Dla tych, którzy to lekceważą lub nie zwracają na to zbytniej uwagi, mam propozycję: popatrzcie wstecz i przypomnijcie sobie was samych i swoje otoczenie, w którym funkcjonowaliście, w końcu roku 2015. Przywołajcie w swojej pamięci, gdzie była wówczas Polska i jak wyglądała branża IT. Zarówno organizacyjnie, jak i technologicznie. Przez ten myślowy eksperyment chcę uzyskać potwierdzenie konstatacji, jak wiele może przez cztery lata się zmienić, i to zarówno na lepsze, jak i gorsze.

Dzień wyborów był też, chyba przez kompletny zbieg okoliczności, ważny, i to nawet bardzo, dla naszych drużyn narodowych w siatkówce i piłce nożnej. Siatkarze starli się z Brazylijczykami i po obiecującym początku meczu, dzięki dwóm (zaledwie dwóm!!!) błędom pod koniec drugiego seta pogrzebali ostatecznie szanse na tytuł mistrzowski w rozgrywkach Pucharu Świata. A inni nasi ulubieńcy, podopieczni Jerzego Brzęczka, rozegrali mecz, który miał odpowiedzieć na pytanie, czy krajowa reprezentacja w naszym narodowym sporcie ma jeszcze szanse na stanie się zespołem, czy będziemy musieli na niecały rok przed Euro 2020 zaczynać wszystko od początku. Na szczęście piłkarze mimo wcześniejszych starań (a właściwie ich braku) nie doprowadzili do katastrofy i przedłużyli nadzieje kibiców na to, że występ w kolejnym turnieju Euro nie musi skończyć się na rozgrywkach grupowych.

We wszystkich tych sprawach jest wiele do skomentowania i aż trudno się zdecydować, na czym się skupić. Idąc zatem za głosem hierarchii ważności zdarzeń, wybiorę na początek politykę, odkładając sportowe obserwacje i komentarze na następną okazję. Bieżącej polityki na poziomie globalnym nie komentuję często, tym bardziej przepraszam swoich czytelników za ton niniejszego felietonu, ale raz na cztery lata można chyba poruszyć coś ważniejszego niż to, czy dystrybutor A kupi gracza B, czy nie kupi.

Z setek politycznych elementów mogących stać się felietonową inspiracją chciałbym skupić uwagę czytelników na jednym passusie, który padł z ust lidera zwycięskiej w wyborach partii podczas wieczoru tuż po ogłoszeniu wstępnych sondażowych wyników, a który wzbudził moje zastanowienie, a nawet pewne zniesmaczenie. Może gdzieś w zrozumieniu tego, co prezes chciał przez to powiedzieć, leży klucz do zrozumienia problemów politycznych naszego kraju? Wypowiedział taką oto myśl, mając na uwadze swoje ugrupowanie w związku z dopiero co ogłoszonymi wstępnymi rezultatami: „…otrzymaliśmy dużo, ale zasługujemy na więcej…”. Ciekawe i wiele mówiące zdanie. Jego egzegezę zacznę od tego, jak tę wypowiedź czytam wprost. Dla mnie jest to zdanie człowieka rozczarowanego i rozeźlonego, który zderzył się z sytuacją, kiedy w swoim najgłębszym przekonaniu zrobił wiele, a może nawet więcej, niż powinien dla swego elektoratu, a ten nie okazał należytego zrozumienia i wdzięczności. Ba, nawet potraktował „dobroczyńców” obcesowo.

Wypowiedź prezesa PiS odczytać można też tak: my wam dajemy ponad stan, sypiemy ręką hojną i miarą szczodrze napełnioną, a wy nam tego nie odpłacacie swoim poparciem, jakbyście byli ślepi i nieczuli. Jest też w tej wypowiedzi zaskoczenie. Zaskoczenie właściwe dla wszystkich przywódców, liderów, szefów firm i zespołów, a nawet rodziców w sytuacji, gdy społeczeństwo, pracownicy firmy, zespołu czy działu albo dzieci na dokonania i wtłaczane im wartości mają inny pogląd niż ten, kto im je dostarcza. Tego typu postawa jest też na pograniczu lekceważenia, gdyż wynika z nierozpoznania potrzeb i oczekiwań. Może to, co „osiągnęliśmy” w zamyśle prezesa, to niekoniecznie to, co większość społeczeństwa by chciała, aby było osiągnięte? Może „chleb i igrzyska” to zbyt mało, aby zaskarbić sobie w dzisiejszej Polsce wdzięczność ludu? Może te wszystkie propagandowe „+” nie równoważą dostatecznie odczuwanego bałaganu w edukacji, niedostatków i postępującej degrengolady w służbie zdrowia czy słabej sfery usług publicznych, gdzie jednym z remediów powinno być głębsze czerpanie ze zdobyczy współczesnej informatyki i współudziału kapitału prywatnego?

