Podczas niedawnego pobytu w Atlancie przekonałem się, że pod koniec maja miasto nabiera dodatkowych kolorów. Zjeżdżają bowiem do niego tysiące wesołych dzieciaków, przebranych za postacie z gier komputerowych, komiksów czy seriali anime. Magnesem przyciągającym małolatów ze Stanów Zjednoczonych i Azji są targi MomoCon, poświęcone szeroko pojętej rozrywce multimedialnej adresowanej do dzieci i nastolatków. Pierwsza edycja wydarzenia miała miejsce w 2005 r., a cztery lata temu targi przeniosły się do ogromnego Georgia World Congress Center. Po prostu dzieciaków przyjeżdża coraz więcej i trzeba ich gdzieś pomieścić. W bieżącym roku targi odwiedziło ponad 39 tys. osób – niemal dwa razy tyle co w 2015 r.

Osobiście nie jestem fanem gier, z wyjątkiem FIFY-y, i impreza umknęłaby mojej uwadze, gdyby nie tłumy przebierańców spacerujących po mieście. Wprawdzie podobne postacie spotykam na rodzimych targach, niemniej skala zjawiska jest nieporównywalna. Na MomoConie niemal nie wypada pojawić się w cywilnych ciuchach. Nastolatkowie uśmiechają się, pozują do zdjęć, a tacy zadziwieni, przypadkowi widzowie jak ja pstrykają fotki i nerwowo zerkają na stan baterii w telefonie. Przyglądałem się tłumowi przebierańców wspólnie ze znajomym i doszliśmy do wniosku, że już wkrótce pracodawcy i działy HR staną przed poważnym wyzwaniem. Jak zmotywować te dzieci i młodzież do pracy? Jak się z nimi komunikować? Jakie „zabawki” zachęcą ich do wykonywania codziennych, rutynowych zadań?

Ale nie można wykluczyć, że wraz z upływem czasu oni też spoważnieją i upodobnią się do uczestników tegorocznych gdańskich targów InfoShare dla startupowców, którzy na dwa dni przywdziewają szaty Marka Zuckerberga, Elona Muska czy Stewarta Butterfielda. W tym roku po raz pierwszy miałem okazję odwiedzić obiekty wystawiennicze AmberExpo i przyjrzeć się z bliska nadziejom wschodzących biznesmenów. Targi cieszą się dużą estymą w Trójmieście, dlatego spodziewałem się, że będą to dwa bardzo owocne dni.

No cóż, jak się okazało, nastawiałem się na El Clásico, a przyszło mi obejrzeć co najwyżej derby Trójmiasta. InfoShare to bowiem nierówna impreza, gdzie obok bardzo interesujących sesji na temat bezpieczeństwa czy blockchaina pojawiają się typowe zapychacze czasu. Nie najlepszym pomysłem są też 20-minutowe wystąpienia, które nie wnoszą żadnej wartości merytorycznej. Na InfoShare rządzi język angielski – wszak są to targi międzynarodowe. Jednak odniosłem dziwne wrażenie, że lwia części gości i zarazem słuchaczy to moi rodacy. Być może więc organizatorzy nigdy nie słyszeli o tłumaczeniu symultanicznym…

Tak czy inaczej, Gdańsk przynajmniej na dwa dni próbuje zamienić się w Menlo Park. I do pewnego stopnia to się udaje. Ale tylko do pewnego, a najbardziej w kontekście panów z nienagannie przystrzyżonymi brodami i w modnych rurkach, którzy są bardziej amerykańscy niż startupowcy z Kalifornii. Dlatego, gdybym miał wybierać, to zdecydowanie wolę przebierańców z Atlanty. Są dużo bardziej kreatywni, no i jest ich sześć razy więcej.