CRN Co przyczyniło się do tego, że zawodowo związał się Pan z Japonią?

Jakub Duch Mój ojciec, Włodzisław Duch, jako profesor fizyki jeździł po całym świecie, pracował m.in. na uniwersytetach w Japonii i sporo opowiadał mi o Dalekim Wschodzie. Moje zainteresowanie Japonią zaczęło się już w czasie liceum, kiedy to rozpocząłem naukę języka na uniwersytecie w Toruniu. Zafascynowała mnie kultura i historia tego kraju, zacząłem czytać literaturę japońską. W tym samym czasie mój ojciec prowadził Katedrę Metod Komputerowych na UMK, więc od dziecka miałem też do czynienia z komputerami i chciałem to wszystko jakoś połączyć. Już za czasów studenckich potrafiłem komunikować się po japońsku, także w piśmie. Zacząłem wówczas wykonywać różne zadania w ramach umów o dzieło dla firm japońskich, takich jak Bridgestone, Firestone czy Fujitsu.

Początki wyglądały więc obiecująco…

Tak, chociaż zdawałem sobie sprawę, jak długa jeszcze droga przede mną. Ja znałem tylko język japoński, a w Japonii… każdy zna japoński. Mogłem więc swobodnie komunikować się, ale uzyskanie dobrego stanowiska w tamtejszej firmie jeszcze nie wchodziło w grę. Trochę pomógł mi pewien zbieg okoliczności. Ambasada Japonii w Warszawie organizowała konkurs, w którym nagrodą było roczne stypendium na badania kulturowo-socjologiczne ufundowane przez japońskie Ministerstwo Kultury i Edukacji. Wygrałem to stypendium, dzięki czemu wylądowałem na Uniwersytecie Kanazawa. Japonia bardzo spodobała mi się kulturowo i dobrze się tam czułem. Jest bardzo czysto i cicho, tam też poznałem moją przyszłą żonę, która studiowała pedagogikę. Po stypendium przyjechałem na chwilę do Polski uporządkować sprawy i wróciłem do Japonii, gdzie zacząłem szukać pracy.

Niemniej wszystkie zdobyte przez Pana kwalifikacje nadal były dalekie od branży zaawansowanych rozwiązań sieciowych…

Na szczęście w międzyczasie pogłębiałem także swoją wiedzę dotyczącą technik teleinformatycznych. Znałem się na sieciach komputerowych, komunikacji z wykorzystaniem protokołu IP, byłem też członkiem stowarzyszenia NACSE (National Association of Communication Systems Engineers). To ułatwiło mi znalezienie pracy w firmie Allied Telesis, która wydawała mi się bardzo ciekawa. Jej CEO urodził się w Japonii i był tam do czasów licealnych, ale studiował w USA. Dzięki temu przedsiębiorstwo łączy ze sobą dwie kultury – japońską i zachodnią. Moje wcześniejsze doświadczenia z japońskimi firmami uświadomiły mi, jakiego typu problemy Japończycy mają z komunikacją między swoją główną siedzibą a oddziałami na całym świecie oraz jakie wyzwania kulturowe u nich występują. Stwierdziłem, że dzięki swojemu pochodzeniu oraz doświadczeniu ze studiów będę mógł te dwa światy połączyć, co pozwoli na unikanie nieporozumień.

Jak wyglądał proces rekrutacji? Czy różnił się w jakiś sposób od znanego nam z firm europejskich i amerykańskich?

Przede wszystkim firma była zainteresowana poważną dyskusją nad rozwojem mojej kariery, nawet w perspektywie 10 lat. Wiedziałem, że chcę zacząć jako inżynier, współpracować z działem badań i rozwoju, lepiej zrozumieć narzędzia, którymi się posługujemy, aby następnie przejść na stanowisko sprzedażowe, na którym – mając zaawansowaną wiedzę inżynierską – będę mógł w prostym języku wytłumaczyć klientowi zawiłości oferowanych przez nas rozwiązań. To jest duże wyzwanie w Japonii. Mimo że w tamtejszych firmach technologicznych zatrudniani są najlepsi eksperci, komunikacja z klientami spoza kraju często bywa kłopotliwa.

Czy udało się ten plan zrealizować?

W sumie moja kariera potoczyła się nawet szybciej, niż pierwotnie planowałem. Już po drugim roku pracy jako inżynier awansowałem na stanowisko product managera ds. rozwiązań dla dostawców usług telekomunikacyjnych. Pod koniec 2005 r. natomiast zostałem najmłodszym dyrektorem w historii firmy i objąłem dział Triple Play. Wówczas to była nowa koncepcja transmisji danych, którą dziś wszyscy mamy w domach, czyli sygnał internetu, telewizji i telefonu przesyłany w jednej sieci z wykorzystaniem protokołu IP. Na początku miałem tylko ośmiu pracowników, ale potem zespół znacznie się rozrósł, bo zaczęliśmy robić duże projekty dla baz amerykańskich w Japonii. Przykładowo połączyliśmy z usługami telekomunikacyjnymi w USA 10 tys. osób w jednej z baz, korzystając ze światłowodu na dnie oceanu. Dzięki temu projektowi zacząłem bliżej komunikować się z działami sprzedaży z innych regionów, bo chcieliśmy tam wdrażać podobne rozwiązania. Byłem w tym dość skuteczny, więc finalnie w 2010 r. szef Allied Telesis zaproponował mi przejęcie stanowiska dyrektora generalnego całego regionu APAC.

