Siedzę w jednej z gdańskich kawiarni, powoli sącząc drinka. Do lokalu wchodzi para narzeczonych. Szczęśliwi, rozpromienieni, pełni życia. Piękni dwudziestoletni. Na chwilę przypominają mi się młodzieńcze lata. Ale szybko wracam do rzeczywistości – zakochani siadają przy stoliku i wyciągają smartfony. Młodzi nie gruchają jak dwa gołąbki, nie patrzą na siebie czule, tylko wlepiają wzrok w ekrany swoich komórek. Tego typu obrazki można zobaczyć niemal wszędzie: w Warszawie, Barcelonie, Florencji czy San Francisco. Cały świat oszalał na punkcie smartfonów. Co gorsza, padają nawet największe bastiony rozsądku i konserwatyzmu. Od ubiegłego roku Frederic Lequin, proboszcz z parafii rzymskokatolickiej w Notre-Dame de Bellecombe, oferuje błogosławieństwo dla smartfonów.

Nic się nie dzieje samoistnie. Operatorzy i producenci urządzeń bombardują nas setkami reklam. Najwięksi maniacy, bezkrytycznie przyjmujący marketingową papkę, potrafią stać w kilometrowej kolejce tylko po to, żeby zdobyć najnowszy model smartfonu, który uruchamia się o trzy sekundy szybciej i ma o 2 mm cieńszą obudowę od swojego poprzednika. Niektórzy styliści przekonują, że smartfon podkreśla indywidualny styl i stanowi świetny dodatek do ubioru. Zresztą nie tylko oni. „Patrz na telefony i buty” – instruuje swoją nową, uczącą się fachu koleżankę jedna z bohaterek filmu „Galerianki”.

Ale smartfony pozwalają nie tylko nawiązać ciekawą znajomość, ale także zacieśniają więzy rodzinne. Do tego ostatniego wniosku doszli autorzy badania „Bringing Families Closer Together” zleconego przez firmę Ericsson. Dane pochodzą z wywiadów grupowych przeprowadzonych z rodzicami z San Francisco. Niektóre z wniosków przywracają wiarę w zdrowy rozsądek dorosłych osobników. Na przykład respondenci przyznają, że im bardziej osobista, emocjonalna rozmowa, tym chętniej porzucamy technologię, żeby porozmawiać w cztery oczy. Natomiast martwi to, że rodzice powierzają swoim latoroślom rolę przewodników, wprowadzających ich w świat nowych technologii. Powinno być odwrotnie. Obsługa smartfonu czy laptopa, a także poruszanie się po portalach społecznościowych nie wymaga od rodziców tajemnej wiedzy. Niestety, dorośli chcą mieć chwilę świętego spokoju, dlatego dają pociechom do zabawy smartfon.

Na koniec coś optymistycznego. Nawet cyfrowe pokolenie od czasu do czasu tęskni do innego świata. Latem ubiegłego roku byłem w Ogrodzieńcu, gdzie nieopodal zamku znajdowała się restauracyjka (notabene: z pysznym jedzeniem). Na drzwiach wisiał napis „Tutaj nie ma Wi-Fi – gadajcie ze sobą”. Lokal pękał w szwach i nikt z gości nie gapił się w ekran smartfonu.