Postęp. Słowo klucz ostatnich stuleci, słowo klucz
cywilizacji opartej na technice. Dla wszystkich jest oczywiste, że cokolwiek
zostanie wynalezione, musi wkrótce zostać zastąpione czymś nowszym. Lepszym.
Producenci nie mają wyboru. Jeśli chcą przetrwać, muszą stymulować
i kreować popyt.

Robią to na dwa podstawowe sposoby: przez zaplanowane starzenie
się sprzętu oraz technologiczną ucieczkę do przodu. Pierwsza
z wymienionych metod polega na takim zaprojektowaniu urządzenia, żeby po
określonym czasie prawdopodobieństwo wystąpienia kosztownej w naprawie
awarii stało się jak najbliższe 100 proc. Choć dostawcy nie są dumni
z tej części swojej działalności, nie wypierają się jej zbyt mocno.
Tłumaczą, że jest to działanie, które ma na celu dobro konsumenta. Jakim cudem?
Ano odpowiadają: konstruując sprzęt mniej trwały, zmniejszamy koszty jego produkcji,
obniżając cenę dla użytkownika. A kiedy po trzech, czterech latach
urządzenie się zepsuje, na rynku będą już nowe – lepsze! I w ten
sposób dochodzimy do drugiej metody na popyt, czyli do ulepszania produktów.

Nie ma rzeczy, która nie mogłaby być lepsza. Niestety
(przynajmniej z punktu widzenia producentów) przychodzi taki moment, kiedy
określony sprzęt osiąga na tyle zaawansowane stadium, że jest „wystarczająco
dobry” i jakiekolwiek dalsze zmiany okazują się sztuczne, bo nie dają
użytkownikowi żadnych wymiernych korzyści. Posługując się metodami
marketingowymi, można przekonać klientów, że jest inaczej. Jednak także
i ten sposób działania ma swoje granice. I co wtedy? Bez paniki,
pozostaje jeszcze wygląd!

Jak dowodzi historia architektury czy mody, to jak coś
wygląda, jest nie tylko równie ważne jak to, na ile dobrze funkcjonuje, ale
często wręcz znacznie ważniejsze. Bardzo często nowe modele komputerów,
telewizorów czy smartfonów różnią się od swoich poprzedników głównie wyglądem
– mają nowy kształt, nowy kolor, są wykonane z nowych materiałów… Tak
jak w przypadku ubrań, także w dziedzinie urządzeń IT pojawiają się,
przemijają i powracają mody. W niektórych środowiskach używanie
aktualnie niemodnych sprzętów może być powodem społecznego ostracyzmu. No więc
kupujemy nowe urządzenia również po to, żeby być na czasie…

Mimo wielu możliwości rozwoju producenci nie mają jednak
łatwego życia. W gruncie rzeczy los nie szczędzi im przeszkód na drodze do
kreowania popytu. Rozejrzyjcie się dookoła: wszystkie firmy oferują niemal
identycznie wyposażone urządzenia, o takich samych funkcjach, które dla
ogromnej większości klientów są już wystarczająco dobre. Nic, co producenci
sprzętu są w stanie wymyślić, nie wnosi do jego użytkowania naprawdę nowej
jakości. Co gorsza, wszystkie te sprzęty zaczynają wyglądać podobnie, bo każdy
producent stara się projektować zgodnie z najnowszymi trendami
– zupełnie jak konkurenci!

W tej sytuacji wyjście jest tylko jedno: trzeba być
tańszym. Jednak ekonomia jest bezlitosna i żeby zmniejszyć cenę
a zachować zysk, trzeba obniżyć koszty poprzez pogorszenie parametrów,
zmniejszenie osiągów i pozbycie się określonych funkcji. Na pewno już
przeczuwacie, dokąd to zmierza. No właśnie – kiedy zepsuje się sprzęt,
którego teraz używacie, następny, jaki kupicie, będzie od niego tańszy…
i gorszy.

 

Autor jest redaktorem naczelnym miesięcznika CHIP.