Jest w nas coś, co sprawia, że marzy nam się wędrówka. Jakaś pozostałość po nomadycznym życiu naszych przodków ciągnie nas w drogę. Dzieje się tak, chociaż ukształtowany przez wiele wieków osadnictwa i uprawy roli instynkt ostrzega, że to niebezpieczne i na pewno źle się skończy. Wygląda na to, że postęp technologiczny konsekwentnie stara się ułatwić nam spełnienie marzeń o podróżach: wóz konny, kolej żelazna, parostatki, sterowce, samochody, samoloty… Możemy przemieszczać się coraz szybciej, coraz dalej i coraz taniej.

Dziś wielu z nas w ciągu jednego dnia przebywa pół kuli ziemskiej, a w miesiąc doświadcza wszystkich klimatów i pór roku. Są oczywiście i ciemne strony podróżowania. Wypadki samochodowe pochłaniają więcej istnień ludzkich niż niejedna wojna, a katastrofy morskie, kolejowe, a zwłaszcza lotnicze – chociaż odpowiedzialne za znacznie mniejszą liczbę ofiar –budzą powszechną grozę swoją brutalnością i skalą. Ciekawe jednak, że coraz więcej osób zaczyna dostrzegać inne, mniej oczywiste niebezpieczeństwo. Otóż, im częściej i dalej podróżujemy, tym więcej nas pojawia się w miejscach, które są warte odwiedzin. A im nas więcej w tych miejscach, tym mniej stają się one odwiedzin warte.

Wieża Eiffla, Wielka Piramida w Gizie, Tadż Mahal czy fontanna di Trevi mocno odbiegają od naszych wyobrażeń ukształtowanych przez retuszowane zdjęcia i filmy robione ze starannie dobranych punktów widzenia. W rzeczywistości są zatłoczone, brudne, wypełnione oznakami komercji – słowem pozbawione wszelkiej magii. O ironio, dzieje się tak właśnie dlatego, że tak wielu z nas ma teraz możliwość wyruszyć na poszukiwanie tejże magii i jest gotowe za to zapłacić! A będzie jeszcze gorzej. Być może jednak rozwiązanie przyniesie znów postęp technologiczny.

Powiem od razu: nie podoba mi się ten pomysł. Odrzucam go instynktownie, bo takie właśnie podejście wpoiła nam nasza kultura, budująca opozycję między tym, co naturalne i prawdziwe, czyli dobre, a tym, co sztuczne i iluzoryczne, a więc złe. Jednak kolejne pokolenia wychowują się otoczone światem w coraz większym stopniu sztucznym – doświadczanym za pośrednictwem różnego rodzaju mediów. Dla nich, pokoleń mających nadejść, przejście o którym myślę, a którego natury już z pewnością się domyśliliście, będzie znacznie łatwiejsze niż dla nas. Dzięki hiperrealistycznej rzeczywistości wirtualnej nasi potomkowie będą oglądać świat i podróżować z łatwością, o jakiej nawet my, cywilizacja samolotów i autostrad, możemy tylko pomarzyć, a miejsca, które odwiedzą, będą o niebo piękniejsze niż te, które oglądamy my. O niebo piękniejsze niż prawdziwe, bo dokładnie takie jak na zdjęciach.