Według większości raportów branżowych Amazon, obecny niezaprzeczalny lider, właśnie zaczął tracić swoje udziały rynkowe w sektorze chmury dla biznesu. Oczywiście z wynikiem od 48 do 51 proc. – w zależności od firmy analitycznej – nadal jest kilka długości przed Microsoftem, największym obecnie konkurentem AWS. Niemniej obie korporacje są zdeterminowane, żeby przodować na rynku wartym już teraz 32 mld dol., a za trzy kolejne lata nawet 80 mld dol. Mniej oczywiste jest, czy IBM i Google zrobią absolutnie wszystko, żeby stać się czołowymi graczami w segmencie IaaS.

Na razie nie znamy strategii IBM-u, który wprawdzie wyłożył 34 mld dol. na Red Hata, ale nie wiadomo, jakie korzyści ma to konkretnie przynieść. Zwłaszcza że wciąż inwestuje w SoftLayer, a jednocześnie deklaruje, że Red Hat będzie działał niezależnie, co utrudnia odpowiedź na pytanie, jakie są priorytety IBM-u w sektorze chmury. Tymczasem z rynkowymi udziałami mniejszymi nawet niż skromne 3,3 proc. Google’a legendarny Big Blue ma ogromne pole do popisu. Szkoda, że żaden z jego przedstawicieli nie zdradził do tej pory konkretów odnośnie do chmurowej strategii. Natomiast Google zaczyna sygnalizować, że jego determinacja rośnie i należy się ze strony tego koncernu spodziewać – i to już niedługo – istotnych decyzji i anonsów.

W listopadzie Thomas Kurian, wcześniej jeden z dyrektorów w Oracle’u, wziął odpowiedzialność za dalszy rozwój platformy Google Cloud. Trzy miesiące później zaczął rozpuszczać wici, że poszukuje „talentów, które potrafią mówić tym samym językiem co klienci na rynkach wertykalnych”, do których Google chce dotrzeć z usługami chmurowymi. Czy to znaczy, że koncern chce zbudować kanał partnerski? Biorąc pod uwagę zawodowe doświadczenie Kuriana, musi on sobie zdawać sprawę, że równorzędną walkę z Amazonem i Microsoftem można nawiązać, tylko sięgając po klientów biznesowych.

To wszystko zaczyna przybierać postać scenariusza, który zasługuje na uwagę i w którym wygrana Amazona wcale nie jest przesądzona. W końcu dostawcę usług chmurowych można łatwo zmienić na innego. Ten, który zagwarantuje właściwy poziom bezpieczeństwa w dobrej cenie, może więc stosunkowo łatwo sięgnąć po duży kawał rynkowego tortu.

Co ważne, z punktu widzenia użytkownika nie jest aż tak istotne, kto jest dostawcą usług chmurowych. To trochę jak w przypadku dostawców benzyny. Kierowca nie wie, kto ją faktycznie dostarcza i w ogóle się nad tym nie zastanawia, kiedy wtyka końcówkę pistoletu do wlewu. Dla niego liczy się cena paliwa i dlatego walkę konkurencyjną wygrywa zwykle stacja, która sprzedaje najtaniej. Przy czym zmiana stacji nie sprawia przeciętnemu kierowcy żadnego problemu. Oczywiście zmiana dostawcy infrastruktury jest znacznie bardziej skomplikowana. Ale to też raczej kwestia dyskusji klienta ze swoim service providerem na temat tego, jak dokonać zmiany usług na tańsze w jak najkrótszym czasie i bez komplikacji.

Podsumowując: rynek usług chmurowych wciąż jest daleki od dojrzałości, a zdobycie w nim udziałów zależy od dobrze przemyślanej strategii współpracy z kanałem partnerskim, a także woli i determinacji, żeby tego dokonać. Jeśli Thomas Kurian zdecyduje się na realizację racjonalnego planu i będzie umiał komunikować się z rynkiem, Google może okazać się w tym roku czarnym koniem w sektorze IaaS, a co najmniej wartym uwagi graczem.