 

Jaki kraj z tego obszaru stanowił dla Pana największe wyzwanie?

Tych wyzwań było wiele, bo Azja jest bardzo różnorodna. Dobrze szło nam w Chinach, wygrywaliśmy wiele publicznych przetargów, chociażby w szpitalach, aż władze zorientowały się, że poważnie „zagrażamy” biznesowo lokalnym producentom. Podobne problemy miała zresztą nasza amerykańska konkurencja. Uniemożliwiono nam starty w przetargach, co było bardzo dużym ciosem, więc ograniczyliśmy biznes, a zaoszczędzone w ten sposób pieniądze zainwestowaliśmy w rozwój rynku indyjskiego, co okazało się bardzo dużym sukcesem. Zbudowaliśmy pięć regionalnych biur i właśnie tworzymy szóste. Skupiliśmy się na obsłudze firm zajmujących się infrastrukturą publiczną, jak koleje państwowe, metro, stacje wideomonitoringu, centrum kosmiczne itp. Wygrywamy duże przetargi z największymi konkurentami.

Rzeczywiście, w Azji wiele projektów ma skalę niespotykaną nigdzie indziej na świecie…

Tak, jeśli dany producent jest w stanie podołać takiemu wyzwaniu, to później wszędzie sobie poradzi. Ja wierzę w koncepcję sieci konwergentnych, dzięki którym do jednej szerokopasmowej infrastruktury można podłączyć wiele systemów i podsystemów. Jeden z takich projektów zrobiliśmy w Tajlandii. W Bangkoku wszystkie 50 dystryktów objęliśmy konwergentną siecią szkieletową 40 GbE. Na początku podłączonych do niej było 50 tys. kamer monitorujących ruch w mieście – i już wtedy to było jedno z największych tego typu wdrożeń na świecie. Później Ministerstwo Edukacji podłączyło 425 szkół pod tę infrastrukturę, a Ministerstwo Zdrowia – 15 szpitali. Teraz planowane jest podłączenie systemów Digital Signage obecnych w przestrzeni publicznej, aby służby bezpieczeństwa mogły wymusić wyświetlenie stosownego komunikatu w sytuacjach kryzysowych. Sukces tego typu projektów spowodował, że w 2015 r. zarząd Allied Telesis poprosił mnie, abym zajął się również zarządzaniem projektami na terytorium EMEA. Postanowiłem stawić czoła temu wyzwaniu.

Jak bardzo region APAC różni się od EMEA?

Większość europejskich państw należy do Unii, w której jest bardzo wiele restrykcyjnych regulacji prawnych i trzeba się do nich dostosować. Natomiast gdy odrobi się tę lekcję, sprawa staje się bardzo prosta, bo handel między państwami, które są członkami Unii, jest banalny – nie ma żadnych komplikacji eksportowych ani importowych, łatwa jest też logistyka. Z kolei w Azji każdy kraj jest inny, są bardzo wysokie cła importowe, każde państwo ma też swoje własne, z reguły drogie certyfikaty na zaawansowane produkty, szczególnie wykorzystujące transmisję bezprzewodową, które jako producent musimy uzyskać. Jest też znacznie większa konkurencja niż w Europie, jeśli chodzi o ceny. Wielu klientów szuka rozwiązań najtańszych, chociaż na szczęście to się zmienia. Prowadziliśmy wiele działań edukacyjnych, dzięki którym konsultanci firm rozumieją, że nie można patrzeć tylko na koszt zakupu, ale powinno się analizować także kwestie związane z wdrożeniem i eksploatacją. Oczywiście są też różnice kulturowe – w Azji jest tak, jak w Polsce było parę dekad temu. Można „zamknąć deal” w barze przy paru drinkach, rysując infrastrukturę na serwetce… W Europie już wszyscy wymagają bardzo szczegółowej dokumentacji projektu.

A pod względem innowacyjności klientów? W przestrzeni publicznej wielu azjatyckich metropolii poziom zaawansowania technicznego często jest widocznie wyższy niż w Paryżu czy miastach niemieckich…

To przede wszystkim dlatego, że Azja przoduje w monitoringu wideo, technologii analizy obrazu i wizualnym marketingu z wykorzystaniem narzędzi Digital Signage. Jest też zdecydowanie bardziej rozwinięta pod względem płatności elektronicznych – w wielu miastach można zapłacić za wszystko, włącznie z biletem w autobusie i jedzeniem na straganie na ulicy, z wykorzystaniem aplikacji na komórce. Szybko rozwijane są też projekty związane z infrastrukturą publiczną, szpitalami i fabrykami, których w Azji jest zdecydowanie więcej niż w pozostałych częściach świata. To dziedzina, w której się specjalizujemy dzięki rozwiązaniom do budowy stabilnych sieci bezprzewodowych zapewniających bardzo małe opóźnienia w transmisji danych, jak również automatyzacji zarządzania infrastrukturą sieciową.

Rozmawiał
Krzysztof Jakubik