Jakiś czas temu rzuciła mi się w oczy wypowiedź trenera
piłkarskiej reprezentacji Polski, pana Fornalika, po porażce w towarzyskim
meczu z Estonią. Cóż tak intrygującego powiedział? Cytuję za Onet.news:
„Do rozpoczęcia eliminacji (do Mistrzostw Świata 2014 – przyp. I.D.)
pozostało niewiele czasu. Musimy coś zrobić, bo w naszej grze wiele rzeczy
wymaga poprawy”. Cóż, wedle mnie, z zacytowanej wypowiedzi wynika? Ano
wynika ogromny smutek, rozczarowanie i bezradność. Myślę, że pan Fornalik
zderzył się ze ścianą i musi trochę dojść do siebie. Tą ścianą jest
dysonans pomiędzy tym, co mu obiecywano i do czego przekonywano,
a tym, co w reprezentacji Polski zastał naprawdę. Uzasadniano, że on
(czyli nowy trener), młody, z solidnym przygotowaniem zawodowym,
niekontrowersyjny medialnie, cieszący się zaufaniem Polaków po sukcesach
w klubach ekstraklasy osiągnie to, co jego poprzednikowi kompletnie się
nie udało.

Pan Fornalik niestety (dla
siebie) w to uwierzył i zderzył się z przysłowiową ścianą, którą
jest wszystko: od braku strategii poczynając, poprzez brak umiejętności, na
braku motywacji piłkarzy kończąc. Szok zderzenia jest tak silny, że
z pomeczowej wypowiedzi emanuje bezradność. Bo jak inaczej interpretować
myśl: „musimy COŚ zrobić, bo w naszej grze WIELE RZECZY wymaga poprawy”.
Życzę panu Fornalikowi jak najlepiej i mam nadzieję, że ogólniki wybite
powyżej zamieni na konkrety i je wyegzekwuje. Oraz że znajdzie ludzi,
z którymi mu się to uda.

Piszę o tym dlatego,
że sytuacja pana Waldemara Fornalika jest ostatnio dość typową dla naszego
środowiska firm IT. Ilu ze znanych nam managerów po objęciu nowego,
„wymarzonego” stanowiska zderza się ze ścianą? Przekonywani do awansu przez
przełożonych lub tylko o awansie marzący, mający ambicje i dobre
o sobie mniemanie nie analizują sytuacji i nie oceniają swoich szans
na sukces realnie. Nie konfrontują stawianych przed nimi zadań i oczekiwań
z realnymi możliwościami ich osiągnięcia, a potem… ściana. Czasu
zazwyczaj jest niewiele. Dwa, trzy kwartały i wynik musi być! Skoro następuje
zmiana, skoro poprzednik odchodzi (czy go zwalniają), to znaczy, że luksusu
i komfortu nie ma. Że wymagana jest ciężka praca, wiedza i analiza,
którą najlepiej przeprowadzić, zanim się wdepnie w to… nowe wyzwanie. Że
poprzednik to niekoniecznie skończony nieudacznik, który na tym stanowisku był
przypadkowo i którego wymiana spowoduje cud pozytywnego „turn around”. Że
przyczyny porażki czasem tkwią tak głęboko, że ich ani na pierwszy, ani nawet
na trzeci rzut oka nie widać, że dotykają wielokrotnie samych fundamentów
działania firmy czy działu.

Kto
wie z autopsji, o czym piszę – ręka do góry. O, kilka widzę. Ale
nie martwcie się, kolejne mistrzostwa za dwa, cztery, sześć lat… A za
szesnaście będzie cudownie, wszak „ministra” (tfu, ale to brzmi!) Mucha nam to
obiecuje. I osiągniemy to, jak nie z Fornalikiem, to ze Skorżą albo
jeszcze kimś innym. Przecież ryzykantów nie brakuje. Co więcej, niektórym się
naprawdę udaje!

 

Autor od
1996 r. do lutego 2012 pełnił funkcję dyrektora
zarządzającego Tech Data Polska.