Bliski znajomy, tuż przed wybuchem pandemii, zrealizował niewielki projekt dla pewnego przedsiębiorcy. Zrobił mu w ten sposób przysługę, bo poprzedni wykonawca się nie wywiązał, a biznesmenowi bardzo zależało na czasie. Zatem znajomy zgodził się wziąć to na siebie i w kilka wieczorów, po godzinach, „dowiózł temat” w pełni zgodnie z oczekiwaniami klienta. Potem grzecznie poczekał na upłynięcie dwutygodniowego terminu zapłaty, następnie „dorzucił” jeszcze kilka dni i dopiero wtedy wysłał uprzejmego maila z pytaniem o spodziewany przelew. Trzeba przyznać, że odpowiedź otrzymał tego samego dnia i była ona szczera. Aż do bólu. „Postaram się zapłacić, ale nie mogę obiecać, kiedy to będzie. Sam Pan widzi, co się dzieje z tym wirusem”. Dopytałem jeszcze znajomego, czy ten przedsiębiorca działa w branży bezpośrednio dotkniętej rządowymi obostrzeniami. Okazało się, że nie, a jego postawa miała charakter typowo zapobiegawczy. Krótko mówiąc: w chudych czasach lepiej trzymać kasę przy… tyłku, a płacić tylko za to, co konieczne – reszta może poczekać. Zapytałem kolegi, co zamierza. Powiedział, że na razie nie ma noża na gardle i może poczekać, ale klienta wpisał już na prywatną „czarną listę”.

Przypomniała mi się ta sytuacja, na zasadzie kontrastu, gdy czytałem komentarz Mariusza Kochańskiego do artykułu „Wirus zamroził branżę HoReCa” (patrz str. 28). Zdaniem tego wyjątkowo, nie ukrywam, cenionego przeze mnie menedżera okres pandemii i związane z tym turbulencje gospodarcze to dobry moment na okazanie kontrahentom empatii, a w razie potrzeby wyciągnięcia pomocnej dłoni. Z niemal tożsamym apelem wystąpiła do brytyjskich resellerów Fiona Challis, na co dzień prowadząca szkolenia dla handlowców z branży IT. Jej zdaniem to nie jest czas na szukanie nowych klientów, ale czas na służenie i pomaganie tym, których już mamy. Tak, aby ułatwić im przejście przez obecne wyzwania możliwie suchą stopą. Można to robić na szereg sposobów, chociażby przez darmowe doradztwo lub jakąś drobną przysługę. Przy czym zarówno Mariusz Kochański, jak i Fiona Challis są zgodni co do jednego – warto pierwszemu wyjść z inicjatywą, zadzwonić do klienta, zapytać, jak idzie mu biznes i czy potrzebuje jakiegoś wsparcia.

Te rady może i brzmią nieco naiwnie. Z pewnością też nie wszyscy klienci odwdzięczą się pięknym za nadobne. Niemniej uważam, że warto na nie zwrócić uwagę w czasach, kiedy jedni profilaktycznie nie płacą za wykonane usługi, a inni windują ceny maseczek i środków do dezynfekcji na nieznane wcześniej poziomy. I nawet, jeśli można takie zachowania zrozumieć, a być może do pewnego stopnia usprawiedliwić, to na dłuższą metę wielokrotnie więcej zyskają przedsiębiorcy, którzy obrali „strategię empatii”. Wprawdzie dowodów nie mam, ale chcę mocno w to wierzyć.