze obrazuje, w jak trudnym położeniu jest dziś
prasa. Media elektroniczne informują na żywo, cały czas. Gazety nie mają szans
z Internetem, telewizją i radiem w ściganiu się na newsy.
W sytuacjach kryzysowych, nagłych, jak zamachy z 13 listopada, muszą
po prostu obronić się przed kompromitacją w postaci całkowitej
nieaktualności. A na co dzień skupiać się nie na typowych newsach, ale na
pogłębionych analizach i własnych informacjach, których nie ma nikt inny.

Również od nas w „Trójce” tamta sytuacja wymagała
elastyczności. Z porannej audycji usunęliśmy wszystkie przygotowane
wcześniej materiały i budowaliśmy program na nowo. A gazet
wystarczyło mi tylko na dwa antenowe wejścia. W trzecim opowiadałem
o tym, co o zamachach we Francji piszą… eksperckie portale
i Twitter. W czwartym paryskie wydarzenia skomentował specjalista,
którego ściągnęliśmy do studia z samego rana. Na takie nagłe sytuacje mamy
w radiu schemat, który polega na… rezygnowaniu ze schematów.

 

Autor jest
dziennikarzem Programu 3 Polskiego Radia, prowadzącym audycję „Cyber Trójka”.