 

Kto dziś pamięta o programach PPP, gdy rządzący myślą nad upaństwowieniem kolejnego banku? Jak kreować większe zaangażowanie społeczeństwa w inwestycje, gdy deklaruje się publicznie i pod publiczkę, że elity gospodarcze i ekonomiczne wymagają wymiany? Rozumiem, że receptą na sukces dla nas dziś powinna być sytuacja w Rosji porewolucyjnej, czyli sprzed 100 lat: prosty lud kupiony kasą i obietnicami awansu społecznego i wizją ukarania dotychczasowych ciemiężycieli, a poprzednie elity usunąć za każdą cenę. Oczywiście nikt takiego myślenia nie potwierdzi, no, chyba że wymknie się mu jakieś „zasługujemy na więcej”. Formacja, która wygrała wybory 13 października, ma zresztą dziwne predylekcje do tego, na co w jej mniemaniu zasługuje albo co jej się należy, że przypomnę przy tej okazji wypowiedź byłej pani premier dotyczącej nagród dla członków firmowanej przez nią Rady Ministrów. Chyba poważnym politykom taki infantylizm nie przystoi.

Myślę, że nowa kadencja naszego parlamentu zapowiada się interesująco i będziemy z uwagą obserwować, czym wyborcy obdarzą władzę za rok, dwa. Na co ona będzie zasługiwać. Warto tutaj wspomnieć, że w dniu naszych wyborów parlamentarnych na Węgrzech odbyły się wybory samorządowe. Mimo wszystkich różnic między nami a naszymi południowymi bratankami, tam władza też nie otrzymała tego, na co w jej mniemaniu zasługiwała. W kilku większych miastach, w tym w samej stolicy, doszło do spektakularnej zmiany na stanowiskach burmistrzów. Zatem raczej w Budapeszcie będzie niebawem Warszawa, a nie w Warszawie Budapeszt, jak zamyślają niektórzy. Niech to też da wszystkim politykom do myślenia. Bo społeczeństwo, czyli elektorat ludzi władzy, też ma swoje oczekiwania i swoją listę rzeczy, na które zasługuje i które władza odpowiedzialna musi swoją postawą i postępowaniem społeczeństwu dostarczyć. Są to np. takie wartości, jak: uczciwość, rudymentarna przyzwoitość, prawdomówność, szacunek, brak nienawiści dla inaczej myślących i przeciwników politycznych, poważne traktowanie czy wreszcie – osądzanie każdego równą miarą. To przykłady, ale na tyle ważne, że w dzisiejszym świecie chleb i igrzyska nie stanowią dla nich alternatywy.

Ktoś powie, a gdzie godność? I tu chcę przejść do nadbudowy. Tak się porobiło, że dziś więcej godności przynosi Polsce przyznana Oldze Tokarczuk Nagroda Nobla niż wywalczenie teki komisarza UE przez pana Wojciechowskiego. I że wynik zwycięskiego meczu w eliminacjach Euro 2020 i zaprezentowany styl gry daje na światowym rynku uznania więcej korzyści niż jakakolwiek wystawa godnościowa w korytarzach Parlamentu Europejskiego. Podobnie jak przepychanki wokół mianowania szefa muzeum Polin przynoszą naszemu krajowi więcej szkody w środowisku finansowych decydentów, niż pozytywne wskaźniki makroekonomiczne mogą skompensować. To może w tych przejawach tkwi przyczyna tego, że inwestycje zamiast oczekiwanego poziomu 25 proc. PKB ślizgają się w okolicach 18 proc.?

Nikt nie chce być uszczęśliwiany na siłę. Nikt nie chce być traktowany jak krnąbrne dziecko i pouczany zwłaszcza przez tych, których autorytetu nie ceni. Nikt nie lubi być stawiany pod przymusem wyboru spośród fałszywych alternatyw. W końcu nikt nie lubi być obrażany, a zwłaszcza nie lubi, by obrażano jego inteligencję. Może to teraz, na początek nowej kadencji parlamentu, jest pora, aby o tym przypomnieć i apelować do rządzących o zmianę paradygmatu dotąd sprawowanej władzy. Pierwsze musi zniknąć zgubne dla samych sprawujących władzę przekonanie i oczekiwanie, że im się coś należy. Władzy nie należy się od społeczeństw literalnie NIC! Bo to ono w państwach demokratycznych zatrudnia polityków, a nie odwrotnie.
I tyle polityki na tych łamach. Raz na wiele lat.