Z czym? Właśnie
z ludźmi. To ludzie – rzesza wiernych, oddanych fanów – są
najważniejszym zasobem RIM w nadchodzącej kampanii. Oczywiście BB10 to
solidny, elegancki, przemyślany system z licznymi unikalnymi funkcjami.
Środowisko developerów jest zmobilizowane, a najważniejsze aplikacje już
powstają. Kanadyjczycy mają też wsparcie operatorów, którzy powinni zapewnić
odpowiednią dostępność urządzeń. Ale choć logistyka, skuteczna broń
i zapas amunicji są niezmiernie ważne, to jednak wojnę wygrywają (lub
przegrywają) żołnierze. Jak to będzie wyglądało?

Aby wchodzący na rynek
system odniósł sukces, potrzebna jest początkowa krytyczna masa użytkowników,
którzy sprawią, że urządzenia z nowym OS-em będą widoczne oraz będą
pojawiały się nowe aplikacje. Tym zajmą się – kryjący się po
metaforycznych lasach – partyzanci, a więc „ideologiczni” fani
BlackBerry, którzy nigdy nie przestali używać Jeżynek. Jak już pisałem, nie
tylko nie mają powodów, żeby odsunąć się od RIM, ale zachęceni postawą firmy
w kłopotach z pewnością czują się z nią jeszcze mocniej
związani. Niewątpliwie rzucą się do sklepów po nowe modele i zaczną
o nich dużo i głośno mówić.

Następnym etapem będzie odbicie z rąk wroga „jeńców”.
To oczywiście użytkownicy, którzy kiedyś korzystali z BlackBerry
i uważali się, jeśli nie za fanów, to przynajmniej sympatyków systemu.
Było im z nim dobrze, aż przyszedł czas, kiedy zostali zmuszeni do
porzucenia BlackBerry ze względu na okoliczności: brak nowych modeli
w ofercie operatorów, brak takich czy innych potrzebnych funkcji czy
wreszcie presję otoczenia. Bardzo możliwe, że kiedy „jeńcy” zobaczą
(w dużej mierze dzięki działalności „partyzantów”), iż BB wróciło do gry
i oferuje wszystko to, czego potrzebują, uciekną z jabłkowych
i androidowych obozów, żeby dołączyć się do jeżynowej armii.

Realizacja dwóch
pierwszych etapów kampanii powinna dać BB10 zaczątek armii. O ile wszystko
pójdzie tak, jak życzyliby sobie generałowie RIM, zarówno wśród „partyzantów”,
jak i powracających „jeńców” znajdzie się wiele osób odpowiedzialnych za
zakupy lub pion IT w mniejszych bądź większych firmach. Pomogą oni
w odbudowie tradycyjnej „korpofortecy” Jeżynki. W zasadzie powodzenie
dotychczasowych stadiów planu ma szanse zapewnić RIM dostatecznie dużą bazę
użytkowników, żeby zagwarantować przetrwanie firmy, a być może nawet
ustabilizować pozycję trzeciego mobilnego systemu operacyjnego (którą
w tej chwili BB nieustannie traci). Ale co dalej? Dalej nastąpi wojna
pozycyjna, długotrwała i trudna, pełna mozolnego przesuwania linii frontu
o parę punktów procentowych udziału w rynku na rok.

Nie podejmuję się odgadywać jej ostatecznego wyniku, ale
jestem pewien, że jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, RIM będzie
toczył ją już jako firma, której nie grozi nagłe zniknięcie z rynku.

 

Autor jest
redaktorem naczelnym miesięcznika CHIP.