Polski rząd zachęca do tworzenia startupów, które mają być motorem napędowym innowacji. Plany wicepremiera Morawieckiego spotkały się z odzewem nie tylko ekonomistów, ale również kabareciarzy. „No to ja mam taki pomysł na przemysł: nowoczesność i innowacyjność. Auta elektryczne, drony, awionistyka, nowe rodzaje napędów, w tym rakietowy, dotykowe ogniwa grafenowe i energia odnawialna. Liczę na to, że za 10 lat będzie w Polsce milion samochodów elektrycznych” – mówi Sebastian Konrad, aktor parodiujący Mateusza Morawieckiego w kultowym już „Uchu prezesa”. „Samochód elektryczny jak czajnik elektryczny?” – śmieje się do rozpuku „Prezes”, który nadal zamierza inwestować w kopalnie i dymiące kominy. Ale to tylko kabaret. W rzeczywistości „Prezes” nie powinien być przeszkodą w realizacji ambitnego projektu. Problem tak naprawdę leży gdzie indziej.

Od czasu transformacji ustrojowej Polacy karmieni byli różnymi teoriami na temat gospodarki i sposobu prowadzenia biznesu. Na początku lat 90. premier Jan Krzysztof Bielecki lansował tezę, że pierwszy milion trzeba ukraść. Potem przyzwyczajono nas do tego, że kapitał nie ma narodowości. Już sam fakt, iż Mercedes, Nike czy Gucci otworzyli nad Wisłą swoje salony, miał być dla nas powodem do dumy i radości. Podobnie cieszono się z powstających w Polsce montowni samochodów, telewizorów, pralek czy lodówek. Niestety, tego typu fabryki nie przyczyniają się do rozwoju polskiej myśli technicznej. W rezultacie Polacy zamiast innowatorami stali się głównie podwykonawcami. Pusty slogan? Niezupełnie. W zestawieniu European Innovation Scoreboard, obejmującym państwa Unii Europejskiej, Polska znalazła się na 22 miejscu wśród 28 krajów. Czołówka europejska odskoczyła daleko, a przecież Stary Kontynent już od dawna nie jest kolebką błyskotliwych pomysłów, zdecydowanie ustępując pod tym względem Ameryce Północnej i Azji.

Plan Mateusza Morawieckiego zmienia o 180 stopni sposób myślenia o polskiej gospodarce. Choć, rzecz jasna, opinie o projekcie są zróżnicowane. Oponenci rządu porównują program do gierkowskiej propagandy, zaś zwolennicy już teraz widzą nas w czołówce najlepiej rozwiniętych krajów globu. Niektóre posunięcia Mateusza Morawieckiego budzą kontrowersje, aczkolwiek warto trzymać kciuki za powodzenie przedsięwzięcia, niezależnie od barw politycznych. Szkoda byłoby roztrwonić wielki kapitał w postaci uzdolnionych programistów, zbierających świetne recenzje na całym świecie. Również inwestorzy zaczynają patrzeć na nas bardziej przychylnym okiem. Według „US News & World Report” Polska znajduje się wśród pięciu najlepszych państw do inwestowania. Oczywiście zmiany nie nastąpią z dnia na dzień, bowiem peleton uciekł nam daleko. Na szczęście to wyścig dla długodystansowców, czego znamiennym przykładem jest Dolina Krzemowa, która budowała swoją potęgę przez ponad pół wieku.